niedziela, 27 września 2015

Rozdział 7


         Okazało się, że Roxi Weasley rzeczywiście ma w zapasie kilka Rubinowych Dam. Postanowiłem, że spytam ją o to czy mogłaby mi sprzedać jedną z nich. Starałem być się naprawdę miły i uprzejmy, a do tego posłałem jej moje spojrzenie numer osiem, przy którym wszystkie dziewczyny rozpływały się w zachwytach. No było kilka wyjątków - na przykład Rose.
Niestety, to nie zadziałało. Roxanne ułożyła w dzióbek starannie umalowane, różowym błyszczykiem usteczka, zmarszczyła nosek i machnęła władczo rączką. Koło mnie pojawiły się cztery dziewczyny ubrane w szaty w kolorze różu, od którego bolały oczy. Otoczyły mnie śmiejąc się złowieszczo i złapały za ręce oraz nogi. Zacząłem się wyrywać, ale te baby miały siłę słonia! Skąd ja się pytam?!
- Puśćcie mnie! - zawyłem z rozpaczą. Nie rozczulił ich ten widok, raczej wręcz przeciwnie, bo bezceremonialnie wywaliły mnie za drzwi. 
Przez dłuższą chwilę nie mogłem wstać, wszystko tak mnie bolało. Dopiero jakiś czas później pomogła mi Sam i Lucia, które chyłkiem wymknęły się z odbywającej się właśnie licytacji. Złapały mnie pod ramię i zaczęły prowadzić w stronę lochów. Wyrwałem się im jednak i skierowałem oskarżycielskiego palucha w ich stronę.
- To wasza wina! - huknąłem.
- Ach tak? - zapytała Lucia uśmiechając się niebezpiecznie i unosząc jedną brew do góry. Ojej. Oczami wyobraźni zobaczyłem jak ustawia się w pozycji kung fu i robi mi krzywdę...
- To znaczy nie... Ja... - zacząłem się plątać. Obie ślizgonki zaśmiały się i poklepały mnie elegancko po plecach.
- Musimy już iść, Scorpius. To na razie! I powodzenia w poszukiwaniach!

* * *

Wiedziałem już co będę musiał zrobić, aby zdobyć tą cholerną szminkę. Jednak ciężko było mi się do tego zabrać. No bo owszem, ja i Rose zawarliśmy cały ten rozejm, ale nie po to żeby robić sobie przysługi. Tylko że przede mną nie rozciągało się zbyt wiele możliwości (żeby nie powiedzieć, że Weasley jest moją ostatnią deską ratunku).
Zaczaiłem się na  Rose następnego dnia. Wracała właśnie z biblioteki, w rękach niosąc cztery opasłe tomiska. Przez chwilę podziwiałem jak tak mała osóbka jak ona daje radę je nieść, wcale się przy tym nie męcząc, a potem wyszedłem jej na spotkanie. Rose się tego nie spodziewała (w sumie to kto by się spodziewał?), bo na mój widok wrzasnęła ochryple i wypuściła z rąk wszystkie książki, które trzymała.
Oczywiście na moją stopę, a jakżeby inaczej.
- Malfoy! - ryknęła Weasley. Rozejrzała się po korytarzu i nie zwracając uwagi na to, że cierpię, wepchnęła mnie do jakiejś starej klasy. Następnie stanęła przede mną, podparła ręce pod boki i zmarszczyła groźnie brwi. 
- Tak? - mruknąłem cichutko powolutku przesuwając się w stronę drzwi. Ta ruda złośnica zagrodziła mi jednak drogę. No i nici z ucieczki. A więc już po mnie.
- Czyś ty kompletnie zgłupiał, idioto?! Co ty w ogóle wyprawiasz? Skoro zawróciłeś mi głowę to teraz się z tego nie wywiniesz. Gadaj! Czego chcesz? - zawołała dość brutalnie, ciskając we mnie iskrami z oczu..
- Ja... Chciałbym prosić cię o przysługę  - mruknąłem cicho. Rose spojrzała na mnie zaskoczona, a potem...
A potem zaczęła się bezczelnie śmiać.
Przestała jednak, kiedy wytłumaczyłem jej o co dokładnie chodzi.
- O nie, Malfoy! Po moim trupie! - zawołała, odwróciła się na pięcie i zamaszystym krokiem wyszła na korytarz. Pobiegłem za nią i złapałem ją za rękę.
- Weasley, proszę! Od tego zależy moja przyjaźń z Sire - rzuciłem dramatycznie. Przez chwilę miałem wrażenie, że mnie walnie, ale ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, odpowiedziała:
- Zastanowię się.

* * *

Oczekiwanie na odpowiedź od Rose było dla mnie istną męką. Chciałem nawet odrobić pracę domową, aby się czymś zająć, ale okazało się, że tego dnia nikt nic nam nie zadał. Zrezygnowany opadłem na krzesło obok Jasara, który właśnie czytał... eee... książkę?
- Flint, czy ty się dobrze czujesz? - zapytałem marszcząc brwi. Jasar nie należał do osób, które przepadały za czytaniem. Ślizgon w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Sire mi ją poleciła - mruknął nie zwracając na mnie uwagi. Słysząc jej imię jakoś tak zrobiło mi się ciężko na sercu. Mijał czwarty dzień od kiedy się do mnie nie odzywała. Powiecie, że to nie dużo, ale ja strasznie się za nią przez ten czas stęskniłem. Westchnąłem ciężko. 
No nie, to czekanie mnie dobija. Idę do Rose.
Weasley odnalazłem na czwartym piętrze. Rozmawiała właśnie ze swoimi przyjaciółkami - Cassidy Blackley, Frivette Lacrett i małą Lily Luną (która jest największą feministką na świecie, no ale nieważne), kiedy mnie spostrzegła. Schowałem się za zbroję i zacząłem wymachiwać w jej stronę szaleńczo rękami. Weasley wytrzeszczyła ze zdumienia oczy.
- Dobrze się czujesz, Rose? - zapytała ją rudowłosa kuzynka, oglądając się wokół. Schowałem się szybko za zbroję i wstrzymałem oddech.
- Ja? Co? Och, nie... To znaczy tak... Ja... Hm, muszę iść załatwić pewną sprawę, spotkamy się w Wieży, dobra dziewczyny? - zapytała szybko. Młoda Potterówna obrzuciła ją zdziwionym spojrzeniem, ale Cassidy i Frivette pociągnęły ja za sobą. Kiedy zniknęły mi z oczu, Rose podbiegła do zbroi za którą się chowałem, cała czerwona na twarzy.
- Co ty wyprawiasz? Wiesz co by było, gdyby cię zobaczyły?
- Przepraszam, Rose, ale muszę wiedzieć, czy mi pomożesz  - powiedziałem błagalnie wpatrując się w jej oczy. Po wzroku jaki mi posłała byłem na sto procent pewny, że powie nie, ale jej mina zmieniła się nagle. Spojrzałem na nią z nadzieją.
- No dobra, pomogę ci Malfoy, ale będziesz mi wisiał przysługę. Naprawdę wielką przysługę - powiedziała z westchnieniem. - Spotkajmy się tutaj o siedemnastej - dodała na odchodne, a potem szybko sobie poszła. A ja zacząłem się trochę obawiać, czy rzeczywiście było warto prosić ją o pomoc.

* * *

O wyznaczonej przez Rose godzinie stawiłem się na miejscu. Weasley zjawiła się chwilę później. Upewniła się, czy wokół nikogo nie ma, a potem wskazała obraz, przez które przechodziłem dzień wcześniej z Lucią i Samarą.
Przełknąłem ślinę. 
- Weasley... 
- Chyba nie sądzisz, że pójdę tam sama - odparła niemalże natychmiast. Westchnąłem. W sumie to taką właśnie miałem nadzieję. 
Tego dnia w królestwie Roxanne nie było prawie nikogo oprócz niej samej. Ubrana w różową sukienkę córka George'a i Angeliny, układała coś w swojej torebce. Na widok Rose tak się ucieszyła, że zeskoczyła z krzesła i podbiegła w jej stronę. Weasley widząc to, odsunęła się trochę do tyłu. Dopiero wtedy Roxanne zdała sobie sprawę, że ja też tam stoję.
- A co on tu robi? - zapytała pokazując na mnie różowym paluchem. - Specjalnie go wczoraj wywaliłam. Wiem Rosie, że go nie lubisz, a poza tym chłopcy nie mają tutaj wstępu - powiedziała dobitnie patrząc mi w oczy. Przełknąłem ślinę. 
- Weasley, ratuj - szepnąłem. Rose odchrząknęła. 
- Oczywiście, że go nie lubię Rox, ale on naprawdę potrzebuje tej szminki, którą wczoraj chciał od ciebie kupić. 
- A jemu to niby po co? - zapytała z zaciekawieniem. Chciałem już jej odpowiedzieć, ale Rose zmroziła mnie wzrokiem.
- Pokłócił się z Sire i chciałby jej podarować na przeprosiny Rubinową Damę - odparła. A potem dodała: - No proszę, Roxi.
Oczy Roxanne rozszerzyły się i w tej chwili były wielkości dwóch galeonów. Właściwie zastanawiałem się, czy będzie się dopytywać dlaczego Rose mi pomaga, ale widząc jej wzrok już wiedziałem, że nie. Roxi z całej bandy kuzynów jaką posiadała, najbardziej uwielbiała Rose. Nikt w sumie nie wie dlaczego, nawet sama Weasley. 
A potem nagle Roxanne spuściła głowę. 
- Miałam wczoraj dwie taki szminki, ale je sprzedałam - szepnęła. Spojrzałem na nią z przerażeniem. 
- Chyba nie mówisz poważne! - wrzasnąłem, ale Rose popchnęła mnie w stronę wyjścia i pożegnała szybko swoją kuzynkę. 

* * *

Przez cały cały następny dzień chodziłem jakiś taki osowiały. Rzuciłem torbę na ziemię i usiadłem na kanapie. Czekałem właśnie na Jasara, kiedy zobaczyłem Sire idącą w moją stronę. W pierwszej chwili miałem ochotę zwiewać oczywiście, ale ona uniosła ręce w geście kapitulacji. 
Podniosłem się szybko. 
- Sire... 
- Zanim coś powiesz, chciałabym cię strasznie przeprosić, Scor. Właśnie jakieś pół godziny temu rozmawiałam z Rose Weasley. Siedzę z nią razem na Numerologii no i kiedy mieliśmy chwilę przerwy, powiedziała mi, co dla mnie zrobiłeś. Ja... Przepraszam, że się tak na ciebie wściekłam. Wydałam na tą szminkę fortunę, a wiesz że u nas się teraz zbytnio nie przelewa...
- Sire...
- Zachowałam się okropnie. Nie powinnam tak reagować w końcu jesteśmy przyjaciółmi...
- Sire...
- Strasznie, strasznie, strasznie, ale to strasznie cię przepraszam, Scorpius! - wybuchła w końcu rzucając mi się w ramiona. Przytuliłem ją do siebie mocno.
- Jestem naprawdę złą przyjaciółką, co? - rzuciła posępnie jakiś czas później.
- Nieprawda. Jesteś najlepsza na świecie, Sire - powiedziałem, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. 


_____________________________

Rozdział krótszy niż poprzedni, ale od teraz postaram się dodawać notki regularnie.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten zastój, ale mój brat dostał ostatnio grę - Assasin Creed IV, a że uwielbiam całą serię to grałam w nią w każdej wolnej chwili. :D Ale wreszcie ją przeszłam, więc wracam do rzeczywistości. ;)

9 komentarzy:

  1. Weszłam tutaj z samego rana z nadzieją że może dodałaś wreszcie coś nowego. I proszę!
    Rozdział naprawdę super, podoba mi się, że to dzięki Rose Sire pogodziła się ze Scorpiusem.
    Komentarz nie będzie długi bo mam lekcje a telefon mi się zacina i nie wiem czy w ogóle się doda. Wybacz xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Nie mogę się doczekać aż S i Rose będą razem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Marta jest, Marta czyta, Marta komentuje :D

    Rubinowa Dama! Tyle zachodu, a tu znów są przyjaciółmi :D Lubię Sire, jest mega spoko. I rozwala rzeczy u chłopaków xD

    Widzę, że niektóre postacie są takie same jak z RSW? Cassidy, Frivette. W ogóle twój blog odznacza się takim świetnym sarkastycznym humorem jaki uwielbiam! Oby tak dalej <3

    Rose pomogła Scorowi... Uchuchu^^ Szykuje się. Plusem jest to, że nie robisz Scorose w pierwszym rozdziale. Nie wiem, czy już to pisałam? Skleroza na starośç doskwiera, no naprawdę. Szczególnie kiedy trzeba posprzątać w pokoju.

    Rozdział krótki, ale fajny! Czekam na nn i pozdrawiam :*

    ~ Marta ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze. ♥ :D
      Cassidy i Frivette wcisnęłam tutaj celowo, choć większej roli z nimi nie przewiduję. Kiedyś czytałam taką książkę, gdzie występowały postacie z innych powieści tej samej autorki i niesamowicie mi się to spodobało. :D
      Ściskam cieplutko. <3

      Usuń
  4. Hej ja też jestem wielką fanką Assasin Creed! Chociaż wolę części z Eziem, ale Kenway'ów też lubię. :DDD
    Trafiłam tutaj do ciebie jakoś tak niedawno i tto przypadkiem bo nigdy nie czytałam opowiadań o nowym pokoleniu. Ale twoja wersja huncwotów tak mi się spodobała że zajrzałam na inne twoje blogi i jestem pod wrażeniem. :DD
    Bardzo fajne jest to że piszesz z perspektywy Scorpiusa. Mało jest takich opowiadań a u ciebie można się na dodatek pośmiać. Kocham fragment pierwszego rozdziału gdzie Scorpius rozczula się nad kanapą :DD
    Ok, to tyle ode mnie. Pisz dalej bo nie mogę się doczekać co będzie dalej z Rosse i Scorpiusem.
    -Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg, naprawdę? W końcu się ktoś znalazł, hahah. :D
      Właściwie to to opowiadanie miałam pisać w trzeciej osobie, ale skoro Rose była w pierwszej to pomyślałam, że mogłabym pisać jako Scorpius no i proszę. :D
      Bardzo cieszę się, że ci się podoba.
      Buziaki. <3

      Usuń
  5. Hejka! Wreszcie mu wybaczyła tą szminkę. :) Myślałam, że będzie jej szukał dalej.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, abyście informacje o nowych notkach zostawiali w zakładce "Sowiarnia".

Harry Potter Magical Wand

Prorok Codzienny