wtorek, 8 września 2015

Rozdział 6


           Wszystko zaczęło się dosyć niefortunnie w słoneczny (jak na tę porę roku) niedzielny poranek.
Osunąłem się z jękiem na podłogę i wbiłem wzrok w sufit. W głowie szumiało mi od spożycia ogromnej ilości Żelkowych Potworów z Miodowego Królestwa. Zrobiliśmy sobie z chłopaki z szóstego roku małą imprezę w naszym dormitorium. Louis skombinował trzy butelki Ognistej Whisky i zaczął nawadniać nimi żelki, a ja i Flint mu pomogliśmy. Kiedy jednak zaczęliśmy je spożywać, trochę nas (a w szczególności mnie) poniosło. Najadłem się ich z chyba tonę. Na samą myśl o nich automatycznie robiło mi się niedobrze.
Z potwornym jękiem wstałem na własne nogi. Dla pewności przytrzymałem się jeszcze łóżka, aby mieć pewność, że nie upadnę na podłogę. Bardzo dobrze zrobiłem, ponieważ po chwili noga mi się poślizgnęła i z trudem uniknąłem poważnej kontuzji. Otarłem niewidzialny pot z czoła i ślimaczym kroczkiem ruszyłem w stronę łazienki. Zgrabnie ominąłem stertę ubrań, które wylewały się z kosza, rozwaloną pastę oraz kilka skarpetek i w końcu dotarłem do umywalki. Odkręciłem wodę i przemyłem twarz zimną wodą. Oczy już co prawda mi się nie kleiły, ale głowa nadal potwornie bolała no i wciąż chciało mi się spać. Westchnąłem cicho i wróciłem do pokoju. Prawie dostałem zawału, kiedy usłyszałem ogłuszający dźwięk dzwona, który rozległ się w Pokoju Wspólnym.
- Cholera jasna! Scorpius idź zobacz co się dzieje - zawołał Jasar naciągając poduszkę na głowę. Jęknąłem cicho. Najchętniej wróciłbym do łóżka, ale jeśli ja się nie dowiem dlaczego ślizgoni wszczęli alarm to nikt tego nie zrobi. Musiała być to jakaś naprawdę ważna sprawa, ponieważ bardzo rzadko go używamy. Ostatni raz był wtedy, gdy jakiś idiota próbował wyczarować w swoim dormitorium wielką kulę ognia. W efekcie spalił cały pokój wraz ze wszystkimi rzeczami, które były w środku. Od tamtej pory wciąż ukrywa się przed swoimi współlokatorami.
Otworzyłem drzwi i elegancko oparłem się o schody. Miałem nadzieję, że czegoś się dowiem bez konieczności schodzenia na dół. Niestety opatrzność chciała inaczej, ponieważ potknąłem się i sturlałem ze schodów z głośnym plaskiem.
Nagle do Pokoju Wspólnego wbiegł chłopak. Był niski, miał czarne kręcone włosy, a jego twarz była koloru pomidora. Oparł się słabo o jeden z filarów i spojrzał na mieszkańców domu Salazara Slytherina, którzy zgromadzili się w Salonie. Niektórzy stali tylko w samych gaciach, dziewczyny miały umalowane po jednym oku i grymasiły potwornie, pierwszaki rozglądały się wokół z niepokojem, a ja kląłem szpetnie pod nosem.
I wtedy...
- Inspekcja - wyszeptał drżącym, płaczliwym głosem. To co nastąpiło potem było straszne. W jednej chwili zaspani ślizgoni rzucili się na oślep do swoich dormitoriów niczym wygłodniałe bestie szukające jedzenia. Ja tymczasem stałem jak wrośnięty w ziemię. Stałbym tak nadal, gdyby nie Flynn, który pociągnął mnie za ramię i zaczął pchać w stronę pokoju, w którym rzekomo mieszkał.
- Malfoy! Ruszaj się! Oboje nie chcemy wiedzieć co się stanie jeśli Gryzia zobaczy jaki macie syf w pokoju - krzyknął z paniką w głosie. No i owszem, miał rację. Nie chciałem.
Inspekcja od niepamiętnych czasów, czyli odtąd, kiedy Gryzelda Marchbanks zajęła stanowisko opiekuna Domu Slytherinu, było słowem budzącym trwogę. Zdarzyła się jak dotąd tylko dwa razy i za każdym razem był wyciek dzięki czemu spokojnie mogliśmy uprzątnąć swoje pokoje. Nie miałem pojęcia dlaczego wybrała sobie akurat dzisiejszy dzień na inspekcję, ale w duchu pogratulowałem jej sprytu.
- Cholerna Gryzia! Już po nas - oznajmił Flynn, kiedy zobaczył w jakim stanie był nasz pokój. Wyglądał jak tysiąc nieszczęść albo gorzej. Spódnice Sire zawieszone były na małym sznureczku tuż nad oknem, Jasar leżał rozwalony na łóżku, książki leżały rozwalone na podłodze, ponieważ zepsuła się półka, a żadnemu z nas nie chciało nam się jej naprawić... Dodatkowo z przerażeniem zauważyłem, że na jednej ze ścian różową szminką pomalowana była uśmiechnięta buzia...
Wziąłem kila głębokich wdechów na uspokojenie nerwów, a potem rozkazałem Flynnowi wepchać pod łóżko wszystko, co tylko leży na podłodze. Sam tymczasem ruszyłem w stronę łóżka Jasara.
- Wstawaj! - ryknąłem.
- Na Salazara, Malfoy jest niedziela, więc co ty do cholery w ogóle wyprawiasz... - zaczął Flint zaspanym głosem. Spojrzałem na niego ze złością.
- Gryzia idzie - odparłem.
Flint poderwał się tak gwałtownie do góry, że walnął się głową w deski przytrzymujące kotary. Zawył, wrzasnął, mruknął coś tam jeszcze z rozpaczą i opadł bezwładnie na podłogę.
Flynn złapał się futryny na ten widok.
- Merlinie, zabiłeś go - szepnął z paniką w głosie.
- Nie wygłupiaj się, rób, co masz robić! - mruknąłem kierując się szybko w stronę łazienki. Na miejscu wrzuciłem wszystkie szminki, perfumy i kosmetyki do kosza, przykryłem je stertą śmieci, a potem nabrałem do kubka wody i wróciłem do pokoju. Następnie wylałem ją na Jasara i przez chwilę czekaliśmy w napiętej ciszy. Po chwili Flint zaczął głośno kaszleć.
- Żyje - powiedział z ulgą Flynn wracając do wrzucania wszystkiego pod łóżko Flinta. Ja tymczasem w tempie ekspresowym zamiotłem wszystkie śmieci pod dywan, a potem przyjrzałem się ścianie pomalowanej szminką.
- Flynn, chodź tu! - zawołałem wpadając na pewien pomysł. Wspólnymi siłami zasłoniliśmy szafą rysunek. Zadowolony uśmiechnąłem się szeroko, ale mina mi zrzedła, kiedy usłyszałem głupi rechot Jasara. Pełen najgorszy obaw, obróciłem się na pięcie i zamarłem. Na ścianie wisiała jakaś atrakcyjna modelka. Wyginała się, prężyła i tańczyła sambę w skąpym bikini.
Próbowaliśmy ją zerwać, ale widocznie poprzedni lokatorzy naszego dormitorium przykleił ją na Zaklęcie Samoprzylepne. Czując potworny uścisk w żołądku, z powrotem zasłoniliśmy modelkę, która skwitowała to piskliwym krzykiem.
Jasar tymczasem wreszcie się dostatecznie rozbudził. Chyba miał zamiar uciec, nie wiem, w każdym bądź razie wyjrzał za drzwi i jeszcze w tej samej sekundzie zamknął je z powrotem.
- Jest w pokoju obok - szepnął z paniką w głosie. I miał rację.
Kilka sekund później Gryzelda Marchbanks weszła do naszego pokoju. Czarna peleryna łopotała za nią jak żagiel. Nie mam pojęcia dlaczego, może to przez ten przeciąg. Zmarszczyła idealnie wyskubane czarne brwi, starannie umalowane połyskujące oślepiającym blaskiem usta ułożyły się w idealną kreseczkę, a oczy... Oczy miotały pioruny. Ale to przecież żadna nowość.
- A co to jest? - zapytała nauczycielka dziesięć minut później, tak nagle, że z przejęcia aż zaschło mi w gardle. Podążyłem wzrokiem za jej paluchem. Na parapecie leżała szminka. Piękna, czerwona szminka. Ozdobiona w brązowe futerko. Leżała i śmiała mi się w twarz.
Spojrzałem z paniką na Jasara, a potem na Flynna, ale to ich zdecydowanie przerosło. Obaj podtrzymywali się ściany, aby nie upaść. Nie mogłem na nich liczyć. Zostałem sam.
Jak w transie podszedłem w stronę parapetu i wziąłem szminkę do ręki. Następnie, ku zdumieniu wszystkich obecnych w dormitorium, pomalowałem sobie nią ślamazarnie usta.
- To moje. Ćwiczę malowanie, proszę pani - odparłem uśmiechając się szeroko. Gryzia spojrzała na mnie z niesmakiem zmieszanym z niedowierzaniem, mruknęła coś niemiłego pod nosem i wyszła.
Flynn i Jasar rzucili się na mnie z głośnym okrzykiem. Udało nam się przebrnąć inspekcję! Ale wtedy stało się coś niespodziewanego. Do pokoju weszła Sire, podskakując jak mała dziewczynka. Piszczała coś, machała rękami a potem nagle zamarła w pół kroku. Zmrużyła oczy i spojrzałam na mnie z niedowierzaniem. Przez chwilę nie mogła wydusić głosu, a potem w naszym dormitorium rozległ się potężny, ogłuszający ryk.
- Moja szminka z edycji limitowanej! - pisnęła rzucając się w moją stronę z wysuniętymi zębami i ogromnymi zielonymi szponami. 

* * *

Myślałem, że jeśli dam Sire trochę wytchnienia, wybaczy mi zniszczenie swojej drogocennej szminki. Niestety przeliczyłem się. Wyniosła się z naszego dormitorium w tempie natychmiastowym, a gdy tylko spotykała mnie w Pokoju Wspólnym albo na korytarzu, sprawiała wrażenie, jakby miała zabić mnie wzrokiem. Wiedziałem, że aby mi przebaczyła będę musiał odkupić jej tą cholerną szminkę. Ale okazało się to jednak zdecydowanie trudniejsze niż na początku zakładałem.
Mormon nie żartowała, kiedy mówiła, że była z edycji limitowanej. Dowiedziałem się o tym w jednej z wydań "Czarownicy". Kiedy je czytałem powoli zacząłem się obawiać, że jeszcze trochę, a zgłupieję od tego. Jakieś quizy, porady jak poderwać chłopaka, szybki sposób na przygotowanie Eliksiru Miłości. Do tego na każdej stronie jakiś szczerzący się przygłup, Augustus Lincoln, który słał w moją stronę soczyste całusy, urocze uśmieszki, a nawet brewki! Miałem ochotę wyrzucić tą gazetę przez okno, schować się pod kołdrą i zapomnieć o tym strasznym chłopaku, ale musiałem szukać informacji na temat tej szminki. Sire nie zdawała sobie nawet sprawy ile zdrowia mnie to kosztowało.
Po kilku godzinach, kiedy myślałem, że najzwyczajniej w świecie spasuję, w dwieście dwadzieścia ósmym numerze znalazłem to, czego szukałem. Szminkom zostały poświęcone ponad cztery strony. Na każdej z nich stały w rządku. Dla mnie wszystkie wyglądały identycznie, ale co innego sugerowały nazwy pod nimi. Odszukałem tą którą zniszczyłem Sire czyli (jak się okazało) Rubinową Damę. Zapamiętałem numer szminki, nabazgroliłem zamówienie na papierze i dałem do wysłania mojej sowie, Lizzy. Zadowolony z odwalonej roboty poszedłem na kolację.
Następnego dnia spotkało mnie jednak wielkie rozczarowanie. Wszystkie szminki z tej kolekcji zostały już wyprzedane. Zdenerwowałem się okropnie. No bo, cholera, co ja mam teraz zrobić?! Sire nigdy mi nie przebaczy! Postanowiłem, więc walczyć, ale w końcu nic nie wywalczyłem oprócz zakazu pisania do firmy Szminkowe Czarodziejki.
Jasar - z tego powodu - śmiał się ze mnie bardzo okrutnie. Byłem zły na niego, że zamiast mnie wspierać, bezczelnie się rechocze, ale postanowiłem zostawić tego pajaca i spożytkować swoje siły do znalezienia kogoś, kto sprzeda mi Rubinową Damę.
Zacząłem swoje poszukiwania od Pokoju Wspólnego Ślizgonów, ale że kręciła się tam Sire, natychmiast postanowiłem się stamtąd ulotnić. Zacząłem więc przechadzać się po korytarzach. Obok mnie przewinęło się ponad kilkaset dziewczyn, ale jakoś głupio mi było podchodzić do każdej, która miała pomalowane usta na czerwono i pytać się czy nie używa przypadkiem Rubinowej Damy, a jeśli tak, to czy wie gdzie mogę ją kupić.
Z dalszej rozpaczy wyrwała mnie jednak Effie, którą nie widziałem od czasu jej słynnej bójki z panną Weasley. Jak zawsze wyglądała pięknie. Brązowe włosy związała w cudacznego kucyka na samym czubku głowy (w sumie to trochę przypominała mi jednorożca). Oczy błyszczały jej wesoło, a na ustach miała szeroki uśmiech. Ubrana była w zwykłą bluzkę i czarne rurki, ale mimo to, uczniowie przechadzający się obok nas, posyłali jej długie, hipnotyzujące spojrzenia.
Udało jej się wyrwać mnie na gorącą czekoladę. Opowiedziałem jej przy okazji o moim nieszczęściu dotyczącym Sire i szminki, którą przypadkowo zniszczyłem i stwierdziłem, że autentycznie się zmartwiła. Nie jestem tylko pewny czy tym, że Sire się do mnie nie odzywa, czy tym że zniszczyłem szminkę z edycji limitowanej.
- Wcale jej się nie dziwię, Scorpius. W końcu to Rubinowa Dama! Sama złożyłam na nią zamówienie, ale niestety za późno... - powiedziała z żalem. No to teraz już chyba wszystko jasne.
Porozmawialiśmy jeszcze trochę, a potem szarmancko odprowadziłem ją w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego Krukonów. Na pożegnanie pocałowała mnie w policzek. Kilka osób, które to widziało, obrzuciło mnie serią morderczych spojrzeń. Dobrze, że nie działają, bo inaczej z pewnością umarłbym śmiercią tragiczną.
Mimo wszystko rozmowa, a w szczególności uśmiech Effie, bardzo polepszył mi humor.
Słońce zaczęło już zachodzić i zrezygnowany postanowiłem wrócić do lochów. Inni ślizgoni również postanowili zrobić to samo przez co w przejściu zrobił się niezły korek.
- Osz cholera! Niech ruszą te tyłki. Za pół godziny rozpocznie się Aukcja! Muszę wygrać ten zestaw kosmetyków, który widziałam w najnowszej edycji "Czarownicy" - zawołała jakaś dziewczyna. Jej przyjaciółka trzepnęła ją w ramię.
- Lucia, ciszej! Jeszcze ktoś to usłyszy i pomyślą, że spoufalamy się z wrogiem... - wyszeptała przez zaciśnięte zęby. Bardzo mnie to zainteresowało. Spoufalanie się z wrogiem? Co mogła mieć na myśli?
- Daj spokój, Samaro. Przecież i tak nikt nie wie o co chodzi - powiedziała z pewnością głosie i odwróciła się nagle w prawą stronę. Obok niej stał jakiś chłopak, który nadepnął ją na buta. Wydarła się na niego bardzo głośno, posypały się różne niezbyt przyjemne epitety a także inne mniej ładne słówka, których dama zdecydowanie nie powinna używać i razem z przyjaciółką wycofały się z korku. 
W przejściu zaczęło się robić luźniej i już bez problemu mogłem przejść, ale coś mi mówiło, że powinienem zawrócić i pójść za tymi dziewczynami. Nie ma pojęcia dlaczego, tak jakoś...
Słuchając wewnętrznego głosu, zacząłem je śledzić. Szły korytarzem prosto przed siebie, co jakiś czas skręcając i gadając na różne tematy, ale jak to baby, zaraz zaczęły kogoś obgadywać. Padło na Hazel. Nie wiedziałem o kim mowa, ale szkoda było mi tej dziewczyny, bo dwie przyjaciółki nie zostawiły na niej suchej nitki. A to wszystko przez to, że zaczęła spotykać się z jakimś Johnem.
Usłyszałem jeszcze, jak pełnym zgryźliwości tonem dochodzą do wniosku, że Hazel ma przeogromne usta i że w sumie szkoda tego Johna, bo pewnie kiedy się całują, chłopak musi uważać, aby jego ukochana przypadkiem go nie połknęła. A potem wszystko ucichło i dostałem kopa.
W krocze.
Choć się tego wstydzę to jednak muszę przyznać, ze zapiszczałem zupełnie jak baba.
Lucia i Samara stanęły przede mną z rękami złożonymi w jakiejś dziwnej pozycji kung fu.
- Gadaj! Czego nas śledzisz? - zapytała mnie jedna z nich. Miała krótkie brązowe włosy ledwie zakrywające uszy. Bez trudu poznałem Lucię, tą ślizgonkę, która z pełną gracją nakrzyczała na chłopaka, który stanął jej na stopę. Uniosłem rękę w geście kapitulacji, widząc jakiś niecierpliwy ruch z jej strony.
- Spokojnie, spokojnie! Usłyszałem przypadkiem jak rozmawiałyście, że idziecie na jakąś aukcję i coś o kosmetykach, a jestem w nieco rozpaczliwej sytuacji i sam nie wiem, pomyślałem, że może wy mi coś pomożecie... - powiedziałem pospiesznie. Lucia spojrzała triumfalnym wzrokiem na swoją przyjaciółkę.
- A widzisz! Mówiłam ci, że ktoś może usłyszeć! - zawołała. Ślizgonka machnęła w odpowiedzi ręką niezwykle zniecierpliwiona.
- Och, daj spokój! Pewnie kłamie i świadomie nas podsłuchał - odparła kierując na mnie spojrzenie swoich granatowych oczu. Jeśli na świecie jest ktoś kto mógłby zabić wzrokiem to z pewnością ona. Myślę, że była w tym równie dobra jak Rose Weasley. 
W sumie to chyba nie zwiastuje zbyt dobrze.
Opowiedziałem im pokrótce o tym, co się zdarzyło. Obie wrzasnęły ze zgrozą słysząc, że złamałem Rubinową Damę z edycji limitowanej.
- Wiesz co, Sam? On mówi prawdę. Gadałam wczoraj z Sire i poradziłam jej, aby zrobiła parę ćwiczeń odprężających, bo zła energia to się z niej wylewa normalnie litrami - powiedziała Lucia do przyjaciółki. Samara pokręciła z niedowierzaniem głową, a czarne loczki, które bardzo przypominały mi węże, zrobiły dokładnie to samo. Przez chwilę bałem się, że rzucą się na mnie tym razem za zniszczenie tej głupiej szminki, ale obie opuściły pozycje obronne i skinęły głową. Podniosłem się z ziemi (na którą nawiasem mówiąc wcześniej upadłem) i obrzuciłem je nieufnym spojrzeniem.
Obie zaśmiały się w tym samym momencie.
- Spokojnie, Malfoy! Nie skrzywdzimy cię - zapewniła Lucia. Miałem ochotę krzyknąć. Przecież chwilę temu właśnie to zrobiły! Ale obie ślizgonki najwidoczniej już o tym zapomniały.
- Sire zrobi to za nas - dodała po chwili Samara. Następnie złapały mnie pod boki i powlokły mnie do jakiejś ciemnej klasy. Po głowie zaczęły chodzić mi straszne myśli. Przyjaciółki poznały to chyba po mojej minie, bo zaczęły szaleńczo chichotać.
- Nie zrobimy ci krzywdy, Scorpius. Musimy się przebrać. W miejscu, gdzie będziemy ślizgoni nie powinni się za bardzo panoszyć na widoku. A już szczególnie ty - powiedziała Holly. Nie wiedziałem, czy miała na myśli to, że jestem facetem, czy to że jestem Malfoyem, no ale nie ważne. Narzuciły na mnie różową szatę z kapturem. Spojrzałem na nie z zaskoczeniem, ale obie powiedziały, że inaczej nie wejdę do środka (choć nawet nie wiem w sumie, gdzie idziemy). 
Jakieś dziesięć minut później znaleźliśmy się na miejscu. Obie wyciągnęły różdżki w stronę obrazu wiszącego tuż przed nami, a potem krzyknęły słowo "różowy", co zapewne było hasłem. Jakaś panienka siedząca na wystawnym, skórzanym fotelu zachichotała piskliwym głosem, że odruchowo zasłoniłem uszy, a potem we trójkę przeszliśmy przez przejście.
To co ujrzałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Całe pomieszczenie tonęło w różu. We wszystkich możliwych odcieniach tego koloru. Serio, nawet nie wiedziałem, że jest ich aż tyle.
I wtedy nagle wszystko ucichło. Na środku pojawiła się jakaś dziewczyna o ładnej ciemnej skórze i czarnych jak węgiel włosach.
- Kochane! Zaczynamy licytację! - zagrzmiała głosem ociekającym słodyczą, a ja już wiedziałem o czym myślała Sam, mówiąc iż ktoś może pomyśleć, że spoufalają się z wrogiem.
Kilka stóp dalej stała Różowa Apokalipsa.
Znana również jako Roxanne Weasley.

____________________________

Chciałam dodać ten rozdział jeszcze przed rozpoczęciem, ale jakoś tak się zbierałam, że w końcu go nie dodałam, a jak zaczęła się już szkoła, to nie chciało mi się go sprawdzać. XD
Jak tam u was? U mnie tak pół na pół, nowa szkoła, więc testy diagnozujące piszemy no i kartkówki zadane (dwie już za mną, reszta czeka w kolejce). Ja już chcę wolne :c
Pozdrawiam!

17 komentarzy:

  1. Świetne, naprawdę,...nie wiem co dalej mówić, bo po prostu słów mi zabrakło jak to przeczytałam. Masz talent do pisania. Lekko się czyta, mnóstwo zabaqnych tekstów, które mnie rozwalają! Akcja się rozwija, jestem szalenje ciekawa jak dalej potoczy się sprawa z zabójcą tego chłopaka. Scorpius i Rose narazie się nie zbliżyli się zbytnio do siebie, ale ja w nich wierzę!! Wszystkie postacie są fantastyczne, barwne i przede wszystkim ciekawe:-) Nie mogę doczekać się bastępnych wydarzeń. Nie oczekuję id ciebie jak najszybciej rozdziału, bo wiem, że to trochę czasu zajmuję. A jesli ma być naprawdę świetny to troche to zajmuję :))) Powodzenia w następnych notkach i duuuuuuuuuuuuuużo weny ci życzę <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. ♥
      Masz rację, pisanie rozdziałów trochę zajmuje, szczególnie teraz, gdy zaczął się rok szkolny i jak wracam do domu to jedyne o czym marzę to spanie. Ale się staram. ;)
      Ściskam mocno! ;*

      Usuń
  2. O, dzisiaj dłuższy!
    Różowa Apokalipsa? Rose? Oj nie, nie, nie. To mi jakoś kompletnie nie pasuje do Weasley.
    "Effie, którą nie widziałem - Effie, której nie widziałem* chyba lepiej brzmi.
    Rozdział bardzo fajny, miejscami zabawny, bardzo lubię styl, w jakim przedstawione jest to opowiadanie.
    Czekam na kolejną notkę i życzę weny :D
    Ściskam!
    Z.
    [nic-nie-jest-proste-scorose.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rose? Musiałaś źle przeczytać, tam pisze Roxanne. W życiu nie zrobiłabym z Rose Różowej Apokalipsy. :D

      Usuń
    2. Faktycznie, przeczytałam Roseanne, kurcze, ale ze mnie gapa XDD

      Usuń
    3. Oj tam, każdemu się zdarza. ;)

      Usuń
  3. Super! Warto było tyle czekać na ten rozdział. Nie mogę doczekać się następnego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna historia z perspektywy Scorpiusa. Bardzo cieszę się, że zostawiłaś Różową Apokalipsę.
    Czekam na następny rozdział i życzę weny
    Historia pierwsza genialna i krwawa ;)
    Najbardziej szkoda mi Malfoya nr 2, bliźniaków i Eddiego :'(
    Płakałam jak czytałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, że napisałaś kilka słów o moim pierwszym opowiadaniu, fajnie, że jeszcze ktoś je czyta. :D
      Co do Roxi, to przypomniałam sobie o niej tak nagle i postanowiłam dodać i tutaj, ale zbyt dużego wątku z nią nie będzie.
      Buziaki! ;*

      Usuń
  5. Wiesz że umiliłaś mi swoim opowiadaniem kilka strasznie nudnych lekcji i powstrzymałaś od zaśnięcia? Dzięki! ;D
    xoxo s

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę, hhahha w takim razie bardzo się cieszę. ;)

      Usuń
  6. Aaaa! Twojego bloga odkryłam... pół roku temu? Nie wiem, na pewno był wtedy skończony. Przeczytałam całą historię Rose i Scora i to właśnie ty wprowadziłaś mnie w świat miłości do nowego pokolenia. Dziękuję <3

    Rozdział boski. Szminka z edycji limitowanej - genialne. Płakałam ze śmiechu. Sama kolekcjonuję pomadki, błyszczyki i szminki, więc jakby ktoś mi złamał... oj, przerąbane.

    Naprawdę podziwiam cię za to, że twoja historia jest bardzo realistyczna. Ostatnio znalazłam bloga o Scorose, w którym całują się już w pierwszym rozdziale, a o kolejnych szkoda gadać. Dotrwałam do czwartego i rzuciłam tego fanfika. U ciebie Rose to taka ognista Weasleyówna, a Scor ironiczny i arogancki Malfoy, którzy się nienawidzą i nie jest typowe romansidło! Styl pisania masz świetny, nie używasz powtórzeń, nie robisz błędów ortograficznych ani stylistycznych i nie słodzisz. Pisz tak dalej!

    Pozdrawiam.

    ~ Marta ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, pamiętam jak skomentowałaś epilog o Rose! <3 Fajnie, że znów tu trafiłaś. :D
      Co do tych błędów, to na pewno się znajda, nawet nie chcę wiedzieć, jak dużo, ale pracuję nad tym, a jak się w sobie zbiorę to przejrzę to opowiadanie i w miarę możliwości je popoprawiam.
      Buziaki! <3

      Usuń
  7. Rewelacja.
    Mam nieprzyjemne wrażenie, że Effie planuje zapolować na pana Malfoya. :C
    Rozdział był - jak zwykle - wspaniały i czekam z niecierpliwością na kolejny. :3 W międzyczasie przypomnę sobie poprzednią historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. Cieszę się, że ci się podoba. :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Hejka! Ten rozdział mi się bardzo podobał. Sire obraziła się za złamanie szminki. Kto by się nie obraził? ;)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, abyście informacje o nowych notkach zostawiali w zakładce "Sowiarnia".

Harry Potter Magical Wand

Prorok Codzienny