wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 5


         Koniec października nadszedł zdecydowanie za szybko. Wiązało się to oczywiście z Halloween. Nie było jednak mowy o zorganizowaniu jakiegoś balu. Wydawało się to w jakiś sposób nieodpowiednie po tym jak na terenie Hogwartu został zamordowany jeden z uczniów. Z drugiej strony było już tradycją to, że na Halloween zawsze urządzano jakieś przyjęcie.
- To może zrobimy ognisko? - podsunąłem przerywając ciszę, która zaległa w pokoju, gdzie właśnie odbywało się spotkanie prefektów. Weasley wbiła we mnie bardzo uważne spojrzenie i zacmokała z aprobatą.
- To mogłoby się udać. Pieczenie kiełbasek i opowiadanie strasznych historii... Kto jest za? - zapytała. Prawie wszyscy unieśli ręce do góry oprócz puchonki, która w dalszym ciągu chciała zorganizować bal. Argumentowała to w ten sposób, że chciała założyć sukienkę, którą ostatnio sobie kupiła.
Tak więc mój pomysł został w pełni zaakceptowany. Poczułem się w pewien sposób wyróżniony, ale mina mi zrzedła, kiedy zdecydowano, że to ja zajmę się kwestiami organizacyjnymi. Wredne potwory. Jeszcze tego gorzko pożałują!
Weasley rzuciła mi zadowolone spojrzenie. Syknąłem w odpowiedzi jak na ślizgona przystało i zanim się odwróciłem, powiedziałem jeszcze:
- Powiedz reszcie, że zwołuję zebranie wieczorem. Jeśli ktoś nie przyjdzie, przysięgam, że zaduszę gołymi rękami.
- Sam to zrób - odparła beztrosko. 
- Powinnaś mi pomóc jak na Prefekta Naczelnego przystało, Weasley! - krzyknąłem za nią. W odpowiedzi machnęła ręką i sobie poszła.
Poszła!!
A ja byłem dla niej taki dobry w Skrzydle Szpitalnym... I po co? Chyba na głowę upadłem! Wściekły ruszyłem przed siebie. Już ja im wszystkim pokażę. Jej i tym wrednym prefektom...

* * *

- Jesteś okrutny! - zawołała z nienawiścią puchonka. Jak się okazało miała na imię Lolys. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami i klasnąłem w dłonie.
- Dlaczego się obijasz? Mamy jeszcze jakieś sto dyń do przygotowania na ognisko. Ruszaj się! - zawołałem. Rose przyglądała się mojemu zachowaniu i co chwilę wywracała oczami. No nie powiem, było to trochę irytujące. Ale w gruncie rzeczy nic nie było w stanie zepsuć mojego humoru. Nawet to wredne babsko! Mogłem rozkazywać do woli prefektom, a oni musieli wykonywać to o co ich prosiłem, bo przecież sami mnie do tego wybrali. Zdawałem sobie sprawę, że przysporzy mi to kilku nowych wrogów, ale co tam! I tak nikt nie mógł pobić Weasley.
Lolys z cierpiętniczą miną robiła w dyni otwory, które miały być zębami. Wkładała w to tyle siły i wigoru, że mógłbym ją za to pochwalić, gdyby nie te mroczne spojrzenia, które mi rzucała przy każdej możliwej okazji. Zdecydowałem, że będzie lepiej jeśli będę omijał ją szerokim łukiem. Nie żeby coś... Tak na wszelki wypadek.
Usiadłem na jednym z zakurzonych stołów w starej klasie od Numerologii. Jako że nie miałem nic do roboty zacząłem przyglądać się moim paznokciom odliczając w myślach minuty do piętnastominutowej przerwy. Kiedy wybiła godzina szesnasta, pierwszy wybiegłem z klasy i popędziłem do Wielkiej Sali.
Sire i Jasar siedzieli razem przy stole Slytherinu odrabiając lekcje. Złapałem sok dyniowy oraz kanapki, które stały przed nimi i zacząłem je łapczywie wcinać. Mormon uniosła wzrok i przyjrzała mi się z niesmakiem.
- No co? Jestem głodny! - zawołałem obronnym tonem.
- Ciekawe po czym? Przecież ty nic tam właściwie nie robisz - odparła. Posłałem jej długie, lodowate spojrzenie, przed którym nawet sama Weasley powinna się złamać.
- Jak możesz, Mormon! Wykonuję bardzo ciężką pracę. Nawet nie wiesz jak trudno jest być osobą, która nad wszystkim sprawuje pieczę - mruknąłem. Jasar zachłysnął się i zaczął szaleńczo rechotać. Zrobił się cały czerwony i zaczął bić pięścią w stół jakby miał jakiś atak. Zacząłem się o niego poważnie martwić. Czego on się znowu nawdychał... Ludzie, którzy siedzieli w Wielkiej Sali zaczęli się na nas gapić. Tak więc na wszelki wypadek ja i Sire przesunęliśmy się kawałek dalej. Kiedy tylko podeszła do nas Minerwa McGonagall, uśmiechnęliśmy się niewinnie, że aż się zdziwiłem, że w ogóle tak umiemy.
- My go nie znamy - ostrzegliśmy jednocześnie. Dyrektorka zwróciła się w stronę Jasara i zacisnęła usta w tą swoją sławną, wąską linię.
- Panie Flint proszę się natychmiast uspokoić - powiedziała rzeczowym tonem. Jasar próbował. Naprawdę próbował. Byłem z niego bardzo dumny, ale niestety kiedy wydawało się, że już przestał się śmiać, znowu wybuchał głośnym rechotem. Od tego dostałem gęsiej skórki! McGonagall wyprowadziła go z Wielkiej Sali trzymając za kołnierz.
- Chyba jest chory - skwitowała Sire po chwili milczenia, a potem oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem.

* * *

Och, tak bardzo nie chciało mi się wracać do tych wrednych prefekcików. Ale musiałem. Wszyscy na mnie liczyli... Położyłem dłoń na czole i zacząłem wzdychać. Wzdychałem, wzdychałem aż mi się pić zachciało od tego wzdychania, ale nadal wzdychałem. Tak bardzo przejąłem się moją pracą.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała Weasley z uniesionymi brwiami jakiś czas później. Otworzyłem jedno oko i znów westchnąłem.
- Wzdycham, nie widzisz? Zresztą czego ode mnie chcesz? Nie widzisz, że pracuję? - zapytałem ostrym tonem. Dlaczego nie mogła zająć się sobą? Nie miała nic do roboty?
- Właśnie widzę, Malfoy. Ale od tego twojego wzdychania dynie się nie rozstawią - powiedziała kąśliwym tonem. Złapałem się ręką za serce.
- Nie rozumiem skąd w tobie tyle jadu, Weasley. To ja jestem ślizgonem, a nie ty - odparłem. Rose była jednak nieustępliwa. Po piętnastominutowej wymianie zdań westchnąłem po raz ostatni na dziś i podniosłem dynię. Przez Weasley straciłem chęć nawet do wzdychania.
Praca szła nam dość mozolnie. Do tego ta głupia jędza zakazała nam używać różdżek. No dobra kilka osób przesadziło, ja też może troszeczkę, ale zamienienie włosów Lolys z połyskującego blondu na zgniłą zieleń nie było wcale takie złe. Zrobiłem w ten sposób dobry uczynek. Zresztą wyglądała w nim o wiele lepiej niż wcześniej. Powinna mi za to podziękować.
Kiedy wszystkie dynie zostały rozstawione i błonia tonęły w oślepiającym świetle, które się z nich jarzyło, uśmiechnąłem się szeroko. Byłem strasznie zmęczony, ale szczęśliwy, że wreszcie udało nam się skończyć tę robotę.
Wracałem właśnie do Pokoju Wspólnego, kiedy niespodziewanie zderzyłem się z Sire. Bardzo ucieszyłem się na jej widok.
- No, szukałem cię wszędzie! Co z Jasarem? - zapytałem. Mormon uśmiechnęła się szeroko.
- Leży w Skrzydle Szpitalnym. Pamiętasz jak najadł się na początku roku Śmiechowych Cukierków? Były rok po terminie i zaczęły działać dopiero po dwóch miesiącach.

 * * *

Wieczorem na błoniach zostało rozpalone wielkie ognisko. Anthony i Louis dorzucali co jakiś czas drzewa do ognia. Uczniowie podgrzewali pianki oraz kiełbaski, a następnie zjadali je ze smakiem. Ja i Rose sprawowaliśmy opiekę nad tym, aby nie dochodziło do żadnych nieprzyjemnych incydentów. Jak na razie, wysłaliśmy do Skrzydła Szpitalnego już cztery osoby. Po Strasznych Historyjkach miało być ich jeszcze więcej dlatego zwołaliśmy Ekipę Porządkową, która miała nam pomóc w razie gdyby ktoś zemdlał.
Szliśmy właśnie ścieżką niedaleko Zakazanego Lasu, kiedy zobaczyłem, że coś się poruszyło między drzewami. Zastygłem niczym kamienny posąg, co Weasley się oczywiście nie spodobało.
- Czego tak stoisz i się gapisz? - zapytała niezbyt łagodnie. W tej samej chwili znowu coś się poruszyło i z między drzew wyleciało stado nietoperzy. Rose wrzasnęła ze zgrozą, złapała mnie za kołnierz szaty i brutalnie wepchnęła w krzaki.
- Masz niezłą krzepę, Weasley - rzuciłem chwilę później masując obolały kark. Rose zgasiła mnie wzrokiem. Zamilkłem więc w myślach obrzucając ją od wrednych potworów i głupich gryfonów.
- Możemy już wyjść? - zapytałem błagalnie kilka minut później. Rose rozejrzała się wokół i powoli kiwnęła głową.
No i wtedy go zobaczyłem.
Łaził sobie bezceremonialnie po jej rękawie tupiąc tymi swoimi malutkimi nóżkami. Chciałem go zdjąć dlatego wyciągnąłem rękę i nachyliłem się nad nią, ale Weasley spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
- Co ty wyprawiasz?
- Zdejmuję z twojej szaty pająka - odparłem zgodnie z prawdą. Och, gdybym tylko wiedział co się stanie! Rose zaczęła wrzeszczeć jak wariatka i klepać po całym ciele.
- Zabieraj go, Malfoy! Zabieraj, zabieraj, zabieraj! - krzyczała. Spiorunowałem ją wzrokiem.
- Przestań się tak wiercić! - zawołałem, kiedy wbiła mi łokieć w nos. Zamiast przestać zaczęła wierzgać jeszcze bardziej. Nie mam pojęcia jak mogło do tego dojść, ale kiedy znów mnie walnęła nie zdążyłem zachować równowagi i runąłem na nią. A potem zrobiliśmy jakiegoś bardzo dziwnego fikołka i z wrzaskiem rozłożyliśmy się na ziemi.
- O Salazarze, chyba umarłem i trafiłem do Piekła... - szepnąłem, kiedy podniosłem głowę i ujrzałem Rose. Potrójnie.

___________________________

Ale ten czas szybko leci, prawda? Już mamy 25.  Nawet nie wiem kiedy te dwa miesiące tak szybko zleciały...

14 komentarzy:

  1. Super rozdział! Taki lekki i przyjemny w czytaniu. A powiem szczerze, że już myślałam, ze w tych krzakach czai się ten morderca. To by było niezłe - Noc Duchów, ognisko, straszne historie a tu wychodzi zabójca tego biednego chłopca.
    No, w każdym razie podoba mi się. Fajnie się go czytało, ale szkoda, że tak króciutko. ;-)
    Pozdrawiam, Cathleen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, to byłoby zbyt proste. :D Cieszę się, że rozdział ci się podobał. Następne postaram się pisać dłuższe, zobaczymy jak mi to wyjdzie. ;)
      Ściskam. <3

      Usuń
  2. Uwielbiam Twojego Scorpiusa!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie :D Bardzo przyjemnie się czyta. Najbardziej podoba mi się charakter bohaterów, zwłaszcza młodego Malfoya. Tak trzymać ! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdzial :D Idealny na poprawe humoru!
    Biedny Scorpius! Tak sie napracowal przy przygotowaniach do ogniska. Nie powinien sie tak meczyc, to moze sie źle skonczyc dla jego zdrowia!
    ,,No i wtedy go zobaczyłem" jak to zlowieszczo brzmi xD Kto by pomyslal, ze odnosi sie to pajaka :P
    Reakcja Rose byla taka prawdziwa.
    Jak Jasar mogl nie zauwazyc, ze te cukierki byly rok po terminie? :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznajmy, że nie było tam żadnego terminu ważności, ahhaah.
      Ściskam ciepło. <3

      Usuń
  5. Nieźle się uśmiałam, chociaż rozdział taki króciutki.
    Końcówka jest na swój sposób urocza. :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo pozytywny rozdział :D
    Lubię Twój styl pisania, bo za każdym razem czyta mi się bardzo lekko.
    Na pająka zareagowałabym zupełnie jak Rose, naprawdę!
    Chociaż notka troszkę króciutka, podobała mi się :)
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny:)
    Ściskam ciepło:)
    Z.
    [PS. U mnie nowy również]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zareagowaliby chyba tylko ludzie o mocnych nerwach, ja tam bym nie zniosła myśli, że łazi po mnie pająk. Dziękuje. ;*
      Całusy. <3

      Usuń
  7. Kocham twoj blog. Jest fantastyczny-to jedyne co moge powiedziec. :-D

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka! Ostatni fragment najlepszy. Widać, że Rose odziedziczyła po tatusiu pająkową fobię. Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń

Proszę, abyście informacje o nowych notkach zostawiali w zakładce "Sowiarnia".

Harry Potter Magical Wand

Prorok Codzienny