Siedziałem na kanapie w Pokoju Wspólnym Slytherinu. To znaczy leżałem w taki sposób, aby nikt nie mógł zająć miejsca obok mnie. Ślizgoni obrzucali mnie ponurymi spojrzeniami, a ja w odpowiedzi tylko uśmiechałem się grzecznie. Oni nie rozumieli tego, że z tą kanapą łączy mnie coś szczególnego. Pewne więzy, których oboje nie mogliśmy się pozbyć. Poczułem to, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Była taka czysta, skórzana, okropnie czarna i strasznie wygodna. Zostaliśmy sobie przeznaczeni i nikt nie mógł tego zmienić. Oni wszyscy musieli się z tym pogodzić.
Ziewnąłem przeciągle i zmrużyłem oczy. Ach, to okropne światło! Rozumiem, że Salazar Slytherin za wszelką cenę chciał podkreślić jaki jest inny,
mroczny i w ogóle, ale czy nie mógł w Pokoju Wspólnym zawiesić kilka
zwykłych świateł? A nie jakieś przedziwne lampki na łańcuchach, które
rzucały zieloną poświatę. Nikt w nim nie
wyglądał korzystnie. Przypominaliśmy kosmitów. Brakowało nam jedynie
tych śmiesznych antenek czy jak to tam się nazywało.
Podskoczyłem
nagle czując jak ktoś zaczyna mnie łaskotać. Walnąłem zbrodniarza w
łapki i zrobiłem obronną pozę - czyli zwinąłem się w kulkę. Napastnik to
wykorzystał i ze śmiechem oraz głośnym plaskiem skoczył na miejsce tuż
obok mnie. Podniosłem wzrok i spojrzałem na Sire Mormon, moją
najładniejszą, najfajniejszą, najgłupszą i jedyną przyjaciółkę.
Sire była wysoka i chuda jak patyczek
z prostymi jak drut czarnymi włosami, które bez względu na okoliczność
zawsze pachniały wiśniami i były miękkie w dotyku. Do tego szmaragdowe
oczy okalane firanką długich rzęs, małe usta i zgrabny nosek, który jej
zdaniem wyglądał okropnie. Uważała bowiem, że jest krzywy. Ja naprawdę
nie wiem skąd jej się to wzięło. Normalny, fajny nos. A ona wymyśliła,
że krzywy. Rozumiecie? To przykład, który wskazywał na to że kobiet nie można zostawiać
samych bez należytej opieki. Powinno się je monitorować dwadzieścia
cztery godziny na dobę i pilnować, aby nie wymyślały sobie kolejnych
głupich rzeczy, które po prostu nie istnieją. Ale komu by się chciało to
robić?
- Znowu jakieś głupie myśli chodzą ci po głowie? - zapytała unosząc brew
-
Oczywiście, że nie, niemądra dziewczyno - odparłem niezwykle urażony.
Zaśmiała się wdzięcznie i walnęła mnie po przyjacielsku w ramię. Z
pięści! Serce stanęło mi na moment. Nie mogłem uwierzyć, że tak
bezczelnie się zachowała. Najpierw łaskotki, potem bicie mnie. Zacząłem
się naprawdę bardzo poważnie o nią martwić. Przyłożyłem prawą dłoń do
jej czoła, a lewą położyłem na policzku.
-
Jesteś blada, zimna, emanujesz agresją i śmiejesz się jak głupia. Gdzie
jest Jasar? Potrzebna nam pomoc! - zawołałem. Sire zrobiła smutną minę i
zagryzła wargi, aby się nie zaśmiać. Rzuciłem jej ostre, karcące
spojrzenie i pomachałem zniecierpliwiony ręką. Po chwili w naszą stronę
zaczął pędzić pewien osobnik płci męskiej. Nie zdążył wyhamować przed
kanapą i runął na nią, elegancko nas przy tym spychając. Zarówno ja jak i
Sire ryknęliśmy śmiechem. Ślizgon wyszczerzył zęby w naszą stronę i
rozsiadł się po królewsku na kanapie.
Jasar
Flint był moim najśmieszniejszym, najbardziej szalonym, najbardziej
ciapowatym i jedynym przyjacielem. Miał brązowe włosy, błękitne jak
ocean oczy i dołeczek w prawym policzku, za którym dziewczyny szalały.
On jednak nie zwracał uwagi na żadną z nich. Uparcie powtarzał, że nie
jest mu do szczęścia potrzebna baba i ja się z nim w pełni zgadzam.
Tak więc miałem jedną przyjaciółkę i jednego przyjaciela, z którymi trzymałem się już od pierwszego roku w Hogwarcie. Pierwsza klasa nie była najlepszym rokiem w moim życiu.
Nazwisko Malfoy robiło swoje i mało kto chciał ze mną rozmawiać. Z
czasem to się oczywiście zmieniło, ale początek był trudny, bardzo trudny. Z pomocą przyszedł mi wtedy Jasar. Od razu się polubiliśmy.
Dopiero jakiś czas później dołączyła do nas Sire. Usiadła obok mnie i Flinta pewnego dnia na Eliksirach i tak już zostało.
Dopiero jakiś czas później dołączyła do nas Sire. Usiadła obok mnie i Flinta pewnego dnia na Eliksirach i tak już zostało.
Wiem,
że wyglądało to z pewnością dziwnie, kiedy ja i Sire tarzaliśmy się po
podłodze śmiejąc się z głupich min Jasara. Uznaliśmy, że w Pokoju
Wspólnym jest strasznie ponuro i trzeba rozruszać naszych kochanych
gadzich przyjaciół. Nie wiem dlaczego, ale nie byli skorzy do zabawy. Obrzucili nas tylko morzem morderczych spojrzeń.
-
Szybko, ewakuacja! - krzyknął nagle Flint. Sire odwróciła się w moją
stronę i oboje zanurkowaliśmy pod ten stary, zielony, zakurzony dywan...
Natychmiast spod niego wyskoczyliśmy, przerażeni ogromną ilością
zdechłych pająków, które się pod nim piętrzyły. A mówili, że skrzaty
sprzątają każdy kąt. Akurat!
-
Co wy wyprawiacie? - zapytała nas Lara Mormon. Była całkowitym
przeciwieństwem siostry. Z dumą panoszyła się wskazując na swoją
plakietkę Prefekta i zadzierała strasznie nosa do góry. Aż trudno było
uwierzyć, że ta Skostniała Panna ma za siostrę taką uroczą... Eee, no
dobra. Nie przesadzajmy. Sire jest fajna, ale nie aż tak, aby nazywać ją
uroczą. Bądź co bądź była diabłem wcielonym.
-
Sprawdzamy co kłębi się pod dywanem w naszym ukochanym Pokoju Wspólnym.
A co, dzieje się coś nie tak, siostrzyczko? - zagruchała niewinnie.
Lara wymierzyła oskarżycielski paluch w naszą stronę.
- Nie udawaj, że nie wiesz, Sirene. Przeszkadzacie ludziom w nauce i rozmowie! Macie się natychmiast uspokoić inaczej dam wam szlaban i napiszę do naszych rodziców! Mama nie będzie zadowolona jak się dowie,
że znowu się wydurniasz się i wcale się nie uczysz. Mogłabyś chociaż
trochę spoważnieć - mruknęła ostrzegawczo. Mormon wzruszyła ramionami by po chwili uśmiechnąć się diabelsko.
- Nie mogłabym, Lara. To przecież twoja rola. Nie jestem aż taka okrutna żeby ci ją odbierać - powiedziała. Dziewczyna
zatrzęsła się ze złości. Och, kiedy się wściekały rzeczywiście można
było odnaleźć w nich jakieś podobieństwo. Na szczęście było baaardzo
odległe.
Nagle Sire wyjęła zza pazuchy płaszcza zwinnym ruchem różdżkę. Wymierzyła ją w siostrę i machnęła krótko, a włosy ślizgonki stanęły dęba. Lara zaczęła je rozpaczliwie szarpać z przerażoną miną.
Nie czekaliśmy jednak aż przestanie i zwróci na nas uwagę.
Przeskoczyliśmy z Sire kanapę, złapaliśmy pod ramiona Jasara i pędząc
niczym stado rozszalałych hipogryfów, ruszyliśmy w stronę wyjścia z
Pokoju Wspólnego. W ostatniej chwili uchyliliśmy się przed zaklęciem
rozwścieczonej Lary i pędem pobiegliśmy na kolację do Wielkiej Sali.
* * *
Zatopiłem
zęby w kurczaku i uśmiechnąłem się czując na języku smak przypraw.
Wyraziłem więc aprobatę dla tego dania. Jasar poparł mnie bardzo
gorliwie, ale Sire obrzuciła nas zdegustowanym uśmiechem.
-
Merlinie, nawet nie wiecie ile to ma kalorii... - szepnęła kręcąc głową
z politowaniem. Oczywiście miała rację. Po co było nam to potrzebne? Z
westchnieniem zabrała się do zjedzenia jednej kromki chleba ozdobionej
sałatą i ogórkiem. Zarówno ja, jak i Jasar, zmarszczyliśmy brwi.
- Co ty znowu kombinujesz, Mormon? - zapytał Flint. Sire wzruszyła ramionami i zabrała się do jedzenia swojej kanapeczki.
- Odchudzam się, chłopaki. Uświadomiłam sobie, że ledwo minął miesiąc odkąd znów jesteśmy w szkole, a ja przytyłam ze dwa kilo - oznajmiła. Zdenerwowałem się okropnie.
-
O nie, młoda damo! Nie będzie żądnego odchudzania. Jeszcze mi tu
zemdlejesz. Tylko nie myśl, że ja i Jasar będziemy cię nosić.
- Oczywiście, że nie będziecie, dopiero jak schudnę! - zawołała. Rozejrzałem się po stole i złapałem za ciasto czekoladowe, które stało kilka stóp dalej, a potem rzuciłem nim w ślizgonkę.
Niestety, zapomniałem o tym, że Sire zawsze miała świetny refleks.
Uchyliła się zręcznie, a ciasto wylądowało na buzi Rose Weasley, która
właśnie skończyła rozmowę z jakąś puchonką. Muszę przyznać, że jednak mam cela. Strzał był za co najmniej dziesięć punktów.
Weasley widocznie się to nie spodobało. Zrzuciła z siebie całą czekoladową masę, mruknęła Chłoczyść, a na koniec zmrużyła groźni brwi. Wiedziałem co zaraz nastąpi dlatego przygotowałem się do biegu.
- Malfoy, ty gadzie! - ryknęła z furią i ruszyła za mną w pogoń. Westchnąłem cicho. Wiecie, zawsze byłem przystojny i bardzo skromny, ale nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło, aby jakaś dziewczyna ganiała mnie po całej szkole. Widocznie zadziałał mój urok osobisty.
Jeju, tak strasznie tęskniłam za Twoim Scorose...
OdpowiedzUsuńRozdział z perspektywy Scorpiusa czyta się bardzo lekko, czuć tu tego blondyna...
Jedyna rzecz, która rzuciła mi się w oczy to drobna literówka. Na samej górze w słowie "Slytherinu" nie ma 't'
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział:))
I chyba odświeżę sobie Twoje poprzednie opowiadanie, bo nie mam co w nocy robić, haha
Ściskam ciepło i życzę weny:))
Z. (Dawna Rainbow)
[Zapraszam, dodałam nowy rozdział po tej wielkiej przerwie: nic-nie-jest-proste-scorose.blogspot.com]
Dziękuje!
UsuńSprawdzałam ten rozdział trzy razy, nie wiem jak mi to umknęło. XD Ale już poprawione.
W takim razie bardzo się cieszę, mam nadzieję, że będzie się czytać o wiele lepiej niż rok temu, bo poprawiłam ostatnio rozdziały.
Pozdraaawiam. ♥
Już mi się tu u ciebie podoba !:) A no i już polubiłam przyjaciół Scorpiusa , myślę że będzie z nimi jeszcze wiele zabawnych sytuacji .
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję . ;)
UsuńKiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńPoniedziałek albo wtorek, jeszcze zobaczymy. :D
UsuńJestem totalnie zakochana w Twoim stylu pisania, taki swobodny, taki naturalny, a jednocześnie wszystko jest tak dopracowane, tak.. idealne!
OdpowiedzUsuńOkropnie mi się podoba i bądź pewna, że jeszcze do Ciebie wrócę ♥
Z wielką przyjemnością wrzucam do obserwowanych! :)
Pozdrawiam cieplutko,
Chev =)
[ http://blondwlosa-zagadka.blogspot.com ]
Dziękuje ślicznie, bardzo się cieszę, że mój styl przypadł ci do gustu.
Usuń;*
Aaa! To było cudowne! <3
OdpowiedzUsuń"Wiecie, zawsze byłem przystojny i bardzo skromny, ale nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło, aby jakaś dziewczyna ganiała mnie po całej szkole. Widocznie zadziałał mój urok osobisty." XD
Zachowałaś to przepiękne poczucie humoru, już zapowiada się bardzo ciekawie.
Dziękuje. :D Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach uda mi się je utrzymać. ;)
UsuńBardzo fajny początek. Świetnie sie to czyta tak jak twoje poprzednie opowiadanie za który wręcz szaleję! Nie mogę sie doczekać rozwinięcia tej historii. Mam zamiar tu zagląd często :-) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńOjej, dzięki wielkie! ;*
UsuńHejka! Powiem Ci, że po jednym rozdziale mogę już coś stwierdzić. A mianowicie, że to jest zupełnie inne niż historia z punktu widzenia Rose. Ale bardzo fajnie inne! Takie humorystyczne i zabawne. Podoba mi się. Szczególną więź z kanapą i te sprawy. Jestem w stu procentach na tak i lecę nadrabiać dalej.
OdpowiedzUsuń