Syknęłam z bólu i złapałam się za głowę. Coś było nie tak. Coś z pewnością było nie tak.
Podniosłam się powoli i rozejrzałam dookoła. Byłam na strychu w pomieszczeniu, gdzie znajdowało się Radio Hogwart. Ale zaraz, co ja tu robię? Zmarszczyłam brwi i zaczęłam szukać swojej różdżki. Na szczęście była w kieszeni, więc odetchnęłam z ulgą.
Podniosłam się powoli z ziemi i nie wiele myśląc ruszyłam w stronę lekko uchylonych drzwi. Byłam na sto procent pewna, że mnie ktoś porwał, inaczej jakim sposobem bym się tutaj znalazła? Niestety przez swoją nieuwagę i wrodzoną niezdarność potknęłam się i jak długa upadłam na ziemię. To tyle w kwestii dyskrecji.
Natychmiast w moją stronę rzuciły się dwie tajemnicze postacie. Wstałam najszybciej jak umiałam, totalnie przerażona i zaczęłam wymachiwać różdżką, jak mieczem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przede mną stoi dwóch Malfoyów. Scorpius i Narathiel. Spojrzałam na nich zaskoczona.
- Co jest, do cholery?! - krzyknęłam patrząc na nich zdumiona. Malfoy numer jeden rozłożył ręce w teatralnym geście i zaczął nimi machać na znak, że nie mają złych zamiarów. Aha, akurat, już im uwierzę! Posłałam mu szorstkie spojrzenie i cofnęłam się dwa kroki do tyłu.
- Nie zbliżaj się do mnie! - warknęłam. Narathiel wywrócił oczami i poprawił czarną grzywkę.
- Rose, spokojnie! Jest coś o czym musisz wiedzieć... - zaczął. Pewnie mówiłby dalej, ale w tym samym momencie ziemia jakby się... zatrzęsła? Boże, co tu się dzieje? Narathiel pokazał mi gestem, aby spojrzała w okno. A więc spojrzałam.
- Nie, ja mam zwidy. Przecież to niemożliwe. Skąd w Hogwarcie wzięły się smoki? - wyszeptałam, kiedy tylko odzyskałam swój głos. Wiedziałam jednak, że to prawda. Spalona trawa na błoniach była na to dowodem. Usiadłam powoli na ziemi i spojrzałam na Scorpiusa.
- Co się dzieje? - zapytałam zdławionym tonem. Ślizgon podszedł do mnie powoli i ukląkł tuż obok.
- Rose, twój ojciec i wujek pracowali nad sprawą śmierciożerców, którzy po Bitwie o Hogwart uciekli od sprawiedliwości. Znaleźli sobie nową Siedzibę i ukrywają się tam już od kilkunastu lat. Ich grupą przewodzi Rudolf Lestrange. Nie wiem czy wiesz, ale twoja babcia zabiła jego żonę, Bellatrix. Teraz chce się za to zemścić i to na was, Weasleyach. Wymyślił sobie, że najpierw dopadnie wnuki pani Molly w Hogwarcie, a potem ruszy dalej. Na resztę twojej rodziny. Mojego dziadka pozbył się, ponieważ sprzeciwił mu się i nie chciał więcej wykonywać jego rozkazów. No i... Pamiętasz tę postać, którą widzieliśmy, kiedy uciekliśmy z Zakazanego Lasu? Myślę, że to był on. I to właśnie Lestrange wysłał na nas te potwory - powiedział poważnym tonem. Wbiłam w niego zaskoczone spojrzenie.
- Chce zemsty za coś co się zdarzyło ponad dwadzieścia lat temu? Przez tyle czasu powinien znaleźć sobie jakąś nową kobietę. I jak rozumiem dlatego... Dlatego mnie unikałeś? - zapytałam cicho układając sobie w głowie wszystkie informacje. - A ty co masz z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam nagle kierując wzrok na Narathiela.
- Moja mama, Adele jest w tej grupie. Rudolf wysłał mnie do Hogwartu jako kogoś w rodzaju... sam nie wiem, szpiega. Ale przysięgam, że nic nie wiedziałem o jego planie. Miałem mu tylko co jakiś czas wysyłać informacje o wybranych uczniach. Chciałem to odkręcić, ale zagroził, że wyda moją mamę Aurorom... Bałem się, że trafi do Azkabanu... Przepraszam, Rose - powiedział cicho.
- I co mi z twoich przeprosin? Oni chcąc zabić moją rodzinę! Tu nie chodzi tylko o Weasleyów. Potterów też zabiorą i wszystkich, którzy się z nami przyjaźnią. Edd, Cassidy, Frivette, Jeramie... Gdzie oni teraz są? Gdzie są moi przyjaciele? I po jaką cholerę potrzebne temu całemu Rudolfowi smoki? - zapytałam ze zdenerwowaniem.
- Rose, spokojnie. Jesteśmy tu oboje dzięki Narathielowi. Ostrzegł mnie, że śmierciożercy coś planują, ale nie mieliśmy pojęcia co. Dopiero dwie godziny temu się o tym dowiedzieliśmy. Złapaliśmy cię, kiedy szłaś na obiad, ale wyrywałaś się, więc musieliśmy...
- Nie o to pytałam, Malfoy - warknęłam.
- Oni są... Tak jakby uśpieni... - wymruczał cicho Narathiel. Zacisnęłam zęby ze złości.
- To znaczy?
- To znaczy, że w zmusili skrzaty, aby dodały do jedzenia jakiś eliksir usypiający. Po godzinie od obiadu wszyscy zaczęli chodzić w kółko z zamkniętymi oczami. Oni śpią tylko nie zdają sobie z tego sprawy. Oczywiście da się to odwrócić, ale potrzebna jest nam odtrutka. Niestety nie wiem, gdzie ona jest. A co do tych smoków... Otoczyli Hogwart wielką kopułą i postawili na straży smoki, w razie, gdyby ktoś się jednak wymknął i próbował opuścić zamek.
- Na Merlina! Mam nadzieję, że nikt nie wyszedł... - zawołałam przerażona.
- Nie mam pojęcia. Miejmy nadzieję, że nie...
- Posłuchajcie, musimy znaleźć na to odtrutkę. Nie jestem pewna, ale chyba widziałam taki Efekt Zombie w jednej z książek w Bibliotece. Musimy tam iść i ją przewertować. Ale najpierw trzeba sprawdzić we wszystkich Domach, czy tam ktoś przypadkiem nie został. No i Mapa Huncwotów. Scorpius jest u was w dormitorium? Czy Albus gdzieś ją zaniósł?
- Tak, chyba jest. Ostatnio jakoś nikt jej nie używał.
- To dobrze. Tych, którzy nie jedli obiadu, musimy jakoś bezpiecznie tutaj przetransportować. Resztą zajmiemy się, gdy znajdziemy odtrutkę. Wiecie może co z tymi tajemniczymi wejściami?
- Obawiam się, że zostały zawalone, a jeśli nie to i tak pewnie pilnuje ich kilku ludzi Rudolfa. Mapa Huncwotów bardzo by nam się przydała - dodał Narathiel. Kiwnęłam lekko głową.
- Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zastanawia. Jak oni się tutaj dostali? - zapytałam marszcząc brwi.
- Nie wiem, Rose. Ale pamiętasz ten tunel, w którym schowaliśmy się w Lesie? Słyszałaś wtedy jakieś odgłosy. Wydaję mi się, że gdybyśmy weszli głębiej, odkrylibyśmy przejście poza Hogwart - powiedział. Jęknęłam w duchu. No tak, chyba gorzej już być nie mogło. Wzięłam się jednak w garść. Odetchnęłam spokojnie i usiadłam na krześle.
Potrzebny był nam plan. I to natychmiast.
Narathiel zdecydował, że spróbuje przemknąć się do biblioteki. Wytłumaczyłam mu dokładnie, w którym dziale powinien szukać książki. Kiwnął zdecydowanie głową i już chciał iść, kiedy podeszłam do niego i go przytuliłam. Wciąż byłam na niego zła, tak cholernie zła, ale... rozumiałam dlaczego to robił. Grożono jego matce. Gdyby mojej mamie ktoś groził, postąpiłabym tak samo.
- Uważaj na siebie - wyszeptałam cicho. Uśmiechnął się do mnie lekko i oddał uścisk. Chwilę patrzyłam jak się oddala, a potem odwróciłam się w stronę Scorpiusa. Spoglądał na nas z kamienną twarzą.
Odetchnęłam spokojnie i dałam mu znak ręką żeby się wreszcie ruszył.
Było mi jakoś niezręcznie iść obok niego. To przez ten pocałunek nie mogłam się skoncentrować. Miałam rację, że Scorpius nie zostawiłby mnie tak bez powodu. Musiał to zrobić. Pewnie obawiał się, że gdyby wciąż się ze mną spotykał, Rudolf mógłby wpaść w szał i zabić jakąś bliską mu osobę. Nie zmieniało to jednak faktu, że to wciąż bolało. Bolało, bo złapał mi serce.
Wyjrzałam dyskretnie za róg i rozejrzałam się po korytarzu. Przy wejściu do Wieży Gryffindoru stał wysoki mężczyzna o beznamiętnym wyrazie twarzy. Najwyraźniej był znudzony staniem i pilnowaniem przejścia do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Wyjęłam różdżkę i kiwnęłam na Scorpiusa głową. W tej samej chwili rzuciliśmy w niego zaklęciem usypiającym.
Ostrożnie podeszłam do śmierciożercy. Spał jak niemowlak.
- Na Merlina, Rose! Co ty tutaj robisz, dziecko? Oni są tu po Weasleyów, szukali twoich kuzynów. A ty sobie paradujesz po zamku, jak gdyby nigdy nic! - wyszeptała gorączkowo Gruba Dama. Położyłam palec na ustach i pokręciłam stanowczo głową. Nie było czasu na kłótnie z portretem. Powiedziałam hasło i weszłam do środka.
Scorpius ruszył w krok za mną. W pewnej chwili zatrzymałam się gwałtownie, że nie zdążył wyhamować i wpadł prosto na mnie. Posłałam mu ostre spojrzenie i rozejrzałam się po Wieży. Było w niej tak przeraźliwie cicho...
- Co jest, do cholery?! - krzyknęłam patrząc na nich zdumiona. Malfoy numer jeden rozłożył ręce w teatralnym geście i zaczął nimi machać na znak, że nie mają złych zamiarów. Aha, akurat, już im uwierzę! Posłałam mu szorstkie spojrzenie i cofnęłam się dwa kroki do tyłu.
- Nie zbliżaj się do mnie! - warknęłam. Narathiel wywrócił oczami i poprawił czarną grzywkę.
- Rose, spokojnie! Jest coś o czym musisz wiedzieć... - zaczął. Pewnie mówiłby dalej, ale w tym samym momencie ziemia jakby się... zatrzęsła? Boże, co tu się dzieje? Narathiel pokazał mi gestem, aby spojrzała w okno. A więc spojrzałam.
- Nie, ja mam zwidy. Przecież to niemożliwe. Skąd w Hogwarcie wzięły się smoki? - wyszeptałam, kiedy tylko odzyskałam swój głos. Wiedziałam jednak, że to prawda. Spalona trawa na błoniach była na to dowodem. Usiadłam powoli na ziemi i spojrzałam na Scorpiusa.
- Co się dzieje? - zapytałam zdławionym tonem. Ślizgon podszedł do mnie powoli i ukląkł tuż obok.
- Rose, twój ojciec i wujek pracowali nad sprawą śmierciożerców, którzy po Bitwie o Hogwart uciekli od sprawiedliwości. Znaleźli sobie nową Siedzibę i ukrywają się tam już od kilkunastu lat. Ich grupą przewodzi Rudolf Lestrange. Nie wiem czy wiesz, ale twoja babcia zabiła jego żonę, Bellatrix. Teraz chce się za to zemścić i to na was, Weasleyach. Wymyślił sobie, że najpierw dopadnie wnuki pani Molly w Hogwarcie, a potem ruszy dalej. Na resztę twojej rodziny. Mojego dziadka pozbył się, ponieważ sprzeciwił mu się i nie chciał więcej wykonywać jego rozkazów. No i... Pamiętasz tę postać, którą widzieliśmy, kiedy uciekliśmy z Zakazanego Lasu? Myślę, że to był on. I to właśnie Lestrange wysłał na nas te potwory - powiedział poważnym tonem. Wbiłam w niego zaskoczone spojrzenie.
- Chce zemsty za coś co się zdarzyło ponad dwadzieścia lat temu? Przez tyle czasu powinien znaleźć sobie jakąś nową kobietę. I jak rozumiem dlatego... Dlatego mnie unikałeś? - zapytałam cicho układając sobie w głowie wszystkie informacje. - A ty co masz z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam nagle kierując wzrok na Narathiela.
- Moja mama, Adele jest w tej grupie. Rudolf wysłał mnie do Hogwartu jako kogoś w rodzaju... sam nie wiem, szpiega. Ale przysięgam, że nic nie wiedziałem o jego planie. Miałem mu tylko co jakiś czas wysyłać informacje o wybranych uczniach. Chciałem to odkręcić, ale zagroził, że wyda moją mamę Aurorom... Bałem się, że trafi do Azkabanu... Przepraszam, Rose - powiedział cicho.
- I co mi z twoich przeprosin? Oni chcąc zabić moją rodzinę! Tu nie chodzi tylko o Weasleyów. Potterów też zabiorą i wszystkich, którzy się z nami przyjaźnią. Edd, Cassidy, Frivette, Jeramie... Gdzie oni teraz są? Gdzie są moi przyjaciele? I po jaką cholerę potrzebne temu całemu Rudolfowi smoki? - zapytałam ze zdenerwowaniem.
- Rose, spokojnie. Jesteśmy tu oboje dzięki Narathielowi. Ostrzegł mnie, że śmierciożercy coś planują, ale nie mieliśmy pojęcia co. Dopiero dwie godziny temu się o tym dowiedzieliśmy. Złapaliśmy cię, kiedy szłaś na obiad, ale wyrywałaś się, więc musieliśmy...
- Nie o to pytałam, Malfoy - warknęłam.
- Oni są... Tak jakby uśpieni... - wymruczał cicho Narathiel. Zacisnęłam zęby ze złości.
- To znaczy?
- To znaczy, że w zmusili skrzaty, aby dodały do jedzenia jakiś eliksir usypiający. Po godzinie od obiadu wszyscy zaczęli chodzić w kółko z zamkniętymi oczami. Oni śpią tylko nie zdają sobie z tego sprawy. Oczywiście da się to odwrócić, ale potrzebna jest nam odtrutka. Niestety nie wiem, gdzie ona jest. A co do tych smoków... Otoczyli Hogwart wielką kopułą i postawili na straży smoki, w razie, gdyby ktoś się jednak wymknął i próbował opuścić zamek.
- Na Merlina! Mam nadzieję, że nikt nie wyszedł... - zawołałam przerażona.
- Nie mam pojęcia. Miejmy nadzieję, że nie...
- Posłuchajcie, musimy znaleźć na to odtrutkę. Nie jestem pewna, ale chyba widziałam taki Efekt Zombie w jednej z książek w Bibliotece. Musimy tam iść i ją przewertować. Ale najpierw trzeba sprawdzić we wszystkich Domach, czy tam ktoś przypadkiem nie został. No i Mapa Huncwotów. Scorpius jest u was w dormitorium? Czy Albus gdzieś ją zaniósł?
- Tak, chyba jest. Ostatnio jakoś nikt jej nie używał.
- To dobrze. Tych, którzy nie jedli obiadu, musimy jakoś bezpiecznie tutaj przetransportować. Resztą zajmiemy się, gdy znajdziemy odtrutkę. Wiecie może co z tymi tajemniczymi wejściami?
- Obawiam się, że zostały zawalone, a jeśli nie to i tak pewnie pilnuje ich kilku ludzi Rudolfa. Mapa Huncwotów bardzo by nam się przydała - dodał Narathiel. Kiwnęłam lekko głową.
- Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zastanawia. Jak oni się tutaj dostali? - zapytałam marszcząc brwi.
- Nie wiem, Rose. Ale pamiętasz ten tunel, w którym schowaliśmy się w Lesie? Słyszałaś wtedy jakieś odgłosy. Wydaję mi się, że gdybyśmy weszli głębiej, odkrylibyśmy przejście poza Hogwart - powiedział. Jęknęłam w duchu. No tak, chyba gorzej już być nie mogło. Wzięłam się jednak w garść. Odetchnęłam spokojnie i usiadłam na krześle.
Potrzebny był nam plan. I to natychmiast.
* * *
Narathiel zdecydował, że spróbuje przemknąć się do biblioteki. Wytłumaczyłam mu dokładnie, w którym dziale powinien szukać książki. Kiwnął zdecydowanie głową i już chciał iść, kiedy podeszłam do niego i go przytuliłam. Wciąż byłam na niego zła, tak cholernie zła, ale... rozumiałam dlaczego to robił. Grożono jego matce. Gdyby mojej mamie ktoś groził, postąpiłabym tak samo.
- Uważaj na siebie - wyszeptałam cicho. Uśmiechnął się do mnie lekko i oddał uścisk. Chwilę patrzyłam jak się oddala, a potem odwróciłam się w stronę Scorpiusa. Spoglądał na nas z kamienną twarzą.
Odetchnęłam spokojnie i dałam mu znak ręką żeby się wreszcie ruszył.
Było mi jakoś niezręcznie iść obok niego. To przez ten pocałunek nie mogłam się skoncentrować. Miałam rację, że Scorpius nie zostawiłby mnie tak bez powodu. Musiał to zrobić. Pewnie obawiał się, że gdyby wciąż się ze mną spotykał, Rudolf mógłby wpaść w szał i zabić jakąś bliską mu osobę. Nie zmieniało to jednak faktu, że to wciąż bolało. Bolało, bo złapał mi serce.
Wyjrzałam dyskretnie za róg i rozejrzałam się po korytarzu. Przy wejściu do Wieży Gryffindoru stał wysoki mężczyzna o beznamiętnym wyrazie twarzy. Najwyraźniej był znudzony staniem i pilnowaniem przejścia do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Wyjęłam różdżkę i kiwnęłam na Scorpiusa głową. W tej samej chwili rzuciliśmy w niego zaklęciem usypiającym.
Ostrożnie podeszłam do śmierciożercy. Spał jak niemowlak.
- Na Merlina, Rose! Co ty tutaj robisz, dziecko? Oni są tu po Weasleyów, szukali twoich kuzynów. A ty sobie paradujesz po zamku, jak gdyby nigdy nic! - wyszeptała gorączkowo Gruba Dama. Położyłam palec na ustach i pokręciłam stanowczo głową. Nie było czasu na kłótnie z portretem. Powiedziałam hasło i weszłam do środka.
Scorpius ruszył w krok za mną. W pewnej chwili zatrzymałam się gwałtownie, że nie zdążył wyhamować i wpadł prosto na mnie. Posłałam mu ostre spojrzenie i rozejrzałam się po Wieży. Było w niej tak przeraźliwie cicho...
- Sprawdź dormitoria chłopców - powiedziałam. Ja tymczasem ruszyła do pokoi dziewczyn.
Wszystkie dormitoria wiały przeraźliwą pustką. Kiedy weszłam do naszego, zauważyłam, że pewnie je przeszukiwali. Szuflady były pootwierane, ubrania porozrzucane, lakier do włosów Frii leżał przed moimi nogami, a zdjęcie mojej rodziny było rozerwane na strzępy. Potrząsnęłam głową i wybiegłam z pokoju. Nie miałam siły na to patrzeć. A co jeśli oni ich skrzywdzili? Skrzywdzili moich przyjaciół?
Malfoy pokręcił głową. U chłopaków też było pusto. Opadłam na kanapę i wytarłam łzę, która potoczyła się po moim policzku. Nie chciałam płakać. Nie teraz.
Poczułam jak Scorpius łapie mnie delikatnie za dłoń i ściska ciepło. Jego oczy mówiły, że wszystko będzie dobrze. Chciałam w to wierzyć. Najmocniej na świecie.
Usłyszałam cichy szelest. Wstałam szybko z kanapy i zdjęłam okrycie. Tuż pod nimi znajdowały się drzwiczki. Otworzyłam je i z zaskoczeniem ujrzałam małego Kristoffa razem z małą pucołowatą Amelią. Oboje mieli całkiem przerażone miny .
- Młody! - krzyknęłam. Następnie złapałam go w ramiona i ucałowałam w czoło. Dziewczynę również czule przytuliłam i potargałam po włosach.
- Już dobrze, jesteśmy tutaj. Co się stało? Opowiedzcie mi - poprosiłam. Kristoff skulił się nieznacznie i spojrzał mi w oczy.
- Siedzieliśmy tutaj razem i jedliśmy Czekoladowe Żaby. Wszystko było w porządku, ale nagle ludzie zaczęli wychodzić ze swoich dormitoriów. Kilka dziewczyn poszło do twojego pokoju, Rose. Zabrali Cassidy i Frivette, a potem wyszli z Wieży - wyszeptał cicho.
- A co z Fredem i Eddim? Ich też zabrali?
- Nie, Rosie. Nie było ich tutaj. Ja i Amelia przestraszyliśmy się i schowaliśmy się w kanapie. W samą porę bo potem zaczęli wołać moje imię. Nie wiem dlaczego. Okropnie się bałem - dodał.
- Dzięki Merlinowi, że się schowaliście. Chodźcie stąd. Zabierzemy was do siedziby Radia, dobra? Mało osób wie o strychu, więc będziecie tam bezpieczni. Tylko nie ważcie mi się stamtąd wychodzić choćby na krok. Czy to jasne? - zapytałam z powagą. Oboje pokiwali głowami.
- W takim razie wracamy - mruknęłam. Kiedy opuszczaliśmy Wieżę, mężczyzna, którego wcześniej uśpiliśmy, poruszył się powoli. Popchnęłam Kristoffa i Amelię do przodu.
- Lećcie do tego portretu ze śpiącym mężczyzną! - krzyknęłam za nimi i odwróciłam się. Śmierciożerca stał już na nogach, na jego ustach tkwił przerażający uśmiech.
- Lestrange bardzo się ucieszy, kiedy dowie się, że złapałem Malfoya i Weasleyównę razem! Jeśli wszystko dobrze pójdzie, może się nawet zabawimy, dziwko - zawołał z rubasznym śmiechem. Malfoy zacisnął zęby i ruszył w kierunku mężczyzny.
- Stul pysk! Nie pozwolę żebyś tak o niej mówił! - wrzasnął Scorpius.
- Nie, czekaj! - krzyknęłam za nim, ale i tak mnie nie posłuchał. Zaklęcie jak z procy wystrzeliło z jego różdżki. Mężczyzna umknął przed nim zręcznie i zaśmiał się ochryple. Scorpius zjeżył się tylko i dalej próbował go powalić. Nie chciał mnie słuchać. Na szczęście śmierciożerca również, więc zakradłam się do niego od tyłu i powaliłam go na ziemię oszałamiaczem. Malfoy płonął z gniewu. Podniósł go za pomocą różdżki i wrzucił do składzika na miotły. Następnie uszczelnił go dokładnie zaklęciem.
- Dlaczego dałeś się sprowokować? - zapytałam ze złością.
- Jak to dlaczego? Nie pozwolę, aby tak o tobie mówił! - zawołał z oburzeniem. Następnie spojrzał mi w oczy i złapał za rękę. - Rose, jeśli chodzi o tamto to ja... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
- Chodź. Musimy iść po Mapę Huncwotów - powiedziałam szybko i ruszyłam przed siebie.
W Pokoju Wspólnym Slytherinu również ziało pustką. No, może nie całkiem. Na ziemi leżał nieprzytomny Albus. Podbiegłam do niego prędko i zbadałam puls. Następnie oboje przenieśliśmy go na kanapę
- Malfoy, biegnij do waszego dormitorium i poszukaj Mapy Huncwotów! - krzyknęłam. Kiwnął głową i pobiegł na górę. Ja tymczasem wylałam na Albusa trochę wody. Zbudził się od razu.
- Zabrali ją. Zabrali! - wrzasnął do mnie.
- Kogo, Al
- Julie, Julie moją Julie. I Hugona, Freda, Molly, Cassidy i Frivette... Wszystkich zabrali! - krzyknął łapiąc się za głowę.
- W takim razie ich uratujemy - odparłam z przekonaniem. Złapałam Albusa za rękę, który wciąż był w wielkim szoku i poklepałam go po ramieniu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to wszystko co się działo... Scorpius pojawił się chwilę później. Odetchnął z ulgą widząc, że Albus jest cały. Rzucił mi Mapę i podszedł do przyjaciela.
- Na Merlina, nigdy nie spodziewałam się, że poczuję taką ulgę na twój widok, Potter! - zawołał. Albus uśmiechnął się nieznacznie.
- Dobra, nie ma czasu na czułości. Został nam jeszcze Ravelclaw i Hufflepuff. No i Narthiel. Mam nadzieję, że znalazł tą książkę... - powiedziałam. Scorpius kiwnął głową i złapał mnie za rękę.
- No to w drogę! - zawołał dziarsko i ruszył do przodu.
Otworzyłam książkę i zaczęłam ją dokładnie wertować. Musiało tam coś być. Wiedziałam to. Wiedziałam to doskonale, tylko dlaczego nie mogłam tego znaleźć? Zaraz, zaraz...
- Mam! - wrzasnęłam. - Antidotum to muzyka. Muzyka! Musimy puścić coś kojącego, coś spokojnego. Radio Hogwart będzie pomocne. Tylko musimy wywabić ich wszystkich z Wielkiej Sali. A tam z tego co wiemy jest Rudolf... No i musimy jakoś bezpiecznie wyprowadzić ich na zewnątrz. Do tego tunelu, który znaleźliśmy na Mapie Huncwotów. Ale smoki...
- Poczekaj, Rose. Musimy to jakoś dokładnie rozplanować. Najpierw trzeba przejść się po korytarzach i wyłapać tych, którzy tam są. Albus będziesz puszczał muzykę, dobra? Tylko nie może być za głośna. Drzwi Wielkiej Sali są grube, ale nie aż tak. Kiedy wszyscy zostaną wyprowadzeni z korytarzy do kryjówki będziemy musieli zrobić coś, aby wywabić większą część Śmierciożerców - rzekł Scorpius.
- Masz rację. Ja mogę się tym zająć. Jestem w końcu zdrajcą. Popędzą za mną jak stado hipogryfów - powiedział Narathiel kiwając głową.
- O nie, nie puszczę cię samego! - zawołałam od razu. - Idę z tobą.
- Nawet o tym nie myśl - powiedział Scorpius i Nartahiel w tym samym momencie. Pokręciłam z politowaniem głową. Byli do siebie zdecydowanie bardziej podobni niż mogło im się to wydawać.
- Teraz słuchaj. I bez dąsów, proszę. Wyprowadzę ich na zewnątrz, a tam zajmą się nimi smoki. Tylko co potem z tymi bestiami? - zapytał Malfoy numer dwa. Zamyśliłam się.
- Mój wujek Charlie zajmuje się smokami i kiedyś mówił mi o takim jednym zaklęciu... Nie wiem czy to wypali, ale będę musiała tego spróbować. Tylko, że trzeba wdrapać się na grzbiet jednego z nich...
- Ty chyba nie mówisz poważnie! - zawołał Eddie. Odwróciłam głowę zaskoczona. Za mną stał Parker, Bliźniacy Scamander, Jeramie, Sky i Pola. Rzuciłam się w ich stronę jak jakaś wariatka.
- Boże, cieszę się, że was widzę! - zawołałam przejęta.
- Dobra, dobra! Skoro ty idziesz upolować smoki to może my zajmiemy się tymi zombie na korytarzach? Przyda wam się ludzi do pomocy - odparł ze śmiechem.
- W taki razie robimy listę. Narathiel wywabia naszych gości, Aluś pilnuje sprzętu my zbieramy uratowanych uczniów... - zaczął wyliczać Lorcan.
- A ja z Rose idziemy upolować smoka. Do dzieła! - dokończył Scorpius. Uśmiechnęłam się w jego stronę. A potem złapaliśmy się za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
W Pokoju Wspólnym Slytherinu również ziało pustką. No, może nie całkiem. Na ziemi leżał nieprzytomny Albus. Podbiegłam do niego prędko i zbadałam puls. Następnie oboje przenieśliśmy go na kanapę
- Malfoy, biegnij do waszego dormitorium i poszukaj Mapy Huncwotów! - krzyknęłam. Kiwnął głową i pobiegł na górę. Ja tymczasem wylałam na Albusa trochę wody. Zbudził się od razu.
- Zabrali ją. Zabrali! - wrzasnął do mnie.
- Kogo, Al
- Julie, Julie moją Julie. I Hugona, Freda, Molly, Cassidy i Frivette... Wszystkich zabrali! - krzyknął łapiąc się za głowę.
- W takim razie ich uratujemy - odparłam z przekonaniem. Złapałam Albusa za rękę, który wciąż był w wielkim szoku i poklepałam go po ramieniu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to wszystko co się działo... Scorpius pojawił się chwilę później. Odetchnął z ulgą widząc, że Albus jest cały. Rzucił mi Mapę i podszedł do przyjaciela.
- Na Merlina, nigdy nie spodziewałam się, że poczuję taką ulgę na twój widok, Potter! - zawołał. Albus uśmiechnął się nieznacznie.
- Dobra, nie ma czasu na czułości. Został nam jeszcze Ravelclaw i Hufflepuff. No i Narthiel. Mam nadzieję, że znalazł tą książkę... - powiedziałam. Scorpius kiwnął głową i złapał mnie za rękę.
- No to w drogę! - zawołał dziarsko i ruszył do przodu.
* * *
Wychyliłam ostrożnie głowę i kiwnęłam na Albusa. Wyszedł z kryjówki i zaczął iść powoli korytarzem. Śmierciożerca stojący obok drzwi biblioteki uniósł do góry brew i złapał za różdżkę.
- Hej! To Po... - zaczął, ale nie dokończył. Scorpius podszedł do niego od tyłu i rzucił na niego zaklęcie. Podbiegłam do drzwi i wyjrzałam przez dziurkę od klucza. Narathiel siedział na krześle związany niewidzialnymi linami. Wysoki mężczyzna z bujną brodą przyglądał mu się z szerokim uśmiechem. Malfoy numer dwa powiedział mu coś na co jego uśmiech natychmiast zbladł. Wykrzywił usta w okropnym grymasie i rzucił na niego zaklęcie. Usłyszałam jak jęczy z bólu.
Nie czekając na Scorpiusa i Albusa otworzyłam drzwi na roścież.
Nie czekając na Scorpiusa i Albusa otworzyłam drzwi na roścież.
- Dobrze się bawisz? - zawołałam wściekle. Śmierciożerca obrócił głowę i pokręcił głową z politowaniem.
- Wspaniale! - krzyknął w odpowiedzi i rzucił ponownie zaklęcie na Narathiela. Z przerażeniem odkryłam, że było to Crucio.
- Uciekaj, Rose! - odparł Malfoy zaciskając oczy z bólu.
- Nie! Zostaw go!
- Biedna, głupia Rosie Weasley. On umrze. Zdradził nas. Jego matka też zresztą. Zabijemy was wszystkich i przywrócimy do życia Voldemorta?
- Nie możecie. On nie żyje! Czy ty tego nie rozumiesz? Rudolf Lestrange chce zemsty na Molly Weasley, bo zabiła jego żonę. Nie chce powrotu żadnego chorego czarnoksiężnika! - zawołałam. Chciałam już rzucić w niego jakimś zaklęciem, ale był szybszy. Wytrzeszczyłam oczy i zgięłam się w pół. Czułam jakby moje ciało palił ogień. Wrzasnęłam z bólu i upadłam na ziemię. Z trudem zacisnęłam palce na różdżce i wypowiedziałam pierwszą formułkę, która przyszła mi do głowy. Zaklęcie sprawiło, że śmierciożerca poleciał z całej siły do tyłu. Widziałam jak ląduje na krawędzi jednego ze stolików.
Wstałam powoli i podbiegłam do Narathiela.
Wstałam powoli i podbiegłam do Narathiela.
- Jesteś cały? - zapytałam cicho.
- Cały - odparł. Rzuciłam się na niego i przytuliłam mocno. Następnie wzięłam do ręki książkę, która leżała na podłodze.
- Chodź, Scorpius i Albus bawią się pewnie jeszcze z tym drugim - wyszeptałam. Kiwnął głową i razem wyszliśmy z Biblioteki.
* * *
Otworzyłam książkę i zaczęłam ją dokładnie wertować. Musiało tam coś być. Wiedziałam to. Wiedziałam to doskonale, tylko dlaczego nie mogłam tego znaleźć? Zaraz, zaraz...
- Mam! - wrzasnęłam. - Antidotum to muzyka. Muzyka! Musimy puścić coś kojącego, coś spokojnego. Radio Hogwart będzie pomocne. Tylko musimy wywabić ich wszystkich z Wielkiej Sali. A tam z tego co wiemy jest Rudolf... No i musimy jakoś bezpiecznie wyprowadzić ich na zewnątrz. Do tego tunelu, który znaleźliśmy na Mapie Huncwotów. Ale smoki...
- Poczekaj, Rose. Musimy to jakoś dokładnie rozplanować. Najpierw trzeba przejść się po korytarzach i wyłapać tych, którzy tam są. Albus będziesz puszczał muzykę, dobra? Tylko nie może być za głośna. Drzwi Wielkiej Sali są grube, ale nie aż tak. Kiedy wszyscy zostaną wyprowadzeni z korytarzy do kryjówki będziemy musieli zrobić coś, aby wywabić większą część Śmierciożerców - rzekł Scorpius.
- Masz rację. Ja mogę się tym zająć. Jestem w końcu zdrajcą. Popędzą za mną jak stado hipogryfów - powiedział Narathiel kiwając głową.
- O nie, nie puszczę cię samego! - zawołałam od razu. - Idę z tobą.
- Nawet o tym nie myśl - powiedział Scorpius i Nartahiel w tym samym momencie. Pokręciłam z politowaniem głową. Byli do siebie zdecydowanie bardziej podobni niż mogło im się to wydawać.
- Teraz słuchaj. I bez dąsów, proszę. Wyprowadzę ich na zewnątrz, a tam zajmą się nimi smoki. Tylko co potem z tymi bestiami? - zapytał Malfoy numer dwa. Zamyśliłam się.
- Mój wujek Charlie zajmuje się smokami i kiedyś mówił mi o takim jednym zaklęciu... Nie wiem czy to wypali, ale będę musiała tego spróbować. Tylko, że trzeba wdrapać się na grzbiet jednego z nich...
- Ty chyba nie mówisz poważnie! - zawołał Eddie. Odwróciłam głowę zaskoczona. Za mną stał Parker, Bliźniacy Scamander, Jeramie, Sky i Pola. Rzuciłam się w ich stronę jak jakaś wariatka.
- Boże, cieszę się, że was widzę! - zawołałam przejęta.
- Dobra, dobra! Skoro ty idziesz upolować smoki to może my zajmiemy się tymi zombie na korytarzach? Przyda wam się ludzi do pomocy - odparł ze śmiechem.
- W taki razie robimy listę. Narathiel wywabia naszych gości, Aluś pilnuje sprzętu my zbieramy uratowanych uczniów... - zaczął wyliczać Lorcan.
- A ja z Rose idziemy upolować smoka. Do dzieła! - dokończył Scorpius. Uśmiechnęłam się w jego stronę. A potem złapaliśmy się za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
* * *
- Idą! - zawołałam na widok sporej grupki sunącej za Narathielem. On sam biegł na jej czele. Zaklęcia odbijały się od niego dzięki ochronnej kuli, którą na siebie nałożył. Uśmiechnęłam się widząc jak pogwizduje.
Kiedy był już blisko wyjścia, skręcił w moją stronę. Posłałam hologram Narathiela w to samo miejsce, w którym się przed chwilą znajdował, tym samym wywabiając śmierciożerców z zamku. Następnie we trójkę zamknęliśmy szybko drzwi. Smoki zajęły się nimi bardzo szybko. Kiedy otworzyliśmy je ponownie, została po nich już tylko kupka popiołu.
Kiedy był już blisko wyjścia, skręcił w moją stronę. Posłałam hologram Narathiela w to samo miejsce, w którym się przed chwilą znajdował, tym samym wywabiając śmierciożerców z zamku. Następnie we trójkę zamknęliśmy szybko drzwi. Smoki zajęły się nimi bardzo szybko. Kiedy otworzyliśmy je ponownie, została po nich już tylko kupka popiołu.
- Trzymajcie się! Ja pójdę pomóc reszcie - powiedział Narathiel dając mi buziaka w czoło.
- Ty też bracie - odparł Scorpius. Malfoy uśmiechnął się w jego stronę, a potem biegiem ruszył przed siebie. Odwróciłam się w stronę Scora.
- Musimy szybko przebiec przez błonia - powiedziałam zdenerwowana.
- Wiem - odparł Scorpius. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam szybko w kierunku Zakazanego Lasu.
Kiedy wreszcie do niego doszliśmy, Malfoy zdjął z nas ochronną kulę, co uratowało nas przed ogniem.
Oboje trzymaliśmy się bezpiecznie między drzewami, ale również na tyle blisko, aby móc obserwować błonia. Miałam plan, aby zaczaić się na jednego z nich i wdrapać mu się na grzbiet. Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale nie było innego wyjścia. Inaczej nici z zaklęcia. Wzięłam głęboki oddech i widząc, że jeden przycupnął na skraju Zakazanego Lasu, kiwnęłam głową w stronę Malfoya.
- Już czas - wyszeptałam Scorpiusowi do ucha. Złapał mnie za rękę i razem ostrożnie zaczęliśmy się przybliżać do smoka. Zwierzę chrapało tak głośno, że serce podchodziło mi do gardła, ale w końcu do niego dotarliśmy. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na Malfoya. Następnie razem weszliśmy na jego grzbiet.
Smok poderwał się niespodziewanie i zaczął szybować do góry. Złapałam mocniej Scorpiusa i spojrzałam na dół.
- Na Merlina, to chyba najbardziej głupia rzecz jaką w życiu zrobiłam! - zawołałam.
- Poprawka, jaką razem zrobiliśmy! - odparł Scorpius z uśmiechem. Kiwnęłam w jego stronę głową i oboje zaczęliśmy się wydzierać. Smok zwrócił w naszą stronę głowę i parsknął ogniem. Oboje uchyliliśmy się zręcznie. W tej samej chwili spostrzegłam, że pozostałe cztery smoki szarżują na nas. Wyciągnęłam różdżkę i wystrzeliłam w górę złote iskry, a potem wypowiedziałam formułkę zaklęcia. Przez jedną strasznie długą chwilę bałam się, że nie zadziałało, ale smoki zaczęły nagle przymykać oczy i usypać. A potem nagle zaczęliśmy spadać w dół. Zwróciłam się w stronę Scorpiusa i ścisnęłam jego rękę.
- Musimy skoczyć. Na trzy, dobra? - zawołałam.
- Dobrze, ale najpierw muszę coś zrobić! - krzyknął i przycisnął mnie do siebie. Następnie mnie pocałował. Rozkoszowałam się ciepłem jego warg i marzyłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Po chwili jednak oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w dół. Zakazany Las.
- Rose, wyjdziesz za mnie? - zawołał Scorpius. Spojrzałam na niego totalnie zaskoczona.
- To chyba nie najlepszy moment na taką rozmowę! - wrzasnęłam.
- Jak kto uważa, ale nie wiem czy przeżyjemy ten skok, więc proszę odpowiedz! - poprosił.
- Tak! Tak, wyjdę za ciebie! - zawołałam ze łzami w oczach.
- No to skaczemy. I pamiętaj. Kocham cię, Rose!
* * *
Otworzyłam szeroko oczy i rozejrzałam się wokół. Zbyt szybko lecieliśmy w kierunku ziemi i nie zdążyłam rzucić zaklęcia spowalniającego. Mieliśmy jednak bardzo dużo szczęścia, ponieważ wylądowaliśmy na magicznym mchu.
- Scorpius, idioto! My żyjemy, żyjemy! - zawołałam odwracając się w jego stronę. Malfoy posłał mi wesoły uśmiech i przyciągnął do siebie.
- To znaczy, że jesteś moją narzeczoną! - odparł uradowany. Pocałowałam go szybko w usta i pociągnęłam za rękę.
- Chodź, Scor. Musimy iść. Zegar tyka, a do uratowania czeka cała masa osób i kilka śmierciożerców, którym trzeba skopać tyłki! - zawołałam. Jęknął cicho, ale posłusznie ruszył za mną.
Kiedy przedzieraliśmy się przez bonia, smoki leżały na ziemi chrapiąc głośno. W połowie drogi dostrzegliśmy Frivette i Cassidy, które pilnowały, aby wszyscy odczarowani uczniowie schowali się bezpiecznie w podziemnej kryjówce.
Kiedy przedzieraliśmy się przez bonia, smoki leżały na ziemi chrapiąc głośno. W połowie drogi dostrzegliśmy Frivette i Cassidy, które pilnowały, aby wszyscy odczarowani uczniowie schowali się bezpiecznie w podziemnej kryjówce.
- Dziewczyny! - krzyknęłam podbiegając do nich. Rzuciły się na mnie jak wariatki i zaczęły całować
- Tak się o ciebie bałyśmy! - zawołała Frivette. Naprawdę nie chciałam znów ich zostawiać, ale nie miałam innego wyjścia. Razem z Malfoyem biegiem ruszyliśmy w stronę zamku. Łagodna muzyka rozbrzmiewała na korytarzach Hogwartu. Pokonaliśmy szybko Salę Wejściową i ruszyliśmy s w stronę Wielkiej Sali. Otworzyłam drzwi i ostrożnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. W środku nie dostrzegłam ani Rudolfa ani żadnych śmierciożerców.
Odetchnęłam głęboko i machnięciem różdżki otworzyłam drzwi. Hogwartczycy słysząc spokojną muzykę, która rozbrzmiała w całym pomieszczeniu, zaczęli powoli budzić się z transu i rozglądać nieprzytomnie wokół.
Odetchnęłam głęboko i machnięciem różdżki otworzyłam drzwi. Hogwartczycy słysząc spokojną muzykę, która rozbrzmiała w całym pomieszczeniu, zaczęli powoli budzić się z transu i rozglądać nieprzytomnie wokół.
- Biegnijcie! Szybko! - zawołałam wybiegając na środek Wielkiej Sali. Scorpius tym czasem ruszył na korytarz, chcąc popędzić tych, którzy próbowali biec do swoich Domów. Kiedy w środku nie było już nikogo, oprócz mnie, zaczęłam szybko iść w stronę wyjścia, ale wtedy drzwi nagle zamknęły się z głośnym hukiem. Ciszę, która rozbrzmiała w całej sali, przerwał dźwięk kroków. Odwróciłam się.
Rudolf Lestrange.
Zmierzył mnie długim lodowatym spojrzeniem, a jego usta wykrzywił krzywy uśmieszek.
Rudolf Lestrange.
Zmierzył mnie długim lodowatym spojrzeniem, a jego usta wykrzywił krzywy uśmieszek.
- No proszę, panna Weasley. Wreszcie spotykamy się twarzą w twarz. Nie ma się co dziwić, że głupi synek Malfoya oszalał na twoim punkcie. Kto by się oparł? Taka odważna... - powiedział rozbawionym tonem.
- Twój plan się nie powiódł, Lestrange. Aurorzy są już na pewno w drodze, a moja rodzina bezpieczna. Przegrałeś - powiedziałam z mocą. Rudolf zaśmiał się cicho i uniósł brwi do góry.
- Przegrałem? W takim razie patrz - zawołał. Moim oczom ukazali się Bliźniacy, Eddie, Jeramie, Sky i Polla. Śmierciożercy trzymali ich mocno z różdżkami przystawionymi do gardła. W ich oczach widziałam ból. Tyle bólu.
Wrzasnęłam.
Mój krzyk potoczył się echem po całej sali. Chciałam do nich podbiec, uratować ich, zrobić cokolwiek. Ale Rudolf nie pozwolił mi na to. Podniósł powoli rękę do góry i machnął nią. W jednej chwili sala rozbłysła dziwnym kującym w oczy błyskiem. A potem ich ciała upadły na podłogę i tylko lekkie poruszenie ze strony Jeramy'ego upewniło mnie, że wciąż tli się w nich jeszcze życie.
Śmierciożercy cofnęli się. Ich szaty załopotały, a oni sami jakby rozpłynęli się w powietrzu.
Podniosłam się z ziemi, czując, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Ręce drżały mi okropnie i nie mogłam powstrzymać się od płaczu.
- Dlaczego? - zapytałam szeptem. - Dlaczego to robisz? Nic ci nie zrobiliśmy!
Wrzasnęłam.
Mój krzyk potoczył się echem po całej sali. Chciałam do nich podbiec, uratować ich, zrobić cokolwiek. Ale Rudolf nie pozwolił mi na to. Podniósł powoli rękę do góry i machnął nią. W jednej chwili sala rozbłysła dziwnym kującym w oczy błyskiem. A potem ich ciała upadły na podłogę i tylko lekkie poruszenie ze strony Jeramy'ego upewniło mnie, że wciąż tli się w nich jeszcze życie.
Śmierciożercy cofnęli się. Ich szaty załopotały, a oni sami jakby rozpłynęli się w powietrzu.
Podniosłam się z ziemi, czując, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Ręce drżały mi okropnie i nie mogłam powstrzymać się od płaczu.
- Dlaczego? - zapytałam szeptem. - Dlaczego to robisz? Nic ci nie zrobiliśmy!
- Wy może i owszem, nie. Ale chcę abyś zrozumiała, że to wszystko wina twojej babki. Wy tylko płacicie za to co zrobiła Bellatrix.
- Masz na myśli tę chorą wariatkę, która nawet cię nie kochała? - wrzasnęłam patrząc mu prosto w oczy.
- Masz na myśli tę chorą wariatkę, która nawet cię nie kochała? - wrzasnęłam patrząc mu prosto w oczy.
- Kochała - odparł z mocą.
- Jesteś szalony, Lestrange. Usprawiedliwiasz swoje wszystkie czyny zemstą za jej śmierć, ale prawda jest taka, że wojna cię zniszczyła. Voldemort przegrał, a ty z poważanego człowieka zrobiłeś się nic niewartym wyrzutkiem, z tą palącą chęcią zabijania, która ci pozostała.
Lestrange spojrzał mi prosto w oczy.
- Kto wie? Może i masz rację - powiedział wyciągając długą brązową różdżkę w moją stronę. - Naprawdę wspaniale było cię poznać, Rose - dodał. Wiedziałam, że jeśli nie zareaguję, będzie już po mnie. Ale ręce za bardzo mi drżały, nie mogłam zapanować nad swoim ciałem. Zresztą Lestrange był zbyt silnym czarodziejem. Nie miałam szans.
Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na jego chory uśmiech tuż przed śmiercią.
- Tardus Mortem.
Krzyk, który rozległ się w sali był ogłuszający. Otworzyłam oczy i z zaskoczeniem zobaczyłam, jak Narathiel rzuca się całym ciałem przede mnie. Rudolf krzyknął coś niezrozumiałego, a ja poczułam jak coś we mnie pęka.
Zebrałam w sobie całą wściekłość i rozpacz jaką czułam, a potem wypowiedziałam zaklęcie, które obezwładniło Lestrange'a nim zdążył się zorientować. Kiedy było już po wszystkim, nachyliłam się nad Narathielem i spojrzałam mu prosto w oczy. Jego twarz była cała blada, a usta zaciśnięte mocno, aż do krwi. Drżące ręce zaciskał w pięści. Wiedziałam czym uderzył go Rudolf. Było to bardzo silne zaklęcie, które w przeciwieństwie do Avady Kedavry sprawiało, że jej ofiara cierpiała straszne męki przed śmiercią.
Lestrange spojrzał mi prosto w oczy.
- Kto wie? Może i masz rację - powiedział wyciągając długą brązową różdżkę w moją stronę. - Naprawdę wspaniale było cię poznać, Rose - dodał. Wiedziałam, że jeśli nie zareaguję, będzie już po mnie. Ale ręce za bardzo mi drżały, nie mogłam zapanować nad swoim ciałem. Zresztą Lestrange był zbyt silnym czarodziejem. Nie miałam szans.
Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na jego chory uśmiech tuż przed śmiercią.
- Tardus Mortem.
Krzyk, który rozległ się w sali był ogłuszający. Otworzyłam oczy i z zaskoczeniem zobaczyłam, jak Narathiel rzuca się całym ciałem przede mnie. Rudolf krzyknął coś niezrozumiałego, a ja poczułam jak coś we mnie pęka.
Zebrałam w sobie całą wściekłość i rozpacz jaką czułam, a potem wypowiedziałam zaklęcie, które obezwładniło Lestrange'a nim zdążył się zorientować. Kiedy było już po wszystkim, nachyliłam się nad Narathielem i spojrzałam mu prosto w oczy. Jego twarz była cała blada, a usta zaciśnięte mocno, aż do krwi. Drżące ręce zaciskał w pięści. Wiedziałam czym uderzył go Rudolf. Było to bardzo silne zaklęcie, które w przeciwieństwie do Avady Kedavry sprawiało, że jej ofiara cierpiała straszne męki przed śmiercią.
Złapałam Malfoya za dłonie i ścisnęłam mocno.
- Narathiel... Uratowałeś mnie... - szepnęłam zachrypniętym głosem. Uśmiechnął się w moją stronę mimo bólu jaki czuł w całym swoim ciele.
- Scorpius rozerwałby mnie na strzępy, gdybyś to ty wykitowała - powiedział. Chciał abym się roześmiała, ale nie umiałam. Nie kiedy wiedziałam, że to jego ostatnie chwile.
- Rose... Powiedz Scorpiusowi, że go za wszystko przepraszam. A mojej mamie przekaż, że ją kocham. Proszę, obiecaj mi to - szepnął rozpaczliwym tonem.
- Oczywiście, obiecuję - odparłam. Narathiel przełknął ślinę.
- Trzymaj się, Rose. Może kiedyś... Kiedyś się jeszcze spotkamy - szepnął cicho, bardzo cicho. Jego uścisk robił się coraz słabszy, jego oczy gasły. W końcu jego głowa opadła bezwładnie na moje kolana. Drżącymi rękami zamknęłam jego powieki.
- Mam taką nadzieję.
Nie wiem, jak udało mi się wstać na własne nogi, ale wiedziałam, że Narathielowi już nie pomogę. Trzęsąc się cała, ruszyłam w stronę bliźniaków, a potem reszty, mrucząc pod nosem zaklęcia.
Nie wiem, jak udało mi się wstać na własne nogi, ale wiedziałam, że Narathielowi już nie pomogę. Trzęsąc się cała, ruszyłam w stronę bliźniaków, a potem reszty, mrucząc pod nosem zaklęcia.
Nie wiem ile czasu minęło nim drzwi Wielkiej Sali się otworzyły. Jeden z medyków, odciągnął mnie od przyjaciół, mówiąc, że nic im nie jest i że oni już teraz się nimi zajmą.
I wtedy zobaczyłam Adele, jak tuli do piersi ciało martwego syna.
I wtedy zobaczyłam Adele, jak tuli do piersi ciało martwego syna.
- Kazał pani przekazać, że... Że bardzo panią kocha - szepnęłam. Selwyn rozpłakała się. Przytuliła Narathiela do piersi, a jej oczy wypełniły się łzami.
Odwróciłam się w drugą stronę. Tato i mama stali z boku rozmawiając z Hugonem. Co chwilę ściskali go, ciesząc się, że nic mu nie jest. Potem zaczęli się rozglądać zapewne szukając mnie, ale nie umiałam zmusić się, aby pójść w ich stronę.
Przełknęłam ślinę i opuściłam Wielką Salę biegiem.
Słyszałam jak ktoś krzyczy za mną moje imię, ale nie zwracałam na to uwagi. Zamiast tego biegłam szybko przed siebie.
Przełknęłam ślinę i opuściłam Wielką Salę biegiem.
Słyszałam jak ktoś krzyczy za mną moje imię, ale nie zwracałam na to uwagi. Zamiast tego biegłam szybko przed siebie.
Zatrzymałam się dopiero na skraju lasu, upadłam na ziemię i zaczęłam krzyczeć. W całym Zakazanym Lesie zrobiło się przeraźliwie cicho. Nawet ptaki przestały śpiewać.
Dopiero po jakimś czasie, nie jestem pewna jak długim, poczułam ciepłe dłonie na swoim ciele. Wiedziałam, że to dłonie Scorpiusa, który próbował mi pomóc wstać.
- Rose... - szepnął cicho wtulając twarz w moje włosy.
- Powiedział.... Powiedział, że ciebie za wszystko przeprasza.... - mruknęłam zdławionym tonem. Scorpius przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w niego z całej siły. - Co teraz? - zapytałam przełykając ślinę. Malfoy pogładził mnie delikatnie po włosach.
- Będziemy żyć dalej, Rosie. Damy radę i będziemy żyć dalej.
- Będziemy żyć dalej, Rosie. Damy radę i będziemy żyć dalej.
Bardzo smutny rozdział. Naprawdę rozpłakałam się pod koniec ;-(
OdpowiedzUsuńNo troszkę smutny, wiem :c
Usuń1 rzecz tylko z błędów, choć 2. Literówki i nie kilka ludzi tylko kilkoro, tak mi się wydaje, ale mogę się mylić. A i przy akcji z Więżą Gryffindoru to powinno być Gruba Dama wyszeptała gorączkowo, bo wcześniej o niej nie było mowy. Wybacz, że tak wytykam błędy ;-;.
OdpowiedzUsuńJeju, zabiłaś połowę. I Narathiela... A tak go lubiłam ;-;.
Wspaniały rozdział, wzruszający i Taki OMG.
Będę płakać razem z Tobą, bo to koniec... a Twój kolejny blog jest o wampirach, a ja takiej tematyki nie lubię, choć takiej tematyki jak Scorose też nie czytałam, a ty mnie przekonałaś. Może do wampirów też....
Mam nadzieję, że założysz Jeszcze Jednego bloga i też o tematyce HP, ale jak najbardziej Cię rozumiem, gdy mówisz, że musisz od niego odpocząć.
Kończę pisać, bo mi przykro, że już koniec, zaraz się rozpłaczę...
Życzę Ci wielkiej weny ;*
Twoja hmm... "fanka" Raini ^^
Wiem, wiem sporo tam było tych literówek, ale przed chwilą wszystko skończyłam poprawiać i pojawił się komentarz od ciebie.
UsuńOkropna jestem, tak. Ale jakoś tak wyszło... Z resztą co to by było, gdyby nikt nie ucierpiał. Musiało być bardziej rzeczywiste.
Możesz spróbować poczytać coś nowego ;) Ja tam lubię czytać opowiadania o różnej tematyce.
Oczywiście, że założę! Bez dwóch zdań. Tylko nie wiem jeszcze kiedy. Choć dopiero kończę to opowiadanie to już mi brakuje świata Harry'ego. Coś czuję, że blog powstanie już niebawem.
Ejejej, nie płacz :c
Dziękuje ♥
Boże. Boże. Boże
OdpowiedzUsuńBoże. Boże.
Boże!
Mój Narathiel kochany. I Evan i Jeramie ;( Pokochałam każdą z tych postaci chociaż nie było o nich wiele. Naprawdę trudno rozstać się z tym blogiem. Z tą historią. Ale nie będę płakać. Będę silna... Dobra kłamię. Daj mi chusteczki!
Akcja na smoku najlepsza :D I te oświadczyny ahahahahahha. Kocham cię za to <3
Ale Narathiel ;(
Zła, wredna, niedobra.
Ale i tak cię kocham za to opowiadanie.
Ejejeje, ja też cię kocham :D Zaraz ci przyniosę te chusteczki ;)
UsuńSmutny rozdział ;___;
OdpowiedzUsuńTroszkę :c
UsuńPod koniec ledwo się już trzymałem jeszcze nigdy nie czytałem tak smutnego rozdziału ci wszyscy ludzie których tak polubiłem nie żyją nie mogę w to uwierzyć. No i szkoda mi bardzo że już koniec tego bloga ale mam nadzieję że jeszcze przeczytam coś twojego o tematyce poterowskiej. Pozostaję mi już tylko życzyć ci bardzo dużo weny i żebyś nigdy nie przestawała pisać bo piszesz genialnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Bartek :)
Z pewnością jeszcze przeczytasz. Może nie w najbliższym czasie, ponieważ chcę trochę odpocząć do HP. Ale na pewno jeszcze do tej tematyki powrócę. ;)
UsuńNajsmutniejsza scena była jak Narathiel obronił Rose i rozmowa z nim. Malfoy numer dwa był cudowny. Szkoda, że tak wyszło [*]
OdpowiedzUsuńWiem, ja też żałuję, że tak wyszło. Ale tak miało być ;c
UsuńOjeju.. <3 Piękne < 3
OdpowiedzUsuńW ogóle to wdziałam ten rozdział już kiedyś, ale długość mnie trochę przeraziła i nie chciało mi się za to brać :/ Ale nareszcie !
Dobry rozdział :D Fajnie wszystko obmyśliłaś, tylko te oświadczyny na smoku... nie wiem, ale dla mnie to jakoś tak nie brzmi. c:
Narathiel [*] lubiłam go DLACZEGO MI TO ROBISZ ? xD
I cała reszta, na początku myślałam, że on im tylko coś zrobił ale potem....
No i ja się nie zgadzam na koniec ! ;d
Pozdrawiam, Charlotte
Oświadczyny na smoku są właśnie najlepsze!! :p
UsuńTo ja chyba powinnam zadać pytanie: dlaczego ja to sobie robię? :c Jestem zua, co ja na to poradzę. :/
UsuńA z tym smokiem to był troszkę taki spontan, ale mi się strasznie spodobał, więc zostawiłam ten fragment.