niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 21 - Magia Świąt (cz.2)

Albus Severus Potter

Aluś to złoty chłopak. Nie może znieść bałaganu zupełnie jak ciotka Ginny. Nienawidzi siedzieć bezczynie. Zawsze musi coś robić, cokolwiek, inaczej wariuje!  Jest bardzo ambitny i w przyszłości ma zamiar zostać Uzdrowicielem. Każdy esej pisze z niezwykłą starannością i chowa go do kartonu z burym kotkiem. Myśli, że tego nie wiemy, ale ja i Hugon chętnie pożyczamy sobie jego wypracowania. Oczywiście, gdyby się o tym dowiedział to zaraz by się wściekł i w ogóle, więc jeśli to czytacie, to cii!
Ma czarne włosy po wujku Harry'm i brązowe oczy po cioci Ginny. Poza tym jest wysoki i nosi okulary (jako jedyny z całego rodzeństwa ma wadę wzroku).
Imię Albus nadano mu po sławnym czarodzieju Albusie Dumbledorze, a drugie po Severusie Snape'ie, sławnym Mistrzu Eliksirów o którym Rita Skeeter napisała trzy części swojej biografii.

Fragment z eseju Roseanne Stelli Weasley

          Z rozbawieniem spoglądałam na mamę, która biegała od kuchni do pokoju przynosząc dania i rozstawiając je na bardzo długim stole. Na tę okazję tato specjalnie go powiększył, aby nasza cała rodzinka się przy nim pomieściła. Hugo zaszył się na górze w swoim pałacu nie chcąc wchodzić mamie w drogę. Raz kiedy kazała nam pomagać ja i mój brat stłukliśmy dziesięć talerzy i cały garnek zupy. Ale żebyście sobie nie myśleli, nie specjalnie przecież!
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Krzycząc, że ja otworzę ruszyłam biegiem w stronę holu. Na zewnątrz czekała już babcia Molly z dziadkiem Arturem. Oboje wycałowali mnie wylewnie, babcia poszczypała w policzki, zachwyciła się jeszcze jak urosłam i poszli pomagać mamie. 
Miałam właśnie iść do salonu, kiedy znowu zadzwonił dzwonek. Tym razem przed drzwiami stał wujek Percy z ciocią Audrey i małą Molly u boku. Chwilę później dołączyła do nich Lucy. Uściskałam ich serdecznie i pokazałam, gdzie mają się kierować.
Siadłam właśnie na fotelu, kiedy dzwonek zadzwonił po raz trzeci. Wywróciłam do góry oczami. Czy oni nie mogą przyjść wszyscy jedną grupą? A nie tak przychodzić co pięć minut? Chcą mnie wykończyć, czy co? I to jeszcze w święta? Litości!
Wzdychając podeszłam do drzwi. Natychmiast się ucieszyłam na widok kochanego wujka George'a. Przywitaliśmy się razem w swój skomplikowany sposób, który wymyśliliśmy jeszcze dawno dawno temu.
Ciotka Angelina ucałowała mnie w oba policzki niezwykle rozbawiona i pociągnęła za sobą Roxanne, która ubrana w różą sukienkę i tego samego koloru kurteczkę, chciała się na mnie rzucić. Posłałam cioci wdzięczne spojrzenie i poklepałam Freda po plecach, który z książką w nosie rzucił w moją stronę cześć, Rosie i ruszył do pokoju. Przyglądałam mu się jak szedł do pokoju, trzymając kciuki, aby wpadł w ścianę. Wpadnij, Fred, wpadnij na tą głupią ścianę! Ale on chyba ma jakiś gps albo coś bo elegancko wszystkie wyminął.
Znowu dzwonek. Tym razem przyszedł wujek Charlie. Bardzo go lubiłam, choć nie widywałam go zbyt często. Kochał swoją pracę w Rumuni i choćby nie wiem co za nic by jej nie porzucił.
- Gdzie twoja dziewczyna, wujku? - zapytałam unosząc brwi do góry. Charlie potarmosił mi ręką włosy, sprawiając, że napuszyły się jeszcze bardziej niż wcześniej.
- W Rumuni, między innymi smokami. Ma na imię Delma i z chęcią ci ją kiedyś przedstawie - powiedział z szerokim uśmiechem, wchodząc do środka.
Tym razem nawet się nie cofałam do pokoju tylko cierpliwie czekałam licząc czas. Po minucie i czterdziestu sekundach znowu rozległ się dzwonek. Tym razem za drzwiami stał wujek Bill z Fleur. Nie znosiłam jej to też musiałam się nieźle nagimnastykować kiedy mnie przytulała, aby przypadkiem mnie pocałować. Następnie zjawił się jeszcze Louis, Dominique ze Stefanem (synem wujka Wiktora) a potem Lupin z nadąsaną jak osa Victoire.
- Ted!! - wrzasnęłam tak głośno, że Vicki ze strachu aż potknęła się szpilką o schody i runęła jak długa na ziemię. Elegancka i powabna jak zawsze. 
- Rosie, Rosie, Rosie! Moja kochana Rose! Nie widzieliśmy się tylko kilka miesięcy, a ty już wyładniałaś! I urosłaś! Chłopaki pewnie za tobą szaleją - powiedział z zachwytem Ted, okręcając mnie, aby mógł mi się przyjrzeć z każdej strony.
- A żebyś wiedział, że latają za mną stadami - powiedziałam ze śmiechem. Victoire zdążyła się w tym czasie podnieść i porządnie zezłościć, jak widać, bo nie doczekała się pomocy od swojego narzeczonego.
- Nie nadymaj się tak pączusiu, bo złość piękności szkodzi - powiedział Ted posyłając w jej stronę buziaka.
- Dla niej jest już za późno - dodałam złośliwie. Kiedy tak śmialiśmy się z narzeczonej Teda (co dosyć dziwnie wyglądało bo on powinien ją bronić zamiast się z niej nabijać... ale co ja tam wiem o miłości) ktoś zawołał Lupina do środka no i musiał biec.
Spojrzałam na Vicki i cały mój humor prysł. 
Victoire Weasley nie lubiłam od... zawsze. Irytowała mnie wszystkim, swoim wychwalaniem się, byciem przemądrzałą, mrugającymi oczkami,  lataniem za wszystkimi chłopakami w Hogwarcie (także za tym który mi się podobał w trzeciej klasie. Byłam młoda i myślałam, że to miłość na zawsze, prawie ją wtedy pobiłam, ale no, chyba rozumiecie).
W Hogwarcie zawsze ze sobą rywalizowałyśmy. Jeśli chodziło o naukę - wygrywałam ja (ach, te geny po mamusi), jeśli o urodę - ona (chociaż i tak nie miałabym w starciu z nią żadnych szans, w końcu jest ćwierć willą).
Nadal nie wiem co takiego Ted w niej widzi, że chce wziąć z nią ślub, naprawdę, nie mam zielonego pojęcia! Ale skoro ją kocham, to chyba ją powinnam zaakceptować, czy tam coś...
- Słuchaj, Victoire. Nie lubię cię, ty również mnie zresztą nie lubisz. Ale obie kochamy Teda, więc powinnyśmy zawrzeć rozejm. Tylko pamiętaj, że jeśli się dowiem, że spojrzałaś na jakiegoś innego chłopaka inaczej niż powinnaś, gorzko tego pożałujesz - zagroziłam. Victoire poprawiła włosy.
- O to nie musisz się martwić, Rose - powiedziała. I myślę, że mówiła to szczerze.
Kilka chwil później przyszli jeszcze nieco spóźnieni Potterowie (w końcu mieli tak daleko, zrobić kilka kroków z naprzeciwka). Wyściskałam ich i z ulgą zamknęłam drzwi.
Kiedy usiedliśmy wszyscy przy stole zaraz pokój wypełnił się śmiechem i rozmowami. Jednak punkt programu, który się zbliżał dużymi krokami, był nieunikniony. Zawsze co roku ciotka Fleur przepytywała każdego z nas. O wszystko. W tamtym roku udało mi się tego uniknąć, ale dzisiaj niestety nie.
- No Rosie, opowiadaj, jak tam w szkole? Jak oceny? Jest jakiś chłopak na horyzoncie? - zapytała patrząc na mnie uważnie. Przysunęłam bliżej szklankę z sokiem, marząc, aby się w nim utopić.
- Na razie ciociu są dla mnie ważne oceny. W końcu to ostatni rok. Na chłopaków przyjdzie czas potem - powiedziałam uśmiechając się niewinnie. Tato promieniował z dumy.
- A właśnie Rosie, jak tam Malfoy? Dajesz mu w kość?
- Oczywiście tatulku - odparłam potulnie, choć zrobiło mi się trochę gorąco. Roxi natomiast zdziwiła się niesłychanie.
- Przecież wy się... - zaczęła, ale Fred złapał ją i prawie zdusił ramionami. 
- Roxi to powiedzonko: Kto się czubi ten się lubi, akurat tutaj nie pasuje - odparł z uśmiechem patrząc na siostrę karcąco. Odetchnęłam z ulgą i posłałam mu wdzięczne spojrzenie. 
- No, w takim razie bardzo się cieszę. Bo zawału dostał, gdybyś zaczęła się z nim spoufalać, Rose - zaśmiał się, a zaraz za nim reszta. Poczułam, że zaraz wybuchnie mi głowa dlatego schyliłam się udając, że coś wpadło mi pod stół.
- Nie rozumiem cię, tato. Scorpius nie jest taki jak swój ojciec. To że się nie lubiliście nie oznacza, że jego syn ma być taki sam - mruknął nagle Hugo. Kiedy poniosłam głowę atmosfera była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. 
Tato zmierzył Hugona długim, lodowatym spojrzeniem i prychnął lekceważąco. 
- Nie uwierzę w to. Jest z pewnością taki sam jak pozostali Malfoyowie. 
- To przykre, że oceniasz ludzi po tym jaką mają rodzinę. Co jak co, ale ty tato nie powinieneś tego robić. Dzięki Merlinowi, nie żyję w stereotypie jaki przedstawiasz i nie jestem do ciebie podobny. A to, że jestem w Slytherinie przesądza wszystko - odparł. Tato zacisnął rękę w pięść. Nagle wstał tak gwałtownie, że wywalił puchar z jedzeniem. Mama też się podniosła i zaczęła coś do niego krzyczeć, ale on jakby nie słyszał.
- Jak śmiesz! I ty się nazywasz moim synem?! 
- Niestety tak! Jak ci to przeszkadza to mnie wydziedzicz! 
- A żebyś wiedział, że tak zrobię. Wszystko zapiszę na Rose, a teraz się wynoś! Nie chcę na ciebie patrzeć! - wrzasnął. Hugo spojrzał na niego z pogardą i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Mógłbyś sobie darować, chociaż w święta! - wrzasnęłam podnosząc się.  Złapałam za płaszcz wiszący przy wyjściu i wybiegłam za Hugonem.
Nie chciałam, aby był sam. Nie dzisiaj. 

* * *

Narcyza Malfoy chodziła po rezydencji niezwykle zdenerwowana. Lucjusz obiecał jej, że wypełni papiery i wróci za kilka godzin do domu, ale do tej pory go jeszcze nie było. Dracon próbował ją jakoś uspokoić, ale za bardzo to mu nie wychodziło. Jemu samemu ręce okropnie się trzęsły, jakby przeczuwał najgorsze.
Scorpius podszedł do ojca, kiedy Narcyza i Astoria poszły do kuchni na herbatę i zapytał czy wie, gdzie jest dziadek. Dracon poruszył się nerwowo.
- Synu on... Ja chyba wiem, gdzie on jest. Ostatnio się przed kimś ukrywał, chciał zejść z pola widzenia...
- Przed kim się ukrywał? Tato! 
- Przed mężem siostry twojej babki. Nie powiedział zbyt wiele tylko mamrotał coś o zemście. 
- Na co więc jeszcze czekamy? - zapytał. Draco pokręcił głową.
- Nie chcę na darmo denerwować mamy. Poczekaj tutaj z nimi - poprosił go Draco, ale Scorpius był uparty, uparty jak osioł. Powiedzieli, że idą się przewietrzyć i teleportowali się z Malfoy Manor.
Miasteczko, w którym się znaleźli było ciche i ponure. Właściwie chyba nikt tam nie mieszkał, bo w żadnym z domków nie paliło się światło. Scorpius szedł obok ojca, który rozglądał się na boki i liczył domki. Wreszcie stanęli przed numer sześć. Dracon zapukał w drzwi, ale nikt nie otworzył. Kierowany złymi przeczuciami, pociągnął za klamkę. Zamknięte.
Wyjął różdżkę i wymówił jakieś skomplikowane zaklęcie. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem i oboje weszli do środka.Rozglądali się właśnie po holu, kiedy Scorpius zauważył laskę dziadka leżącą na podłodze.
- Tato! - wrzasnął ochryple. Chciał wejść dalej, ale ojciec mu nie pozwolił. Zamiast tego szepnął drżącym tonem:
- Wracaj do domu, synu.

* * *

Szukałam Hugona chyba z godzinę, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Wreszcie opadłam na jakąś ławkę stojącą niedaleko parku w Dolinie Godryka i westchnęłam cicho. Nie wiem jak długo tak siedziałam nim zobaczyłam Scorpiusa idącego powoli w moją stronę. Ręce miał wciśnięte głęboko w kieszenie, oczy mu lśniły. Serce krajało się na jego widok.
- Mogę się dosiąść? - zapytał z opuszczonym wzrokiem. Byłam totalnie zaskoczona jego widokiem, ale oczywiście pozwoliłam mu usiąść. Bardzo chciałam się dowiedzieć, co się stało, ale Scorpius wciąż był w szoku, więc postanowiła go nie męczyć. Zamiast tego złapałam go za rękę i oboje wpatrzyliśmy się w płatki śniegu wirujące w powietrzu.
I tak było dobrze. 


Widzicie błędy? Krzyczcie.

7 komentarzy:

  1. Super super super. Naprawdę fajny rozdział. Tasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajnie, że Rose i Scorpius spotkali się w Święta ;) Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze fajnie. Tylko ten Ron. Mógłby odpuścić. Biedny Hugon.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejo ;).
    Czytając słuchałam se Bednarka "Cisza", chyba znasz xd. Taka przyjazna piosenka, pasowałaby do magii świąt, jakby nie morderstwo. A wgl z jakiej paki Scorpius pojawił się koło Rose? Poza tym Ronowie przejdzie, zawsze przechodzi, prawda? Nie może tak traktować syna, za to, że jest sobą. A Rose też nie powinna kłamać, w końcu to święta. Chociaż... sztuczna atmosfera, kiedy wszyscy się kochają, taka magia świąt. Hym "Jaką ja miałam satysfakcję z tego satysfakcję!" Kreatywnie ;d. A wracając do treści, to jak mam spojrzeć na dwie rodzinki, to jednak lepiej u Weasleyów, kłótnie kłótniami, ale w końcu i tak wszyscy się kochają :D. A u Malfoyów jak to u Malfoyów, wszystko dobiła śmierć Lucjusza. A i osoba, która śledzi Rose i Scorpiusa... niech się w końcu odczepi xD. Rozumiem, że bez zemsty tak łatwo nie pójdzie :D. A i kiedy będzie pocałunek Rosie i Scorpiusa? W końcu to święta :D.
    Ogólnie rozdział mi się podobał :).
    Pozdrawiam, życzę weny i za niedługo Mikołajki, więc wszystkiego naj ;D.
    Ściskam ;D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam, znam. No i masz racje, ale takie jest życie więc wiesz XD Jak to z jakiej? Magia świąt, nie? Cuda się zdarzają :D Heuheu, wiem XD Nie no dzięki, że wytknęłaś mi błąd zaraz poprawię. Pewnie że lepiej. :D Nie pójdzie bo gościu jest bardzo zdeterminowany więc sama rozumiesz :) A kiedy będzie? Już niedługo! Za kilka rozdziałów także miej się na baczności :D
      Pozdrawiam

      Usuń

Proszę, abyście informacje o nowych notkach zostawiali w zakładce "Sowiarnia".

Harry Potter Magical Wand

Prorok Codzienny