Jeramie Matthew Powell
Cudowny Jeramie jest przystojnym brunetem o ciemnych, niemalże granatowych oczach. Świetnie lata na miotle na pozycji ścigającego i nikt nie był zdziwiony, gdy się okazało, że to on został w tym roku kapitanem drużyny quidditcha. Ma świetne poczucie humoru i uwielbia się ze mną drażnić.
Posiada wiele wielbicielek i zagorzałych fanek, ale nie daje im żadnych nadziei. W głębi serca wiem, że jakaś dziewczyna zawróciła mu w głowie, ale nie chciał mi powiedzieć, o którą chodzi. Jest świetnym przyjacielem i kompanem do żartów. Nie ma dnia żeby się nie uśmiechał i nie pokazywał tych swoich idealnie białych, prostych zębów!
Uwielbia jeść owoce. Szczególnie jabłka.
Imię Jeramie dostał po swoim dziadku, który pracował jako komik. Wszyscy mówią mu po imieniu jednak ja, jak to ja, wołam na niego Jerr. Drugie imię natomiast po ojcu, który poszedł w ślady dziadka. Kto wie może i Jeramie zostanie komikiem?
Fragment z eseju Roseanne Stelli Weasley
Obudził mnie krzyk Frivette. Wyrwana ze snu zaplątałam się w pościeli i spadłam z łóżka. Klnąc pod nosem wstałam z drobną pomocą Cassidy i razem rzuciłyśmy się do łazienki skąd dochodził krzyk. Pełne najgorszych obaw, z przerażonym wzrokiem i trzęsącymi się rękami, weszłyśmy do środka.
Frii stała przed lustrem, w jej oczach dostrzegłyśmy rozpacz. Razem z Cass podbiegłyśmy do niej natychmiast.
- Co się stało? Frivette! - zawołałam zdenerwowana. Blondynka spojrzała na mnie palcem wskazując swój nos, brodę i czoło. Uniosłam brwi widząc pryszcze na pięknej, nieskazitelnej twarzy mojej przyjaciółki. Byłam wściekła, że ze względu na taką błahostkę mnie zbudziła. A tak smacznie sobie spałam. I miałam taki piękny sen... Frivette widząc ten charakterystyczny błysk w moim oku spojrzała na mnie zrozpaczona.
- Rosie! Jutro Hugon wyjeżdża na święta do domu, a ja chciałam się z nim pożegnać - powiedziała żywo gestykulując rękami. Zrobiłam nieco głupią minę.
- A co to ma do rzeczy? - zapytałam kompletnie zbita z tropu. Frivette zrobiła się cała czerwona. Co dziwne nawet mając skórę w kolorze pomidora i ze stadem pryszczy na twarzy nadal wyglądała pięknie. Och, jakie to niesprawiedliwe. Dlaczego ja tak nie mam, co?
Cassidy chcąc zapobiec kłótni podeszła do Frii i pogładziła ją uspokajająco po ramieniu. Natomiast mi posłała piorunujące spojrzenie. Spuściłam potulnie oczy niczym baranek i cicho wzdychając, aby żadna z moich ukochanych Harpii mnie nie usłyszała, zamknęłam drzwi łazienki. W samą porę, gdyż po drugiej stronie nasze współlokatorki - panna Sky i panna Pollyanne - zaczęły walić w nie i wrzeszczeć jak wariatki. Na Merlina, z kim ja mieszkam w dormitorium?!
Powiem wam, że totalnie mnie przeraziły. Wzięłam pospiesznie różdżkę Lacrett i rzuciłam zaklęcie, aby nie mogło otworzyć drzwi. Co prawda obie są głupie - nawet bardzo - ale to w końcu czarownice, co nie? Chyba na tyle się wysilą, aby rzucić najprostsze z zaklęć otwierających drzwi. Wysiliły się. Jednak ich trudy poszły na marne! Byłam trochę zdumiona, że nie wysiliły mózgownicy i nie rzuciły jakiegoś innego - ja bym walczyła jak lew! Ale to w końcu Sky i Polla. Wiele się po nich nie można spodziewać.
Oddychając z ulgą spojrzałam na moje przyjaciółki. Frivette miała minę zranionego osła. Naprawdę, bardzo rozczulił mnie ten widok. Tak jej na tym moim braciszku, gogusiu jednym, zależało!Nie zbyt w to wcześniej wierzyłam, myślałam, że to chwile. W końcu Frivette miała bardzo bogate życie towarzyskie. Mówię wam. Czasami o to zazdrosna byłam, ale takie chodzenie bez miłości to nie dla mnie. Spodziewałam się, że tak samo będzie z Hugonem. Najwidoczniej się myliłam. Strasznie jej na nim zależało, widziałam to w jej oczach. Ale to doskonale w sumie! Wolę moją kochaną Frivette za szwagierkę niż jakąś inną poczwarę. Będzie moją rodziną! Dobrze by było jeszcze żeby Cassidy spiknąć z Fredem albo Alem. No, ale jakby na to nie patrzeć, Scamanderowie są jak rodzina, więc może być i z Lysandrem.
Cassidy chcąc zapobiec kłótni podeszła do Frii i pogładziła ją uspokajająco po ramieniu. Natomiast mi posłała piorunujące spojrzenie. Spuściłam potulnie oczy niczym baranek i cicho wzdychając, aby żadna z moich ukochanych Harpii mnie nie usłyszała, zamknęłam drzwi łazienki. W samą porę, gdyż po drugiej stronie nasze współlokatorki - panna Sky i panna Pollyanne - zaczęły walić w nie i wrzeszczeć jak wariatki. Na Merlina, z kim ja mieszkam w dormitorium?!
Powiem wam, że totalnie mnie przeraziły. Wzięłam pospiesznie różdżkę Lacrett i rzuciłam zaklęcie, aby nie mogło otworzyć drzwi. Co prawda obie są głupie - nawet bardzo - ale to w końcu czarownice, co nie? Chyba na tyle się wysilą, aby rzucić najprostsze z zaklęć otwierających drzwi. Wysiliły się. Jednak ich trudy poszły na marne! Byłam trochę zdumiona, że nie wysiliły mózgownicy i nie rzuciły jakiegoś innego - ja bym walczyła jak lew! Ale to w końcu Sky i Polla. Wiele się po nich nie można spodziewać.
Oddychając z ulgą spojrzałam na moje przyjaciółki. Frivette miała minę zranionego osła. Naprawdę, bardzo rozczulił mnie ten widok. Tak jej na tym moim braciszku, gogusiu jednym, zależało!Nie zbyt w to wcześniej wierzyłam, myślałam, że to chwile. W końcu Frivette miała bardzo bogate życie towarzyskie. Mówię wam. Czasami o to zazdrosna byłam, ale takie chodzenie bez miłości to nie dla mnie. Spodziewałam się, że tak samo będzie z Hugonem. Najwidoczniej się myliłam. Strasznie jej na nim zależało, widziałam to w jej oczach. Ale to doskonale w sumie! Wolę moją kochaną Frivette za szwagierkę niż jakąś inną poczwarę. Będzie moją rodziną! Dobrze by było jeszcze żeby Cassidy spiknąć z Fredem albo Alem. No, ale jakby na to nie patrzeć, Scamanderowie są jak rodzina, więc może być i z Lysandrem.
Z uśmiechem podeszłam do tej mojej ukochanej jędzy i przytuliłam ją jak najmocniej.
- W takim razie bierzemy się do roboty! - zawołała Cassidy klaszcząc i podskakując jak dziecko. Po tym dzikim tańcu jaki odtańczyła wzięła do ręki kosmetyczkę. Najwyraźniej nie była zadowolona z zawartości, chociaż ja kiedy tam spojrzałam totalnie się przeraziłam. Ta kosmetyczka była chyba większa niż nasza wspólna szafa! Frivette widząc mój wzrok wzruszyła ramionami. Nie chciało mi się wierzyć, że nie znajdą tam coś na te pryszcze... Ja co prawda byłam przeciwna całemu się malowaniu.
Pamiętam jak raz odwiedziła nasze dormitorium Victoire Weasley. Szła właśnie na randkę z Tedem i chciała coś pożyczyć z kosmetyczki dziewczyn. Kiedy ją zobaczyłam, prawie dostałam zawału! Nałożyła na siebie chyba wszystkie kosmetyki świata. Dzięki temu bardzo mi obrzydziła malowanie się. Zresztą i nawet bez tego nie lubiłam się nigdy malować, czuję się jakoś nienaturalnie w makijażu. Jakbym przybierała maskę i ukrywała swoją prawdziwą twarz. To nie w moim stylu.
Blackley przez chwilę liczyła coś w myślach, zapisywała na kartce i marszczyła brwi w skupieniu. Frivette ze spuszczonym wzrokiem usiadła na sedesie. Byłam pewna, że myśli iż nic z całego tego planu Cassidy. I nie pożegna się z Hugonem. Na Merlina, czasami trudno uwierzyć, że moja przyjaciółka ma takie problemy.
- Rose, jest sprawa. Myślę, że kosmetyki tu nie pomogą. Frivette zjadła coś chyba wczoraj, bo to bardziej wygląda na uczulenie i podrażnienie skóry. Mogłybyśmy iść do pielęgniarki, ale z jej pomocą to nie zniknie od razu. Ciężka sprawa, ale myślę, że zioła w tej sytuacji pomogą. Masz tu kartkę, napisałam ci co będzie nam potrzebne. Idź do profesora Longbottoma i daj mu ją. Będzie wiedział o jakie roślinki chodzi. Powiedz, że są ci bardzo potrzebne... Dasz radę coś wymyślić. Niezawodna Rose zawsze znajdzie jakiś sposób - powiedziała uśmiechając się. Spojrzałam jeszcze raz na Lacrett i postanowiłam, że zrobię wszystko, aby jej pomóc. W końcu musi być z moim kochanym bratem-bliźniakiem. Kiwnęłam głową na znak, że wykonam to zadanie i pospiesznie się zbierając wyszłam z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Wszyscy odsypiali cały tydzień, nabierając tym samym sił. Nauczyciele naprawdę dużo zadali nam na święta. Krwiopijcy jedni. Tak bardzo się im nudzi? Zawsze mnie to zastanawiało. I dochodzę do wniosku, że nigdy nie zrozumiem nauczycieli - no może oprócz wujka Neville'a, bo on jako jedyny nigdy nic nam nie zadaje.
Rozmyślając nad tym szłam korytarzem. Hogwart wystrojony w łańcuchy, bombki, choinki, latające słodycze i inne tego typu rzeczy wyglądał bajecznie. W pewnej chwili doszedł do mnie dźwięk kolęd. Przystanęłam i rozejrzałam się wokół. Skąd ta muzyka? Odpowiedź przyszła szybciej niż myślałam. Przede mną ni z gruchy ni z pietruchy, stanęła zbroja. Zaczęła tańczyć i śpiewać tak głośno, że piekielnie rozbolały mnie uszy. Magia świąt. A niech to.
Już chciałam się cofnąć, kiedy zbroja pogroziła mi palcem i złapała za rękę. Wrzasnęłam tak głośno, że ta kupa żelaza mnie puściła. Korzystając z okazji cofnęłam się i zaczęłam biec jak oszalała. Zbroja niestety nie chciała mi tak łatwo odpuścić. Ruszyła w ślad za mną. Już prawie mnie dopadła, kiedy skręciłam a ktoś złapał mnie w pasie i zasłonił ręką usta. Chciałam swojego oprawcę kopnąć, ale ten pociągnął mnie do tyłu i wylądowaliśmy w starej zakurzonej klasie. Natychmiast wstałam i gotowa stoczyć bój na śmierć i życie spojrzałam na mojego oprawcę (wybawcę?). Zaraz, zaraz....
- Malfoy? - zapytałam z głupią miną. Blondyn rozsmarowując sobie ramię, wstał powoli
- A kogo się spodziewałaś? - zapytał z wyraźną nutą gniewu w głosie. Podrapałam się po głowie nieco zakłopotana.
- Sama nie wiem... Mordercy jakiegoś, albo coś... - mruknęłam. Scorpius spojrzał na mnie z mordem w oczach. No kto by się spodziewał, że on jeszcze umie zrobić takie oczy! Dawno nie widziałam tego wzroku. A przecież przez kilka lat częstował mnie nim na każdym kroku. - Dzięki - powiedziałam wreszcie dając za wygraną. Scorpius jak na zawołanie uśmiechnął się radośnie.
- Uwielbiam kiedy mi dziękujesz. Masz wtedy taką śmieszną minę jakbyś wypiła całą butelką Szkiele-Wzro - powiedział z rozbrajającą szczerością i wychylił się na korytarz.
- Milutko - mruknęłam i kręcąc głową wyszłam na zewnątrz. Scorpius chciał mnie zatrzymać, ale go wyminęłam.
- Rose, czekaj! Ta zbroja nadal tam stoi! - krzyknął, ale było za późno. Ja głupia i niemądra. Po jakiego grzyba wyszłam z tego pomieszczenia?! Malfoy stanął za mną i chciał mnie znów pociągnąć do klasy. Było jednak za późno. Zbroja skacząc jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę, ruszyła prosto na nas. Wrzasnęliśmy oboje i popędziliśmy przed siebie. W uszach słyszałam tylko dźwięk dzwoneczków.
- O nie, jesteśmy straceni! - krzyknęłam lekko zwalniając. Nie miałam siły już dalej biec. Malfoy, który był na przodzie złapał mnie za rękę i ciągnąc jak worek ziemniaków, wybiegliśmy na dwór a następnie skoczyliśmy w wielką zaspę. Zrobiło mi się strasznie zimno. Cała zsiniałam. Podobnie jak Scorpius jednak dzielnie zakopani w śniegu trzymaliśmy się za ręce (nie chciał mnie puścić, skubany!). Zbroja rozejrzała się czujnie po błoniach, podskoczyła parę razy, ale nas nie znalazła. Zawyła z rozpaczy i wróciła do zamku. Zapewne teraz będzie na nas czekać w Sali Wejściowej. Malfoy pomógł mi wstać i trzęsąc się z zimna machnął różdżką. Już po chwili oboje założyliśmy ciepłe płaszcze, szaliki i czapki. Chwilę staliśmy przed zamkiem nie wiedząc co robić.
- Chodź, idziemy do Hagrida - powiedziałam wyciągając różdżkę. Wypowiedziałam krótkie zaklęcie, a na mojej dłoni pojawił się ogień zamknięty w kuli. Rozdzieliłam go na dwie części i podałam Scorpiusowi, który podziękował mi szerokim uśmiechem.
Razem ramię w ramię podreptaliśmy do Hagrida. Przyjął nas ciepło. Zaparzył herbatę i kazał się rozgościć. Położyłam kulę na parapecie obok tej, którą dałam Malfoyowi. Nie trzymana w dłoniach zgasła.
Scorpius rozglądał się po całym domku z zachwytem w oczach. Był tak głodny, że gdy Hagrid podał nam ciasteczka chciał je zjeść, ale kiedy dziadek się odwrócił bezgłośnie kazałam mu tego nie jeść. Ze smutną miną schował ciastko do kieszeni. Właściwie to mogłam mu jednak pozwolić je skosztować, ciekawe czy połamałby sobie zęby...
Właśnie dzisiaj mój brat stwierdził, że dla niego niego ja zawsze mam trudne dni XD Chamstwo! :D
Następny rozdział prawdopodobnie za tydzień.
Pamiętam jak raz odwiedziła nasze dormitorium Victoire Weasley. Szła właśnie na randkę z Tedem i chciała coś pożyczyć z kosmetyczki dziewczyn. Kiedy ją zobaczyłam, prawie dostałam zawału! Nałożyła na siebie chyba wszystkie kosmetyki świata. Dzięki temu bardzo mi obrzydziła malowanie się. Zresztą i nawet bez tego nie lubiłam się nigdy malować, czuję się jakoś nienaturalnie w makijażu. Jakbym przybierała maskę i ukrywała swoją prawdziwą twarz. To nie w moim stylu.
Blackley przez chwilę liczyła coś w myślach, zapisywała na kartce i marszczyła brwi w skupieniu. Frivette ze spuszczonym wzrokiem usiadła na sedesie. Byłam pewna, że myśli iż nic z całego tego planu Cassidy. I nie pożegna się z Hugonem. Na Merlina, czasami trudno uwierzyć, że moja przyjaciółka ma takie problemy.
- Rose, jest sprawa. Myślę, że kosmetyki tu nie pomogą. Frivette zjadła coś chyba wczoraj, bo to bardziej wygląda na uczulenie i podrażnienie skóry. Mogłybyśmy iść do pielęgniarki, ale z jej pomocą to nie zniknie od razu. Ciężka sprawa, ale myślę, że zioła w tej sytuacji pomogą. Masz tu kartkę, napisałam ci co będzie nam potrzebne. Idź do profesora Longbottoma i daj mu ją. Będzie wiedział o jakie roślinki chodzi. Powiedz, że są ci bardzo potrzebne... Dasz radę coś wymyślić. Niezawodna Rose zawsze znajdzie jakiś sposób - powiedziała uśmiechając się. Spojrzałam jeszcze raz na Lacrett i postanowiłam, że zrobię wszystko, aby jej pomóc. W końcu musi być z moim kochanym bratem-bliźniakiem. Kiwnęłam głową na znak, że wykonam to zadanie i pospiesznie się zbierając wyszłam z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Wszyscy odsypiali cały tydzień, nabierając tym samym sił. Nauczyciele naprawdę dużo zadali nam na święta. Krwiopijcy jedni. Tak bardzo się im nudzi? Zawsze mnie to zastanawiało. I dochodzę do wniosku, że nigdy nie zrozumiem nauczycieli - no może oprócz wujka Neville'a, bo on jako jedyny nigdy nic nam nie zadaje.
Rozmyślając nad tym szłam korytarzem. Hogwart wystrojony w łańcuchy, bombki, choinki, latające słodycze i inne tego typu rzeczy wyglądał bajecznie. W pewnej chwili doszedł do mnie dźwięk kolęd. Przystanęłam i rozejrzałam się wokół. Skąd ta muzyka? Odpowiedź przyszła szybciej niż myślałam. Przede mną ni z gruchy ni z pietruchy, stanęła zbroja. Zaczęła tańczyć i śpiewać tak głośno, że piekielnie rozbolały mnie uszy. Magia świąt. A niech to.
Już chciałam się cofnąć, kiedy zbroja pogroziła mi palcem i złapała za rękę. Wrzasnęłam tak głośno, że ta kupa żelaza mnie puściła. Korzystając z okazji cofnęłam się i zaczęłam biec jak oszalała. Zbroja niestety nie chciała mi tak łatwo odpuścić. Ruszyła w ślad za mną. Już prawie mnie dopadła, kiedy skręciłam a ktoś złapał mnie w pasie i zasłonił ręką usta. Chciałam swojego oprawcę kopnąć, ale ten pociągnął mnie do tyłu i wylądowaliśmy w starej zakurzonej klasie. Natychmiast wstałam i gotowa stoczyć bój na śmierć i życie spojrzałam na mojego oprawcę (wybawcę?). Zaraz, zaraz....
- Malfoy? - zapytałam z głupią miną. Blondyn rozsmarowując sobie ramię, wstał powoli
- A kogo się spodziewałaś? - zapytał z wyraźną nutą gniewu w głosie. Podrapałam się po głowie nieco zakłopotana.
- Sama nie wiem... Mordercy jakiegoś, albo coś... - mruknęłam. Scorpius spojrzał na mnie z mordem w oczach. No kto by się spodziewał, że on jeszcze umie zrobić takie oczy! Dawno nie widziałam tego wzroku. A przecież przez kilka lat częstował mnie nim na każdym kroku. - Dzięki - powiedziałam wreszcie dając za wygraną. Scorpius jak na zawołanie uśmiechnął się radośnie.
- Uwielbiam kiedy mi dziękujesz. Masz wtedy taką śmieszną minę jakbyś wypiła całą butelką Szkiele-Wzro - powiedział z rozbrajającą szczerością i wychylił się na korytarz.
- Milutko - mruknęłam i kręcąc głową wyszłam na zewnątrz. Scorpius chciał mnie zatrzymać, ale go wyminęłam.
- Rose, czekaj! Ta zbroja nadal tam stoi! - krzyknął, ale było za późno. Ja głupia i niemądra. Po jakiego grzyba wyszłam z tego pomieszczenia?! Malfoy stanął za mną i chciał mnie znów pociągnąć do klasy. Było jednak za późno. Zbroja skacząc jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę, ruszyła prosto na nas. Wrzasnęliśmy oboje i popędziliśmy przed siebie. W uszach słyszałam tylko dźwięk dzwoneczków.
- O nie, jesteśmy straceni! - krzyknęłam lekko zwalniając. Nie miałam siły już dalej biec. Malfoy, który był na przodzie złapał mnie za rękę i ciągnąc jak worek ziemniaków, wybiegliśmy na dwór a następnie skoczyliśmy w wielką zaspę. Zrobiło mi się strasznie zimno. Cała zsiniałam. Podobnie jak Scorpius jednak dzielnie zakopani w śniegu trzymaliśmy się za ręce (nie chciał mnie puścić, skubany!). Zbroja rozejrzała się czujnie po błoniach, podskoczyła parę razy, ale nas nie znalazła. Zawyła z rozpaczy i wróciła do zamku. Zapewne teraz będzie na nas czekać w Sali Wejściowej. Malfoy pomógł mi wstać i trzęsąc się z zimna machnął różdżką. Już po chwili oboje założyliśmy ciepłe płaszcze, szaliki i czapki. Chwilę staliśmy przed zamkiem nie wiedząc co robić.
- Chodź, idziemy do Hagrida - powiedziałam wyciągając różdżkę. Wypowiedziałam krótkie zaklęcie, a na mojej dłoni pojawił się ogień zamknięty w kuli. Rozdzieliłam go na dwie części i podałam Scorpiusowi, który podziękował mi szerokim uśmiechem.
Razem ramię w ramię podreptaliśmy do Hagrida. Przyjął nas ciepło. Zaparzył herbatę i kazał się rozgościć. Położyłam kulę na parapecie obok tej, którą dałam Malfoyowi. Nie trzymana w dłoniach zgasła.
Scorpius rozglądał się po całym domku z zachwytem w oczach. Był tak głodny, że gdy Hagrid podał nam ciasteczka chciał je zjeść, ale kiedy dziadek się odwrócił bezgłośnie kazałam mu tego nie jeść. Ze smutną miną schował ciastko do kieszeni. Właściwie to mogłam mu jednak pozwolić je skosztować, ciekawe czy połamałby sobie zęby...
Następny rozdział prawdopodobnie za tydzień.
Hahaha fajna akcja z tą zbroją :D
OdpowiedzUsuńOgólnie fajny rozdział, tak jak poprzedni(którego nie skomentowałam, ale to wina że cały weekend byłam zabiegana- idź to technikum ekonomicznego mówili, będzie fajne mówili- a co do czego wychodzi, że nie mam na nic czasu -.- .Przepraszam za nie skomentowanie szesnastego rozdziału :) )
Wyłapałam kilka błędów, ale jest o niebo lepiej niż w pierwszych rozdziałach :)
Jedyne do czego się uczepię (nie byłabym sobą [przepraszam za to :) ]) to to, że np. Kiwnęłam głową na znak, że wykonam to zadanie i pospiesznie się zbierając wyszłam z dormitorium. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. -to zdanie "W Pokoju..." powinno być od nowego akapitu ;)
Życzę weny i do następnego :)
Pozdrawiam
Calypso
Hej, nic się nie stało! Miło mi, że w ogóle poświęcasz czas na skomentowanie tego nieszczęsnego opka. Serio? Jaka ulga xd A dziękuję, że mi powiedziałaś. Ja szczerze mówiąc nie znam się za bardzo na robieniu akapitów także dzięki, że mi o tym podpowiedziałaś.
UsuńPozdrawiam.
Jesteś, ale cię nie ma ;p. Coś się nie odzywasz, life is so brutal. Ale mniejsza, cześć ^^.
OdpowiedzUsuńW sumie... jestem leniem i nie chce mi się rozpisywać. Że rozdział mi się podobał to raczej oczywiste :3. No a co do akcji, no przecie trzeba być idealną, przed pożegnaniem chłopaka, a koniec końców nie poszli do Neville'a. Rose jak zawsze służy pomocą i zbroja. hehe to było niezłe, za bardzo się wczuła. No a zamiast zatańczyć, wiali przed nią xd. Ach ten morderczy wzrok i bieg jak najdalej. Ano przecie Hagrid i gotowanie jest the best, co z tego, że jak kamienie, smacznego XD. ale te testy Rose, ten sarkazm, rządzi xd.
A co do refleksji, ja chętnie posłucham/poczytam xd. Hehe co z tobą jest nie tak i pytasz starszego brata? Mądrze, oni zawsze powiedzą, że zrzędzimy etc. Wgl chłopaki tak myślą, a co dopiero brat, który uprzykrza życie xd.
Pozdrawiam, ściskam etc :*.
A pójdą jeszcze do Neville'a, pójdą. To dopiero pierwsza część xd Hahahahah, Hagrid to kucharzem powinien zostać. Predyspozycje już ma - nadawałby się. Pewnie, że rządzi. W końcu to Rose Weasley, ha! Niestety tak bo nikogo innego nie było w domu. ;p Życie.
UsuńCałuję ;*
Fajny rozdział ;) Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo. nowy powinien pojawić się jeszcze dzisiaj. ;)
Usuń