piątek, 24 maja 2013

Rozdział 11 - Quidditch


          Siedziałam na trybunach trzęsąc się lekko z zimna. Nadszedł listopad, a nasza drużyna quidditcha była w niepełnym składzie. Wszyscy wiedzieliśmy, że James kiedyś odejdzie i trudno będzie o nowego szukającego. Miała go zastąpić Patty, ale zrezygnowała, bo treningi kolidowały z jej zajęciami dodatkowymi.
Kapitanem Drużyny Gryfonów w tym roku został Jeramie. Był on przystojnym brunetem o ciemnych szarych oczach. Świetnie latał na miotle na pozycji ścigającego i nikt nie był zdziwiony, gdy się okazało, że to on został w tym roku kapitanem. W tej chwili darł się właśnie na Freda, który zręcznie unikał jego miotły wściekle młócącej powietrze. Nagle uspokoił się i odwrócił głowę w moją stronę. Wiedziałam, że coś się szykuje. Chciałam stamtąd odejść, ale nie zdążyłam. Jer podbiegł szybko do mnie i spojrzał na mnie błagalnie używając przy tym całego swojego uroku osobistego.
- Rose proszę, zgódź się. Zostań szukającą, przynajmniej dopóki kogoś nie znajdę - powiedział błagalnym tonem. Pokręciłam stanowczo głową.
- Nie ma mowy, Jeramie.
- Rooose! - zawył z rozpaczą. - Chociaż spróbuj - poprosił a potem nagle ukląkł przede mną. Spojrzałam na niego przerażona. Jeszcze tego mi brakowało żeby Eddie zaczął zatruwał mi życie swoimi domysłami, czy może jest coś między mną, a Jerem.
- Dobra, zgadzam się tylko wstawaj - mruknęłam niechętnie. Jeramie uśmiechnął się niezwykle z zadowolony. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić wstał szybko, przytulił mnie tak mocno, że myślałam iż chce mnie udusić i pocałował w policzek! Normalnie to by dostał, ale byłam zbyt zaskoczona i skostniała z zimna, że już nie miałam siły na niego wrzeszczeć. Złapał mnie za rękę i popędził do szatni ciągnąc mnie za sobą.
Pięć minut później stałam w stroju quidditcha na naszym szkolnym boisku. Zmroziłam przy okazji Freda mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, kiedy spojrzał na mnie z uśmiechem. To była jego sprawka! Nie przejął się jednak tym ani trochę tylko pokazał mi język. Ma tupet, nie ma co! Spojrzałam na niego wściekle. I wtedy przypomniałam sobie, że nie mam miotły. Powiedziałam o tym kapitanowi, ale on machnął lekceważąco ręką.
- Miotła to akurat najmniejszy problem. Weź jedną ze składzika - odparł. W środku były tylko Grzmoty 2013. Westchnęłam ciężko. Lepszy rydz niż nic, co nie? Ale i tak będę musiała załatwić sobie miotłę. Napiszę do ojca. Z tym postanowieniem wzięłam Grzmota i dołączyłam do reszty drużyny.
Umiałam grać co nieco w quidditcha dzięki moim kochanym kuzynom. Często graliśmy razem w ogrodzie Potterów (to znaczy od czasu, kiedy tłuczek zdemolował im dom, a ciotka Ginny pogoniła nas miotłą). Później przenieśliśmy się na polanę za Doliną Godryka, gdzie graliśmy w każde wakacje. Na szczęście grałam trochę jako szukająca, więc koniec końców nie było tak źle.

* * *

Opadłam na kanapie wykończona treningiem. Złapałam za każdym razem znicza, kiedy Jer go wypuścił. Jeramie był ze mnie bardzo zadowolony. Powiedział nawet, że nie może uwierzyć, że przez te wszystkie lata nie zgłosiłam się do drużyny. Wciąż słysząc jego słowa, uśmiechnęłam się pod nosem. Nie zupełnie docierało do mnie to o czym z przejęciem gadała do mnie Frivette. W pewnym momencie zdałam sobie jednak sprawę, że imię mojego brata przewinęło się w ciągu kilka minut chyba ze trzysta razy.
- Frii czy ty przypadkiem nie czujesz czegoś do mojego brata? - zapytałam niewinnie uważnie się jej przyglądając. Natychmiast spiekła buraka, a ja z niedowierzaniem popatrzyłam się na nią. Chciałam się trochę podroczyć, a on... Merlinie... Frivette i Hugo? To wydawało się idiotyczne. Chciałam ją jeszcze o coś zapytać (tsa, raczej zamęćzyć pytaniami), ale nie zdążyłam.
- Rose? Co ty tu robisz? Przecież masz dzisiaj patrol z Malfoyem - powiedział Lucas podchodząc do nas. Podskoczyłam jak oparzona. 
- Zaraz, która to godzina... Cholera! - wrzasnęłam i natychmiast wybiegłam z pokoju ile sił w nogach. Byłam już spóźniona dobre pięć minut, a znając Marchbanks nie ujdzie mi to na sucho.

* * *

W gabinecie Gryzeldy Marchbanks - opiekunki domu węża - stawiłam się dziesięć minut później. Cała czerwona i zmachana poprawiłam swoje rude włosy, które wpadły mi do oczu podczas biegu.
Profesor Gryzelda była niską kobietą o burzy gęstych czarnych włosów i szarych oczach. Miała około trzydziestu lat i nie znosiła dzieci. Tak samo jak niepunktualności. Przy każdej możliwej okazji odejmowała punkty z dziką satysfakcją - nawet ślizgonom, do których żywiła dziwną urazę. Uśmiechnęłam się przepraszająco i zaczęłam snuć jakieś nieskładne wyjaśnienia, ale nauczycielka machnęła lekceważąco ręką. Popatrzyłam na nią zdumiona. 
- Chyba się zakochała - szepnął Malfoy, gdy tylko usiadłam obok niego. W dalszym ciągu nie odzywałam się do Scorpiusa, ale jego stwierdzenie było bardzo trafne. W końcu pani Marchbanks nigdy nie zachowywała się tak dziwnie. Posiedzieliśmy w jej gabinecie jeszcze chwilę i wyszliśmy razem na patrol. Pierwszy raz się tak zdarzyło, aby ktoś puścił nas na obchód bez żadnych instrukcji, a już szczególnie Gryzelda. Dziwne, prawda?
Zastanawiając się nad dziwnym zachowaniem nauczycielki ja i Malfoy ruszyliśmy korytarzem na czwartym piętrze w zupełnej ciszy. Scorpius spoglądał na mnie nerwowo od czasu do czasu jakby miał coś powiedzieć. Otwierał usta, ale już po chwili je zamykał. Wyglądał przy tym tak idiotycznie, że mimo woli wybuchnęłam śmiechem. On natomiast uśmiechnął się speszony. 
- Słuchaj Rose ja wiem, że to co zrobiłem było głupie. Obiecywałem i zawiodłem. Wiem i przepraszam. Ale to na prawdę nie było celowe. Przepraszam cię Rose... Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Zachowałem się jak dupek, skończony kretyn. Powinnaś mi teraz dać w pysk, zbesztać i nakrzyczeć, ale zanim tego weź ode mnie tą maskotkę. Pamiętasz ją? Kiedy Gary przyniósł ozdoby na Halloween musiała ci wypaść - powiedział podając mi zabawkę-nietoperza. Popatrzyłam się na niego zdziwiona. - Rose czy... Czy my nie moglibyśmy zacząć od nowa? Nie musimy się od razu przyjaźnić. Do końca życia chcesz żebyśmy zostali wrogami? - zapytał patrząc na mnie wyczekująco. Westchnęłam głęboko.
- Scorpius przecież wiesz, że nie da się ot tak wymazać tych kilku lat... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Wiem to, Rose. Ale zamiast zagłębiać się w dalsze bezsensowne kłótnie moglibyśmy spróbować się zaprzyjaźnić. Wybór należy do ciebie - powiedział i odszedł w głąb korytarza. Stałam jak sparaliżowana trzymając w ręku tego nietoperza. Malfoy chciał się zaprzyjaźnić. Wykazał jakąś chęć współpracy. To takie niepodobne do Scorpiusa, ale jednak miał rację. Przecież nie będę chować do niego urazy całe życie. Z jednej strony chciałam się z nim pogodzić, ale z drugiej byliśmy wrogami tyle lat. Czy potrafię się z nim zaprzyjaźnić?
Zamyślona ruszyła w kierunku Wieży Gryffindoru.

* * *

Otworzyłam leniwie oczy i spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę szóstą trzydzieści. Z Pokoju Wspólnego było słychać Jeremiego, który darł się wniebogłosy, że o siódmej trening. Cudowna pora na quidditcha, prawda? Zakryłam uszy poduszką i przekręciłam się na lewą stronę.
- Och, Rose idź i powiedz coś temu idiocie, proszę! Umarłego by obudził - mruknęła Sky spod szopy swoich brązowych, gęstych włosów. Dziewczyny poparły ją gorliwie, a ja chcąc czy nie chcąc musiałam iść. Wzięłam pod pachę poduszkę i otworzyłam dormitorium. Jeramie stał na kanapie i wrzeszczał jakieś motywacyjne hasła.
- Daj spokój, Jer. Wszyscy już z pewnością cię usłyszeli! - krzyknęłam, ale on dalej wrzeszczał jak opętany. Zmrużyłam groźnie oczy i wycelowałam w niego poduszką. Tego się raczej nie spodziewał, bo runął jak długi na kanapę a różdżka wypadła mu z ręki. 
- O, cześć Rose! - krzyknął ze śmiechem wstając z fotela. Podniosłam oczy do góry. Merlinie, za co? - Fajna piżama, cieszę się, że mi ją pokazałaś. Wyglądasz w niej bardzo seksownie! - dodał szybko i zanim zdążyłam choćby mrugnąć okiem, pobiegł do swojego dormitorium. Zacisnęłam pięści z wściekłości. Ma tupet, nie ma co! Trzasnęłam drzwiami i znów władowałam się do łóżka chcąc pospać przynajmniej jeszcze pół godziny.  
- Oj Rosie, Rosie. Ledwo wstajesz, a chłopcy już cię podrywają - powiedziała Frivette ze śmiechem. Popukałam się palcem w czoło zirytowana.
Dom wariatów, normalnie dom wariatów!




Cześć! Powiem wam, że już jestem zdrowa, ale zwichnęłam sobie palec u nogi. :/ To straszny ból, naprawdę. Nie mogłam chodzić na początku, ale teraz już jest lepiej. No i miałam kilka dni wolnego XD Zawsze coś :) Notkę dedykuję przewspaniałej Klaudii i kochanej Lily ;* Dzięki wam mam dla kogo pisać. :)

7 komentarzy:

  1. Wariaci, wszędzie wariaci *.*
    Ale bez nich byłoby nudo :3. Ja się pytam jedynie... dlaczego taki krótki? Poza tym świetny :3. Jer i Rose... czy coś knujesz? Weasley jako ścigająca ^^ no ciekawie, ciekawie :D. Hahah i w kim się zakochała ta nauczycielka :D. No i oczywiście próba Scorpiusa. No przecie, że przebaczy i zaprzyjaźni się z Malfoyem ^^ Może nawet będzie zazdrosny :D. Ohoho Hugo i Frii ^^ no będzie ciekawie. W sumie już jest :D.
    Taaa ja bym nie wstała na 7... chyba ich porypało :D. Ale dużo emotikonek daję :3. Tak czy siak... dziękuję za dedykację! D'aww dla mnie? <3 jestę przewspaniała? <3. So sweet <3. Nie przynudzam dalej, pozdrawiam i życzę weny! Wspominałam, że rozdział świetny? Nieee? No to piszę ;D. Rozdział świetny, fantastyczny etc. Po prostu zajedwabisty blog, jak i ty ;). Jak się nie mogę zebrać do czytania niektórych blogów, tak twój czytam od razu, jak zobaczę nowość. Czekam na nowość <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajajać. Jak miło, dziękuje. <3
      Pozdrawiam ciepło ; *

      Usuń
  2. Aww, Quidditch! Rose jako szukająca? Ciekawe, ciekawe jak poradzi sobie po przejęciu stanowiska po Jamesu :DDD Podoba mi się postawa Malfoya - widać, że chce odbudować relacje. No i żałuje tego co zrobił na Halloween. Mam nadzieję, że Rose nie będzie za bardzo nieugięta i mu przebaczy. W końcu jak można nie przebaczyć takiemu słodziakowi jak Scorpius? :DDD A końcówka mnie totalnie rozwaliła, i ten uroczy Jeramie. Słodziak. Nie no uwielbiam cię!:DDD Czekam na dalsze rozdziały. Ściskam i weny! ;-**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww. :3 Też cię wielbie. :* He, sama nie wiem. Xd
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Crystalline,z całego serca dziękuję za dedykację ;* Sprawiłaś mi ogromną radość! Nawet nie wiesz jak szeroko się uśmiecham :D

    Rose jest szukającą! Oj ten Freddie, Freddie :D Tak wkopać własną kuzynkę :P Quidditich da jej zapewne mnóstwo zabawy i satysfakcji. Na pewno będzie świetnym szukającym, może nawet lepszym od Jamesa :D

    Andrefoza Letroy - kojarzy mi się z Adamsami :D Nie wiem dlaczego, ale takie pierwsze skojarzenie przyszło mi na myśl :D
    Każdy ma prawo do miłości. Może akurat teraz spotkała tego jedynego, wymarzonego rycerza na białym koniu? :D

    Po zachowaniu Scorpiusa widać, że żałuje tego incydentu, który miał miejsce na balu. Ujął mnie swoimi przeprosinami i propozycją. Całkiem sensowny z niego chłopak. Umie przyznać się do błędu, a to u facetów jest rzadkością. Rozwijaj powoli ich znajomość, nie rób takiego wielkiego bum - best friends forever. Idź małymi kroczkami. Rose musi się do niego przekonać, zobaczyć, że się zmienił. ; )

    Lubię czytać twoją historię :D

    Pozdrawiam Lily ;*
    P.S Życzę Ci dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ślicznie za komentarz. Strasznie mi miło, a rady rzeczywiście wezmę sobie do serca.
      Pozdrawiam ; *

      Usuń
  4. Crystaleth, kiedy pojawi się nowy rozdział? ;) Tęsknie za twoim opowiadaniem. :)
    Pozdrawiam Lily ;*

    OdpowiedzUsuń

Proszę, abyście informacje o nowych notkach zostawiali w zakładce "Sowiarnia".

Harry Potter Magical Wand

Prorok Codzienny