środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 8 - Halloween


          Frivette z przerażeniem wpatrywała się w zegarek, który wskazywał godzinę siedemnastą. Tak, do balu zostały tylko dwie godziny, a ja nie byłam jeszcze gotowa. Leżałam sobie na łóżku czytając jeden z moich ulubionych romansów z wypiekami na twarzy, kiedy Frii wydała z siebie rozdzierający jęk, psując tym cały mój romantyczny nastrój. 
- Na stare gacie Grindelwalda, Roseanne! Zbieraj ten swój tyłek z siedzenia, musisz się zebrać na ten piekielny bal! - ryknęła cała czerwona, wyrywając mi chamsko książkę z rąk. Oburzona chciałam już coś jej powiedzieć i nawet otworzyłam buzię w tym celu, ale nie zdążyła bo Frivette zaciągnęła mnie do łazienki i zamknęła drzwi z donośnym trzaskiem. Cassidy zaśmiała się na ten widok. Jej nastroju nie podzielały nasze pozostałe współlokatorki - Sky i Pola. Popatrzyły na Cass wzrokiem godnym bazyliszka i wyszły z pokoju  z głową wycelowaną w sufit. Frivette machnęła tylko na nie ręką.
- Niech idą - powiedziała. - A ty się lepiej pospiesz się - dodała, na co pokręciłam głową z politowaniem. Wolałam jednak nie ryzykować. Frivette jest naprawdę niebezpieczna, gdy się ją zdenerwuje. Pół godziny później umyta, czysta i pachnąca stawiłam się w naszym pokoju. Cassidy zakręciła moje włosy za pomocą różdżki w lekkie fale, a Frivette zajęła się makijażem. Muszę przyznać, że zrobiły to perfekcyjnie, bo jak spojrzałam w lusterko kompletnie sama siebie nie poznałam. Wyglądałam naprawdę... Ładnie, albo przerażająco ładnie, biorąc pod uwagę okoliczności. Następnie nałożyłam na siebie mój kostium wampira. Czarną porwaną w niektórych miejscach sukienkę (niestety) do kolan z dekoltem (większym niż bym sobie tego życzyła), bez ramion, na której były szkarłatne plamy krwi, do tego jakiś tandetny wisiorek i kły (truskawkowe!). Gdy razem z dziewczynami byłyśmy już gotowe, wyszłyśmy z naszego dormitorium i obrałyśmy za cel Wielką Salę. Czekali już tam partnerzy moich przyjaciółek Nicolas (chłopak Frivette) i Eddie (partner Cassidy).
Nie wiem tylko dlaczego, ale Malfoya nie było. A przecież się umawialiśmy! Powiedziałam jednak dziewczynom żeby się nie martwiły tylko spokojnie szły na salę. Sama zaś zaczęłam trochę panikować, w końcu bal zaczynał się za dziesięć minut, a Scorpiusa wciąż nie było.
W tej samej chwili zza zakrętu wyłoniło się czterech chłopaków: Malfoy, Zabini, Potter i Weasley. Wyglądali naprawdę zabójczo. Albus przebrany za wilkołaka, Hugo za zombie, Zabini za mumię, a Malfoy... Tak, Scorpius za Hrabia Dracule.
Szczerze? O mało się nie posikałam ze śmiechu na ich widok. Wyglądali wprost komicznie. Jednak Malcolm najwyraźniej zdegustowany moim zachowanie, rzucił mi piorunujące spojrzenie i podszedł do swojej partnerki, Ellie Brown.
- Cześć i czołem siostrzyczko! - rzucił natomiast wesoło Hugo z Alem, gdy tylko podeszli do nas bliżej. Scorpius mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. - No co jest Hrabia Draculo? Twoja miłość czeka - zarechotał tym razem Potter za co walnęłam go w ten pusty łeb. Oboje śmiejąc się odeszli do swoich partnerek. W ten sposób zostałam sam na sam z Malfoyem. Zapanowała głucha cisza, ponieważ żadne z nas, nie wiedziało do końca, co powiedzieć. Na szczęście uratowała mnie McGonagall, która zawołała nas na parkiet. 
- Już czas - powiedziała wyganiając nas na salę.
No i się zaczęło...
Oparta o ramię Malfoya szłam prosto przed siebie nie zwracając uwagi na szepty, które słyszałam obok siebie. Miałam ochotę wiać, gdzie pieprz rośnie, ale nie mogłam ryzykować utratą punktów. Gdy wreszcie stanęliśmy na środku sali, popłynęła muzyka. Zatańczyłam z Malfoyem dwa tańce, a potem dołączyła do nas reszta prefektów.
Lawirowałam sobie tak po parkiecie ze Scorpiusem nie przejmując się już tym, że to Malfoy - mój odwieczny wróg. Muszę przyznać, że fajnie razem wyglądaliśmy w tych strojach. Clarisee musiała uzgodnić to ze swoim mężem. Byłam tego pewna.
Gdy wreszcie skończyły się te oficjalne tańce na scenę wkroczył zespół Szalone Gargulce. Grali właśnie jedną z ulubionych piosenek Albusa. Potter zjawił się nagle obok mnie i ignorując swoją partnerkę, zaciągnął mnie do tańca. Tak się rozszalałam, że zatańczyłam jeszcze z Hugonem (czego staram się absolutnie nigdy nie robić, wypiłam chyba za dużo soku z dyni), później z Parkerem, ponieważ Cassidy nie miała siły tańczyć dalej.
Wyciągnęłam nawet Freda na parkiet, bo jak się bawimy to na całego! Wreszcie, gdy się porządnie zmęczyłam usiadłam na krześle i napiłam się jakiegoś zimnego napoju. Puścili akurat wolnego, więc nawet nie wstawałam i tak nie miałabym z kim tańczyć, a z kuzynami to tak trochę niezbyt... 
Wtedy niespodziewanie usiadł obok mnie Malfoy, który był wprost rozrywany przez dziewczyny. Dwie piątoklasistki prawie się o niego pobiły. Właściwie nawet je trochę rozumiałam, sama przed sobą musiałam przyznać, że Malfoy wyglądał tego wieczoru nieziemsko... Tfu, co ja gadam z resztą? 
- Rose... Słyszysz mnie? - Scorpius pomachał mi ręką przed oczami. Normalnie nie wierzę! On zwrócił się do mnie po imieniu! Od pierwszej klasy nigdy, przenigdy nie wymówił mojego imienia na głos, a przynajmniej nie wprost, ani tak żebym to usłyszała. Popatrzyłam się na niego wielkimi oczami i poprosiłam żeby powtórzył.
- Eee... Ale co?
- No moje imię!
- Rose.
- Nie wierzę!
- A czy to takie dziwne, że zwróciłem się do ciebie po imieniu?
- W tym wypadku tak, biorąc pod uwagę, że zawsze mówisz, a właściwie mówimy sobie po nazwisku - wyjaśniłam cierpliwie. 
- No to może czas to zmienić? A teraz chodź na parkiet - powiedział. Zupełnie zbył mnie tym z pantałyku, ale to nic. Pewnie się przesłyszałam jak to ja. Ale z tym chodź na parkiet to mój słuch nie zawiódł. On to mówił poważnie, a na potwierdzenie tych słów złapał mnie za rękę i pociągnął siłą na środek sali. Byłam tak oszołomiona, że po prostu przyległam do niego i zaczęłam się z nim kołysać w takt muzyki. To była, hmm... Dziwne? Chociaż dziwne to mało powiedziane.
Fajnie nam się tańczyło, tak spokojnie. Nie mam pojęcia, czy byłam kiedykolwiek tak blisko niego, jak w tamtej chwili. Muzyka powoli się kończyła, kiedy Scorpius popatrzył na mnie i... Zrobił coś czego mu w życiu nie wybaczę. Zamiast mnie okręcić (bo taki chyba miał zamiar) złapał mnie za sukienkę. Na moje nieszczęście była z bardzo cienkiego materiału, wystarczyło jedno mocne szarpnięcie, aby ją porwać. I on to właśnie zrobił.
Cały czar tej chwili prysł w jednej sekundzie. Zostałam na środku sali z rozerwaną sukienką odsłaniającą kawałek mojego stanika. Stałam tak na środku, trzęsąc się ze złości. Ręce strasznie mi się telepały, a oczy ciskały pioruny. Byłam tak wściekła, jak nigdy wcześniej. Pewnie byłam cała czerwona, ale mało mnie to w tamtej chwili obchodziło. Obróciłam się w stronę stołu z niezwykłym rozmachem, a potem machnęłam różdżką. Cała, pełna waza ponczu zawisła nad głową Malfoya i wylała na niego całą swoją zawartość.
- Jeszcze pożałujesz - mruknęłam uśmiechając się z trudem. Następnie odwróciłam się na pięcie i ignorując śmiechy (Juliette Parkinson nie sposób było nie usłyszeć, rżała jak kobyła) a także różne głupie komentarze, ruszyłam w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Wiele wysiłku kosztowało mnie, aby zachować spokój i nie rzucić się biegiem. Zrobiłam to dopiero wtedy, gdy Wielka Sala została daleko za mną.  
Kiedy znalazłam się w dormitorium, natychmiast zamknęłam się w łazience. Nie chciałam płakać, ale cholerne łzy cisnęły mi się do oczu. W porwanej sukience, z rozmazanym makijażem i zepsutą fryzurą, oparłam się o ścianę i zaczęłam cicho płakać. Łzy spływały mi po czerwonych policzkach, a ja nie miałam siły ich wycierać. Byłam zła, tak cholernie na siebie zła! Malfoy przez cały ten czas był dla mnie taki uprzejmy, bo chciał mi wywinąć taki numer i ośmieszyć przed całą szkołą. Głupi, walnięty gumochłon. A ja myślałam, że może... Miałam nadzieję, że... No właśnie, nadzieję na co? Na przyjaźń?
   - 1:1 Malfoy - mruknęłam wycierając łzy. Ktoś taki jak Scorpius nie zasługiwał na to, aby płakać z jego powodu. 
A przynajmniej tak sobie wmawiałam. 




Wiem, że pewnie wam się nie spodoba końcówka, ale nie może być tak słodko! Mam wolne do czwartku (piszą testy, wiadomo), a w piątek luzy bo idziemy sprzątać park. Życie jest piękne, naprawdę! 

5 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział, ale szkoda że taki krótki. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj. No i nie było słodko. =(
    Ale rozdział i tak świetny.
    omomo. cudeńko.
    Troszkę krótki. =C
    Nie wolno tak bezczelnie przerywać ludziom, gdy oni czytają książki!
    Hugo jako Ślizgon? Tego jeszcze nie spotkałam.
    Biedna Rose. Ale Scorpius nie zrobił tego specjalnie? No albo przynajmniej nie chciał jej upokorzyć, prawda? A był to taki urokliwy wolny taniec.
    Miejmy nadzieję, ze Rose wybaczy Malfoyowi i wreszcie będzie ta słodka miłość, czy przyjaźń!
    Więc czekam. =)
    Czekam z wielką niecierpliwością na nowy rozdział.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny.
    Powodzenia w poprawianiu ocen,
    A. (Loony)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Crystalline! ;*

    Twoja twórczość bardzo mi się podoba i dlatego chciałabym dostać jeden egzemplarz twojego opowiadania. ; ) Mówię naprawdę serio. ; )

    Rose jest taka podobna do Hermiony! Wykapana matka! Tak samo jak ona jest molem książkowym ; )

    Co do balu to... było tak pięknie a skończyło się tak smutno. ;( Biedna Ruda. Ale myślę, że Malfoy nie zrobił tego celowo. On na pewno nie chciał upokorzyć Rose.

    Stroje wybrałaś im odpowiednie! ; )
    Wampirzyca i Hrabia Dracula ; D

    Także mnie zaskoczyłaś tym, że Hugo jest Ślizgonem. Hugo, Albus, Scorpius i Zabini tworzą zgraną paczkę ; )

    Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział i życzę Ci dużo weny! ;*

    Pozdrawiam Lily ;*
    P.S Czytasz książki o wampirach? ; )
    P.S2 Na pewno poprawisz oceny. Trzymam kciuki za Ciebie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. No niestety słodko nie było. Ale czy Malfoy zrobił to celowo? Sczerze w to wątpię, uwielbiam Scorpiusa. A ogólnie było już tak pięknie...miałam nadzieję, że coś się więcej wydarzy, a tu trzeba czekać na następny.
    Cóż, pisz szybciutko nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam,
    Honeyed Girl.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bum szaka laka! Jejuśku Scorpius, Hugo, Albus i Malcolm = JEDNA WIELKA BANDA PRZYSTOJNIACZKÓW. I na dodatek ślizgonów, haha. Dobrze, że są w Slitherynie. Będzie ciekawie ;3 Strasznie lubię Frivette. Normalnie kocham ją <3 Koniec jest szmutny ; cc Mam przez ciebie doła teraz. O, i nawet widzę, że dedykacja dla mnie jest. Dziękuję ;-* Teraz to już tak nie smutam. Mam nadzieję, że Scor jej to wszystko wyjaśni. Czekam na następną notkę z OGROMNĄ niecierpliwością ;3 Ściskam ;-*

    OdpowiedzUsuń

Proszę, abyście informacje o nowych notkach zostawiali w zakładce "Sowiarnia".

Harry Potter Magical Wand

Prorok Codzienny