poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 6 - Przygotowania do balu (cz.1)


          Opadłam na jedną z poduszek w Pokoju Życzeń. Nie miałam już siły. No bo jak nauczyć kogoś takiego jak Malfoy tańca? No jak, ja się pytam? To jest po prostu niewykonalne. N i e w y k o n a l n e! Czułam, że się zaraz rozpłaczę. Scorpius, który zaczął się wygłupiać zamiast wykonywać moich poleceń, zastygł w bezruchu.
- Ej, Weasley. Nie płacz. Zobaczysz nie będzie tak źle - powiedział siadając koło mnie. Pokręciłam gwałtownie głową.
- Oczywiście, że nie będzie źle. Będzie koszmarnie! - odparłam wzdychając ciężko.
- Nie dramatyzuj. Postaram się nie zrobić niczego głupiego. Obiecuję - powiedział kładąc rękę na sercu.
- Ani nie oblejesz mi kostiumu, ani nie ośmieszysz mnie przy całej szkole, ani nie...
- Dużo tego ani, ale dam radę. I wiesz co? Tak sobie pomyślałem... Że może na czas przygotowań do tego balu... Zawarlibyśmy pokój? - zapytał. Spojrzałam na niego z głupią miną. W pierwszej chwili myślałam sobie, że żartuje, ale on chyba mówił całkiem poważnie. I nie żebym tego pragnęła czy coś, ale może wtedy ten bal nie byłby taką katastrofą...
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej - powiedział kładąc rękę na sercu. 
- No dobra. Ale nikt ma się o tym nie dowiedzieć. Frivette i Parker żyć by mi nie dali - odparłam. Podaliśmy sobie ręce na zgodę i stanęliśmy na środku pokoju. Z gramofonu poleciała jakaś wolna muzyka. 
- Złap mnie w talii - powiedziałam. 
- Gdzie?!
- Połóż mi ręce na talii. Już! - ryknęłam. Malfoy pospiesznie wykonał moje polecenie.
- Nie bój się przecież cię nie ugryzę - powiedziałam. Scorpius spojrzał na mnie z szerokim uśmieszkiem, jakby uważał, że może stać się całkiem inaczej. Westchnęłam ciężko.
Merlinie, za co?
Dwie godziny później wracałam z Pokoju Życzeń cała obolała. Scorpius strasznie mnie podeptał, przez tego idiotę nóg nie czułam. 
- Przepraszam - mówił za każdym razem ze skruszoną miną, a ja modliłam się w duchu, aby nie wybuchnąć.  W końcu zdecydowałam, że zdejmę te cholerne buty i na boska pokonałam korytarz na siódmym piętrze. Kiedy znalazłam się w Pokoju Wspólnym, natychmiast rzuciłam się na kanapę. Frivette, która zjawiła się nagle tuż obok,  popatrzyła na mnie z tym swoim błyskiem w oku.
- Widzę, że randka ze Malfoyem się nie udała, co? - zapytała uśmiechając się przebiegle. Zmroziłam ją wzrokiem, bo nie chciało mi się wstawać, aby ją zadusić. 
- Randka? Jaka randka?! Przez bite dwie godziny deptał mnie po nogach i wyzywał od rudych istot. I ty to nazywasz randką? - mruknęłam troszkę rozbawiona. 
- Nie przesadzaj. Nie było chyba aż tak źle - zaczęła Cassidy, która usiadła na poręczy fotela.  Spojrzałam na nią wymownie .
- Było jeszcze gorzej, Cass - powiedziałam i ziewając, ruszyłam do swojego dormitorium.

* * *

Przyglądałam się Wielkiej Sali znużona. Jak mamy ją ozdobić kiedy Malfoy ma coraz to nowsze pomysły (a jeden głupszy od drugiego).
- No to może zaczarujmy jakąś wielką dynię tak, aby wisiała nad stołami. Wylatywałby z niej cukierki i nietoperze. Zadowolony?! - warknęłam. Scorpius spojrzał na sufit i... Uśmiechnął się promiennie!
- Tak, to świetny pomysł! Idę powiedzieć o tym McGonagall! - wydarł się i wybiegł z sali w tempie ekspresowym, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.

* * *

- To nie jest taki zły pomysł. Do tej pory czegoś takiego nie było. Hagrid z pewnością dostarczy jakąś wielką dynię. Tym nie musicie się martwić. Inne ozdoby kupicie w Hogsmead - powiedziała zadowolona z nas McGonagall, że tak się zaangażowaliśmy, pięć minut później, gdy ja i Scorpius zawitaliśmy w jej skromnych progach.
- A kiedy mielibyśmy się tam wybrać? - zapytałam nie podzielając nastroju, któremu udzieliła się nauczycielka. To, że na czas przygotowań do tego całego balu ja i Malfoy zawarliśmy ten cały pokój nie oznaczało, że byłam zadowolona. I wy też byłybyście nie zadowolone, gdyby taki ktoś jak Scorpius robił ci na złość. Profesorka zastanowiła się przez chwilę. Co roku wyjście do wioski odbywało się po piętnastym października. Ale my nie możemy tyle czekać bo wszystko ma być przygotowane wcześniej.
Spojrzała na zegar z kukułką, który kompletnie nie pasował do wnętrza gabinetu dyrektorki.
- Już. Musicie iść teraz bo później nie będzie kiedy. Idźcie do swoich komnat i ubierzcie się ciepło. Na dworze wieje mocny wiatr. Powiadomię Argusa, że ma was wypuścić z zamku. Z resztą pójdzie z wami ktoś z nauczycieli. Prawdopodobnie profesor Longbottom ostatnio chciał odwiedzić Hannę, więc myślę, że się zgodzi... Idę go za pytać. Za dziesięć minut macie być gotowi i czekać w Sali Wejściowej - powiedziała i wyszła z gabinetu szybkim krokiem. Spojrzałam nieco zaskoczona na Scorpiusa.
- Hej, co powiesz na to żeby... Jak ja będę pierwszy na dole to wisisz mi przysługę? - zapytał nagle Malfoy i biegiem ruszył w stronę wyjścia. Potrzebowałam kilku chwil, aby słowa Scorpiusa do mnie dotarły. Zerwałam się jak oparzona i podeszłam do drzwi. Po tym kretynie nie było ani śladu, więc musiał być w połowie drogi do swojego dormitorium... Cholera! Nie zamierzałam być winna Malfoyowi żadnej przysługi, więc skierowałam się w stronę portretu Grubej Damy i zaczęłam biec. Możecie mi uwierzyć, że tak szaleńczego biegu to chyba nigdy nie przeżyłam, a w końcu ganiam za Malfoyem już od pierwszej klasy (dobra, jakoś dziwnie to zabrzmiało). Wpadłam jak burza do Pokoju Wspólnego. Gryfoni musieli uznać, że zwariowałam - popatrzyli się na mnie karcącym wzrokiem. Kilka osób zeszło mi nawet z drogi do dormitorium z czego jestem na prawdę dumna. Przecież ja ich o nic nie prosiłam, prawda? To dzięki mojej urodzie (hahaha).
Gdy znalazłam się w pokoju, który dzieliłam z dziewczynami, natychmiast podbiegłam do szafy. Wywaliłam wszystko co w niej było i szybciutko się przebrałam. Nałożyłam czarne rurki, biały t-shirt z jakimś koślawym napisem. Do tego jeszcze płaszcz. Już miałam wychodzić, ale spojrzałam w lustro i... Tragedia. Przez to wszystko mój piękny warkocz się zepsuł. Niestety nie było czasu, aby to naprawić. Zdjęłam więc gumkę i rozpuściłam włosy i znów rozpoczęłam szaleńczy galop.
- Gdzie ty tak lecisz, Rose? - zapytała mnie Cass, gdy spotkałyśmy się na schodach.
- Później ci powiem! - odparłam tylko machając w jej stronę ręką. Byłam już prawie na miejscu, gdy na zakręcie wpadłam na Hugona. Z drugiego końca zobaczyłam Malfoya, który dotarł już prawie na miejsce.
- Złaź! - ryknęła na mojego brata i wstałam natychmiast. Na moje nieszczęście zahaczyłam się o niezawiązaną sznurówkę Hugona i upadłam. Z drugiego końca sali Malfoy uśmiechał się jak na gwiazdkę. No nie, byłam winna Scorpiusowi przysługę! Zrozpaczona rzuciłam mrożące krew w żyłach spojrzenie Hugonowi.
- Nie żyjesz - syknęłam wstając powoli. A on... Wzruszył ramionami i zmył się jak najszybciej. Cholerny braciszek!
Zła ruszyła w stronę Malfoya, który oparł się nonszalancko o ścianę i uśmiechnął chytrze.
- Wisisz mi przysługę, Weasley - powiedział... Puszczając mi perskie oko! Spojrzałam na niego wstrząśnięta, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo przyszedł wujek, to znaczy profesor Longbottom. Czuć było od niego mocny zapach perfum. Nie było wątpliwości, że idzie do swojej żony, Hanny. Swoją drogą trochę jej współczuje. Ona i wujek są małżeństwem, ale widują się tylko dwa, albo trzy razy w tygodniu, ponieważ Neville jest nauczycielem i nie ma czasu codziennie opuszczać zamku i pędzić do swojej ukochanej.
- No to jak, idziecie? - zapytał wesoło wyrywając mnie tym samym z zadumy. Kiwnęłam głową i razem ze Scorpiusem ruszyłam za wujkiem Nevillem. Drogę do Hogsmead przeszliśmy w ciszy. To znaczy ja i Malfoy, bo profesor Longbottom opowiadał coś o roślinkach i różnych innych chwastach. Kiedy w końcu doszliśmy doszliśmy do Trzech Mioteł, wujek powiedział:
- No to ja was zostawiam. Idźcie zobaczyć te kostiumy i co tam jeszcze. Jak skończycie zakupy to przyjdźcie tutaj. Będę na was czekał z Hanną - powiedział i nie czekając na odpowiedź wszedł do gospody.
- No to gdzie teraz idziemy? - zapytał Scorpius po krótkiej chwili milczenia. Wzruszyłam ramionami.
- Może do Gary'ego. Ma sklepik tutaj na rogu. Uwielbia Halloween jak szalony, więc na pewno znajdziemy u niego coś fajnego - mruknęłam. No i oczywiście wcale się nie myliłam.
Sklep Gary'go choć z zewnątrz wydawał się mały, w środku był gigantycznych rozmiarów. Na półkach stały przeróżne rzeczy począwszy od jakichś dziwnych buteleczek a skończywszy na ruchomych dyniach. Zauważyłam nawet zeszyt, który obrzucał śmierdzącą mazią osobę, która go otworzy. Bardzo ciekawe, bo Albus podarował mi taki w szóstej klasie pod koniec roku, ale go do tej pory nie otworzyłam - za bardzo podobała mi się okładka i nie chciałam szpecić zeszytu moim brzydkim pismem. Skubaniec jeden z tego mojego kuzyna. Jak tylko wrócę do zamku, to mu go dam. Ciekawe co zrobi.
Gary Shilds był wysokim, barczystym mężczyzną z długim czarnym wąsem. Miał zaledwie czterdzieści dwa lata i trzymał się doskonale, jak na swój wiek. Z jedwabistej czarnej szaty, którą miał na sobie, odczepił jakiś kwiatek i podarował mi go, kłaniając się nisko. 
- Ach, Rose, kochana Rose! Miło mi cię widzieć. Dawno tu do mnie nie zaglądałaś - powiedział uśmiechając się szczerze
- Tak jakoś wyszło... Szlabany i w ogóle... - mruknęłam zaczerwieniona. Mężczyzna machnął ręką.
- W porządku, mała! Ale proszę, proszę, czy ja dobrze widzę?  Przyprowadziłaś do mnie swojego chłopaka? Bardzo mi miło, Gary Shilds. Miło mi - powiedział wyciągając rękę w kierunku Malfoya.
- Że co? - powiedziałam zaskoczona. - To niej mój chłopak, to jest mój... Eee... - dziwnie by było, gdybym powiedziała, że jest moim wrogiem, co nie? - ...Przyjaciel - mruknęłam w końcu. Malfoy popatrzył się na mnie zdziwiony, ale pokiwał głową i przedstawił się pospiesznie.
- A więc miło mi cię poznać Scorpiusie - powiedział. Widziałam doskonale, że Gary chce zadać mu jakieś pytanie, więc natychmiast zaczęłam tłumaczyć całą sytuację. Wyjaśniłam mu, że ja i Malfoy wylosowaliśmy w tym roku stanowisko organizatorów i - między innymi  - musieliśmy się zająć dekoracją Wielkiej Sali. Kiedy skończyłam, Gary podskoczył do góry i klasnął w ręce, jak małe dziecko. Jak już wcześniej mówiłam, Gary uwielbia Halloween i zawsze pomaga Hagridowi z uprawą dyń, które później kupuje i zawiesza w swoim sklepie.
Shilds zaprowadził nas do drugiego pomieszczenia, gdzie po prostu roiło się od przeróżnych rzeczy związanych ze Świętem Duchów. Otworzyłam ze zdziwienia buzię.
- Wybierajcie sobie co tylko chcecie, a ja wam to jutro do szkoły podrzucę, dobra? - i nie czekając na odpowiedź wyszedł z pokoju. Przyglądałam się tej stercie rzeczy jeszcze przez chwilę aż wreszcie krzyknęłam:
- No, Malfoy. Chcą mieć Halloween, to będą je mieli! - zawołałam. Scorpius uśmiechnął złośliwie i wziął do ręki sztucznego nietoperza. Wymówił po cichu jakieś zaklęcie, a nietoperz zaczął latać po pomieszczeniu i zrzucać cukierki.
- Widzisz twój pomysł z tą dyniową lampą był niezły. I nawet mamy materiały! - odparł wesoło, a ja zaniemówiłam z wrażenia. Przyglądałam się temu latającemu pluszakowi z uśmiechem. Musiałam to przyznać nie chętnie, ale jednak.
- Malfoy jesteś genialny - mruknęłam i kątem oka zauważyłam... Nie, nie chyba mi się przewidziało...

* * *

 Godzinę później ja i Malfoy wracaliśmy zadowoleni ze sklepu Gary'ego.
- Nie no, ale ta paczuszka to jest świetna. Damy ją Irytkowi żeby pozaczepiał je na ścianach, albo w klasach. Już widzę minę McGonagall jak idzie na lekcje, a tu przed nią spada sztuczny wąż! - powiedział, a ja mimo woli, wybuchłam śmiechem. 
Naszym kolejnym przystankiem był sklep Madame Clarisee. Wysoka blondynka (metr dziewięćdziesiąt!) o piwnych oczach i łagodnych rysach twarzy, przywitała nas z uśmiechem. Miała na sobie czarne szpilki (co sprawiało, że była jeszcze wyższa) żółtą suknię, tonę makijażu na twarzy i kilkanaście... Co ja mówię? Kilkadziesiąt bransoletek na rękach. Mina Malfoya na widok Clarisee była wprost komiczna. Dobrze go rozumiałam, bo ja sama za pierwszym razem zareagowałam podobnie. Otworzyłam gębę i wpatrywałam się w nią jak jakaś nienormalna. Dobrze, że Clarisee przyzwyczaiła się do takiego zachowania i wcale się z tego powodu nie obraża. Wręcz przeciwnie - chichocze, jak wariatka z trudem łapiąc powietrze.
- Chodźmy stąd szybko póki mamy jeszcze szansę uciec - szepnął mi Malfoy do ucha. Pokręciłam głową z politowaniem.
- Gdzie i kiedy, w takim razie, kupisz sobie kostium na Halloween? - zapytałam unosząc jedną brew do góry. Tak jak się spodziewałam nie odpowiedział, więc zwróciłam się do sprzedawczyni.
- Szukamy jakiegoś przebrania na Święto Duchów. Jesteśmy organizatorami i zależy nam żeby to było, no nie wiem... Coś specjalnego - mruknęłam. Clarisee zamyśliła się i poszła na chwilę na zaplecze. Wróciła kilka sekund później ze swoim mężem, który sięgał jej ledwie do szyi. Musiałam na prawdę się postarać, żeby się nie zaśmiać. Cudownie razem wyglądali. Scorpius zakaszlał i wbił wzrok w sufit. Na szczęście gospodarze zajęci rozmową nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi.
Kilka minut później rozdzieliliśmy się w poszukiwaniu stroju. Ja poszłam z Clarisą, a Scorpius za jej mężem. Sprzedawczyni zaprowadziła mnie na zaplecze. Na wieszakach wisiały przeróżne kreacje zapierające dech w piersiach. Stroje na Halloween zajmowały całe pomieszczenie wielkości mojego dormitorium. Clarisee podeszła do jednej z półek i zaczęła bombardować mnie strojami, które miałam przymierzyć.
Zapowiadało się naprawdę fajne popołudnie.



Mam nadzieję, że się wam spodoba. :)

6 komentarzy:

  1. Jaki uroczy rozdział.
    Już czuć chemię między Rose i Scorpiusem.
    Awww.
    Świetny, w niektórych momentach bardzo śmieszny.
    Kocham.
    No po prostu kocham.
    Pozdrawiam.
    Mnóstwa weny,
    Loony.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, czekam na następny ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sobie myślę, czy Crystalline dodała nową notkę. Wchodzę... i widzę, że jest! Więc zabieram się za czytanie i ... czytam. : ) Kolejny świetny rozdział. : )
    Biedna, podeptana Rose : ( Współczuje jej. Znam ten ból, oj znam. Ale myślę, że poradzi sobie z Malfoyem, w końcu zawarli pokój. : ) Powiem Ci, że uśmiałam się przy tym rozdziale : D
    "- No to może zaczarujmy jakąś wielką dynię tak, aby wisiała nad stołami. Wylatywałby z niej cukierki i nietoperze. Zadowolony?! - warknęłam. Scorpius spojrzał na sufit i... Uśmiechnął się promiennie!
    - Tak, to świetny pomysł! Idę powiedzieć o tym McGonagall! - wydarł się i wybiegł w tempie ekspresowym, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w czoło."
    Przy tym fragmencie umarłam i zmartwychwstałam, dosłownie : D Musieli mnie w domu uspokajać. : D
    Scorpius jest świetny, nawet z tym deptaniem : ) Fajnie by było, gdyby Rose i Scorpius zawarli pokój na zawsze, bo dobrze dogadują się : )
    Pozdrawiam Lily. : )
    P.S Przepraszam, za tak długi komentarz, ale nie mogłam się powstrzymać : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać! :D Cieszę się, że Ci się podoba. Pisałam cały ten fragment w dobrym humorze i cieszę się, że kogoś rozśmieszyłam! ; ) Jestem z siebie taka dumna xd
      Dziękuję za komentarz no i oczywiście pozdrawiam! ; *

      Usuń
  4. Ojejku jak ja kocham Scorpiusa, no! Ciekawe jak będzie na tym balu. Już się go nie mogę doczekać ;D Popieram komentarz u góry. Jebłam przy tym fragmencie. Pisz szybciej!
    Ściskam ; - **

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej : ) Kiedy dodasz nowy rozdział? Już nie mogę się doczekać. : D
    Pozdrawiam Lily ;*

    OdpowiedzUsuń

Proszę, abyście informacje o nowych notkach zostawiali w zakładce "Sowiarnia".

Harry Potter Magical Wand

Prorok Codzienny