poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 5 - Szlaban


             Pędziłam z przerażającą prędkością. Po drodze wpadłam na kilka osób z Ravenclawu, ale nawet ich nie przeprosiłam. Nie miałam czasu. Gdy byłam już na czwartym piętrze z korytarza obok wyłonił się Malfoy. 
- To ty nie jesteś na szlabanie?! - ryknęliśmy w tym samym momencie. Musiało to na prawdę głupio wyglądać, bo kilka osób spojrzało na nas jak ze zdziwieniem. Nie tracąc więcej czasu, oboje ruszyliśmy biegiem w kierunku gabinetu McGonagall potrącani i szturchani po drodze. Uwierzcie mi, nie jest to nic miłego, a w szczególności, gdy lądujesz plackiem na Malfoyu. Osobiście, nie życzę tego nikomu. Z dziesięć minut zajęło nam przedarcie się przez cały ten tłum zanim dotarliśmy do siedziby szanownej profesor McGonagall. 
- Wiesz może jakie jest hasło? - zapytałam wpatrując się w blondyna. Ten w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. Westchnęłam. Jedyną rzeczą jaką mogliśmy zrobić, to przekonać gargulce, aby nas wpuściły. Ale szanse i tak były równe zeru, ponieważ te kamienne posągi są strasznie złośliwe. Mam wrażenie jakby się umówiły razem z Irytkiem uprzykrzać ludziom życie. No ale w końcu zebrałam się w sobie i poprosiłam grzecznie, czy nie wpuściłyby nas do środka, ale one mnie tylko wyśmiały. Miałam chęć je rozwalić ale się powstrzymałam od tego czynu. W końcu tak nisko nie upadłam. Z odsieczą przyszedł wujek Longbottom, który podał nam hasło.
- Transmutacja - powiedział wesoło. Kamienne gargulce chcąc lub nie chcąc (choć bardziej to drugie) spojrzały na niego groźnie, ale posłusznie się odsunęły. Podziękowałam mu i w pośpiechu razem ze Scorpiusem weszliśmy po kamiennych schodkach. Tak, jak się spodziewałam profesor McGonagall siedziała za biurkiem pogrążona w pogawędce z portretem jej poprzednika - Albusem Dumbledorem. 
- Ooo... Rzeczywiście Rose odziedziczyła urodę po matce, ale charakterek zapewne po ojcu, chociaż głos ma po Hermionie. Nieraz słyszałem jak wydzierała się na Hugona - oznajmił, gdy tylko zobaczył kto przyszedł i zachichotał razem z dyrektorką, co było zupełnie do niej nie podobne. Zarumieniłam się lekko, bo nie wiedziałam, że to słychać, aż tutaj...
- No i jeszcze pan Malfoy. Zupełnie jak Dracon za młodych lat, ale tylko z wyglądu. Oczy ma po Astorii - dodał po chwili. Wymienił jeszcze kilka uwag z panią dyrektor, a ja spojrzałam przez okno, do pomieszczenia wpadło kilka pojedynczych promieni słońca. Spojrzałam na profesor McGonagall. Naprawdę podziwiam tą kobietę. Przeżyła pokolenie Huncwotów, wujków Freda i Georga, no i połowę Ery Weasleyów. Za rok pozbędzie się Ala, Hugona i mnie.
 Scorpius, który stał obok mnie zaczął się niecierpliwić. Ja nie wiem, aż tak nie mógł się doczekać tego szlabanu? Wreszcie, gdy dyrektorka skończyła rozmowę z Dumbledorem, wstała.
- Przepraszam, ale musiałam omówić pewną ważną sprawę z Albusem, teraz możemy już iść. Przejmie was pani Cohen. Robi porządki w bibliotece, więc jej pomożecie - powiedziała. Z minami, jak na ścięcie poszliśmy za nią. 

Pani Dahra Cohen jest staruszką z włosami wiecznie zaplecionymi w bardzo dziwnego zawijanego warkocza. Bibliotekę zawsze  uważała za swój skarb i nie trudno się dziwić, że nie przypadł jej do gustu pomysł abyśmy jej pomogli. No, ale nie miała wyjścia. Naszym zadaniem miało być najpierw wyczyszczenie z kurzu pustych regałów, a następnie poustawiane na nich książek alfabetycznie, oczywiście, zgodnie z tematyką. Niby nic trudnego, ale pochłaniającego dużo czasu. Zresztą pani Cohen krążyła wokół nas jak sęp. Nie pomagało to ani trochę, a w szczególności to jej okropne cmokanie, które wydawała z siebie za każdym razem, gdy tylko przechodziła koło nas. Po godzinie spędzonej na ścieraniu kurzu z półek ja i Scorpius zabraliśmy się za układanie książek. Nagle drzwi otworzyły się z głośnym hukiem i walnęły z całej siły w ścianę. Podskoczyłam przerażona. W drzwiach stała jakaś jedenastolatka z godłem Gryffindoru na piersi. Pani Dahra zmierzyła ją długim, przeszywającym spojrzeniem, że mimo wszystko wzdrygnęłam się lekko.

- Pan Oswald prosi panią o pomoc - mruknęła dziewczynka. Wszyscy wiedzieli, że pani Cohen lubi bardzo mocno (mocniej niż powinno lubić się kolegę z pracy) profesora Moore toteż rzuciła wszystko, co do tej pory robiła i wyszła z biblioteki zaraz za Gryfonką. Uśmiechnęłam się na ten widok. Byłaby z nich piękna para, doprawdy. W piątej klasie ułożyłam nawet wierszyk o nich, który wszyscy znają i na widok pani Cohen i profesora Oswalda razem śpiewają po cichu. A brzmi on tak:

Pani nasza bibliotekareczka kochana,
która co noc siedzi w książkach zaczytana.
I nasz profesor Oswaldzik kochany,
który w lochach swoje eliksiry warzy.
Wzdychają do siebie codziennie,
a ich oczy mówią "kocham cię".
Skrywają swoją miłość,
pod obszerną maską obojętności,
ale my Hogwartczycy dobrze wiemy, 
co tych dwoje skrywa od lat.
I ja Rose powiadam wam, 
że jeszcze na ślubnym staną kobiercu.

Ten wierszyk wymyśliłam pod pływem chwili w pierwszej klasie, ale bardzo mi się spodobał. Może jak wezmą razem ślub i mnie zaproszą to im go wyrecytuje!
Gdy wreszcie książki na niższych półkach zostały ułożone, Malfoy podsunął drabinę, która nie wyglądała na stabilną. Już miałam na nią wchodzić, gdy Scorpius odezwał się
- Wiesz co może lepiej ja wejdę - powiedział, ale mu nie pozwoliłam.
- Nie, ja wchodzę, a ty ją trzymaj.
Scorpius  wszedł na pierwszy szczebel i jedną ręką trzymał drabinę, a drugą zaczął podawać mi książki. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zszedł tak spodziewanie. Zachwiałam się na drabinie i... zleciałam wprost w ramiona Malfoya.


* * *

Historia Magii była nudna jak flaki z olejem. Ja i Frivette rzucałyśmy do siebie z jednego końca sali do drugiego kuleczki papieru i łapałyśmy je w locie. Pasjonujące zajęcie. Nieprawdaż? Wybawieniem z tej lekcji okazała się Marie Platt z szóstego rocznika. Weszła do sali i odchrząknęła lekko.
- Profesor McGonagall prosi pannę Weasley, Parkinson oraz  pana Malfoya i Adams do siebie - powiedziała uśmiechając się wesoło tym samym przerywając wykład Binnsa. Profesor-duch (duch-profesor?) kiwnął tylko głową i powrócił do dalszej opowieści o wojnie Goblinów. Cassidy, która siedziała z Eddem, spojrzała na mnie zazdrosnym wzrokiem. Nie dość, że mogłam wyrwać się z tej lekcji to na dodatek nie musiałam siedzieć z Parkerem, który robił głupie miny, dźgał w brzuch i ciągnął Cass za starannie zaplecione z samego rana warkoczyki.

- Lucasa i Parkinson nie ma - mruknęłam i razem ze Scorpiusem powlekliśmy się za Marie do posągu Gargulców. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, oboje mruknęliśmy Transmutacja. Kamienne posągi odskoczyły, a ja i Malfoy władowaliśmy się na schody. W środku byli już prawie wszyscy prefekci z każdego roku oprócz piątego. Pewnie po nich poszła Marie.

- Gdzie panna Parkinson i pan Adams? - zapytała McGonagall. Odpowiedziałam, że wczoraj na Obronie przed Czarną Magią byli ze sobą w parze i źle wypowiedzieli zaklęcie. Gdy wreszcie przyszła Marie z resztą prefektów, McGonagall zaczęła mówić.

- Jak wszyscy wiedzą, co roku jest organizowane Halloween. Losujecie karteczkę na, której pisze funkcja jaką będzie sprawować. Mam ogromną nadzieję, że bal nie będzie wyglądać tak jak w tamtym roku. Tak, mówię do ciebie panno Weasley - powiedziała, a ja spłonęłam rumieńcem. 
Malfoy rok temu przypadkowo wylał na mnie całą zawartość swojej szklanki z jakimś obrzydlistwem. Strasznie się zdenerwowałam, bo różdżkę zostawiłam w dormitorium. Nie sądziłam, że okaże się potrzebna. Zresztą nie miałabym, gdzie ją schować. Tak więc mój fioletowy kostium wyglądał okropnie. Razem z Cassidy i Frivette nieźle się namęczyłam, aby znaleźć coś na mnie. Nie grzeszyłam (i nadal nie grzeszę) urodą, a o figurze to już w ogóle nie wspomnę, więc prawdziwym sukcesem było znaleźć przebranie, które i d e a l n i e na mnie pasowało. Ale ten idiota oczywiście wszystko zepsuł. Puściłam się za nim w pogoń (byłam na prawdę zdesperowana i nie wiedziałam co robię) i zaczęłam rzucać w niego jedzeniem, które wzięłam ze stołu. Mina McGonagall w tamtym momencie była bezcenna. Wyglądała jakby miała zamienić się zaraz w Rogogona Węgierskiego, (którego pokazywał mi wujek Charlie dwa lata temu więc miałam na prawdę niezłe porównanie). Kiedy tak stała nad nami, miałam wrażenie, że z jej nozdrzy ulatnia się para. Z trudem powstrzymałam wzdrygnięcie. Najlepsze to było to, jak się na nas wydarła (do tej pory mam koszmary po nocach z profesor McGonagall w roli głównej). Kara jaką nam dała była okropna, więc nie będę o tym nawet wspominać, powiem tylko, że do tej pory boję chodzić się do pewnej starej klasy na szóstym piętrze. 
- A pan, panie Malfoy proszę się tak głupio nie uśmiechać. Obiecuję wam, że jeśli coś takiego jeszcze raz się przydarzy kara będzie jeszcze gorsza niż rok wcześniej - powiedziała dobitnie po czym odwróciła się i wymówiła jakieś zaklęcie. Brzmiało ono chyba w górę, ale nie jestem pewna. 
Stos karteczek zawirował i stworzył kulę po czym zaczął podlatywać do każdego z osobna. Do mnie podleciała ostatnia więc wzięłam ją do ręki w myślach błagając, żebym nie musiała rozwieszać dekoracji. Nigdy tego nie lubiłam. Otworzyłam karteczkę, a tam starannym, schludnym pismem było napisane: 

          Jeden z głównych organizatorów zabawy.

Myślałam, że dostanę zawału. Jeszcze gorzej się poczułam, gdy okazało się, że drugim organizatorem jest...
- Malfoy.
Takiej ciszy jaka zaległa w sali to chyba jeszcze nigdy moje biedne uszy nie słyszały. Szanse, aby przyjęcie się udało, kiedy ja i Malfoy mieliśmy zostać organizatorami było równe zeru.
- Możecie wracać na lekcje - powiedziała McGonagall do reszt a nas gestem ręki przywołała do siebie. Następnie usiadła za biurkiem i wręcz błagalnym tonem przemówiła:
- Wiem, że wy się nie znosicie, ale chciałabym, aby na czas przygotowań do Halloween jakoś się zgrali. Jeśli nie, to cóż... Będę zmuszona odjąć po dwieście punktów od każdego z domów.
Ta myśl całkiem mnie przeraziła. Mieliśmy dopiero pięćdziesiąt punktów! Nie chciałam tego, ale żeby zaraz zgrać się z Malfoyem? Nie, nie, nie! Dlaczego, ja? Dlaczego? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? DLACZEGO?
Spojrzałam na Malfoya, który zrobił minę zranionego osła. Wyglądał tak strasznie głupio, że zachciało mi się płakać. Bo o ile wiadomo to na tym całym Halloween będziemy tańczyć! TAŃCZYĆ! A to oznacza, że będę musiała zatańczyć jeden taniec z nim! Z MALFOYEM! McGonagall spojrzała na mnie rozbawiona. Pewnie już wie, że się domyśliłam. 
- Nie zgadzam się! - powiedziałam buntowniczym tonem.  
- Jeśli chcesz stracić dwieście punktów...  Ja wychodzę, a wy tu posiedźcie do końca lekcji. Dzwonek będzie za dziesięć minut, więc myślę, że tyle uda wam się wytrzymać w swoim towarzystwie - odparła i wychodząc z gabinetu. Tak po prostu! Westchnęłam ciężko.
Zapowiada się okropnie długi miesiąc...



Jejku, aż mi wstyd. Dwa miesiące nie pisać! W sumie żadna różnica bo i tak tego prawie nikt nie czyta, no ale nieważne. Nie miałam weny i chciałam tego bloga po prostu porzucić. Tak, chciała to zrobić, ale jednak tego nie zrobiłam. Obiecałam sobie, że dokończę to opowiadanie choćby nie wiem co, tak też będzie. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie. ;)

6 komentarzy:

  1. O matko, wreszcie się doczekałam nowego rozdziału. Co jak co, ale zapłon to ty masz hahahah. No i bardzo dobrze, że tak myślałaś. Przynajmniej napisałaś nowy rozdział. Podoba mi się pomysł ze szlabanem (Scor złapał w ręce Rose, och! Dlaczego to nie byłam ja?), no i to wspomnienie jak przebiegło Halloween rok temu :pp. Mówisz, że weny nie masz, a masz. Jesteś po prostu za leniwa xd (witaj w klubie :-)) Mam nadzieję, że następna notka będzie szybciej.
    Ściskam ;-**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie to masz rację. Jestem strasznie leniwa. Heuheu, no nie wiem dlaczego to nie ty. Przefarbuj sobie włosy na rudo to będziesz podobna do Rose ^^. Tak, następna będzie szybciej. Tak, myślę ;D
      Całuję ;*

      Usuń
  2. Dawno nie pisałaś, ale warto było czekać. : ) Podoba mi się twoje opowiadanie i czekam na dalszy rozwój wypadków. Mam nadzieję, że Scorpius i Rose nie pozabijają się podczas planowania balu. : D
    Pozdrawiam Lily : )
    P.S Co ile dni będziesz dodawać nowe rozdziały? : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak miło mi słyszeć, że to opowiadanie się komuś podoba :D. Co do dodawania rozdziałów to sama nie wiem. Na pewno teraz będą częściej, ale co ile to tak dokładnie nie powiem. Wszystko zależy od Pani Weny.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Nareszcie.
    Czekałam na ten kolejny rozdział.
    Straaaaasznie mi sie podoba to opowiadanie.
    ten temat i wgl.
    A jak jeszcze ty to piszesz..
    Hm. Cudo!
    Już widzę ten bal.. oj pięknie, pięknie będzie.
    No nic, nie będę sie rozpisywać.
    Serdecznie ściskam, pozdrawiam i życzę wesołych świąt.
    Mnóstwa weny,
    Loony.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no tak mnie wciągnęłaś, że nie mogłam się powstrzymać. Resztę przeczytam kiedy indziej, już na pewno xD.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, abyście informacje o nowych notkach zostawiali w zakładce "Sowiarnia".

Harry Potter Magical Wand

Prorok Codzienny