Następnego dnia wstałam o godzinie ósmej... Zaraz, zaraz ósmej? Wyskoczyłam jak oparzona z łóżka, co na pewno nie było zbyt dobrym posunięciem, gdyż upadłam na ziemię z głuchym plaśnięciem. Wściekła do najwyższych granic możliwości wyplątałam się z prześcieradła w zielone żaby po czym z prędkością światła ruszyłam do łazienki. Zrobiłam wszystkie poranne czynności a następnie przebrałam się, wzięłam torbę i wypadłam z dormitorium jak jakiś rozwścieczony nosorożec. Biegłam tak ogłupiała przed siebie nawet nie wiedząc, gdzie mam lekcje aż nagle... BUM. Zderzenie trzeciego stopnia z kretynem zwanym również Malfoyem.
- Uważaj jak biegniesz idiotko! - fuknął na mnie.
- Nie tym tonem gburze! - odparłam wstając i otrzepując się z kurzu. Spojrzał na mnie już otwierając paszczę w celu powiedzenia jakiejś riposty, kiedy...
- Malfoy, Weasley! - ryknęła wściekła Minerwa McGonagall przypominająca w tej chwili Rogogona Węgierskiego.
- Co wy tu robicie, kiedy lekcje trwają już od dobrych piętnastu minut? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami. Spojrzałam przerażona na Malfoya. On z kolei na mnie. To oznaczało tylko jedno - nikt z nas nie ma żadnej porządnej wymówki.
- No bo my... Eee... Zaspaliśmy i gdy zmierzaliśmy zobaczyć na planie, co teraz mamy to... Hmm... Nastąpiła kolizja i my się tego, zderzyliśmy... - wymruczałam cała czerwona na twarzy.
- Tak właśnie - potwierdził moje słowa Scorpius z głupim wyrazem twarzy.
- Naprawdę? Bardzo fascynująca opowieść - mruknęła gniewnie mrużąc oczy. - Dzisiaj, szlaban, proszę wstawić się w moim gabinecie o godzinie osiemnastej. A teraz na lekcje. Macie razem Eliksiry - Pokręciłam głową na znak, że rozumiem po czym razem z Malfoyem ruszyliśmy w kierunku Lochów. Ostrożnie zapukałam w ciężkie, masywne drzwi. Następnie weszłam do środka ze Scorpiusem Malfoyem u boku
- Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie, ale...
- Zaspaliśmy - powiedział ślizgon wcinając mi się tak chamsko i bezczelnie w zdanie. W klasie zrobiło się cicho, Frivette siedząca w ławce z Eddiem zaczęła dusić się ze śmiechu, że o mało brakowała, aby spadła z siedzenia.
- Zaspaliście? To dość interesujące. Ale mogliście się wysilić na choć odrobinę lepszą wymówkę. Skoro chcecie się razem spotykać to róbcie to po lekcjach, ja nie mam nic przeciwko waszemu związkowi ale ... - mówił nauczyciel eliksirów, pan Oswald z lekką siwizną na głowie i wesołym uśmiechem na twarzy.
- Zaraz, zaraz jakiemu związkowi? Przecież my tylko się spóźniliśmy na lekcję i razem weszliśmy do klasy, ale to nie oznacza, że jesteśmy parą i Merlin wie co jeszcze - powiedziałam zła. Frii - a teraz również Cass i Evan - nie mogli najwyraźniej wytrzymać, bo zaczęli się śmiać na całą klasę trzymając się za brzuchy. Żeby było w tym jeszcze coś śmiesznego, no to okej, rozumiem, że się śmieją, ale w takiej sytuacji powinni mi współczuć z całego serca. A oni co robią? Śmieją się! Niech no ja ich tylko dorwę a obedrę ze skóry. Choćbym miała skonać.
- Och, niech już wam będzie, ale muszę odjąć waszym domom po pięć punktów za spóźnienie. Aha i wy gołąbeczki siądźcie razem w trzeciej ławce - zakończył z rozbrajającym uśmiechem. Hugon wychylił się z ławki, gdzie właśnie siedział z Albusem i posłał mi braterskiego całusa. Popukałam się palcem w czoło i z miną jakbym szła na szubienicę, skierowałam się do ławki, którą wskazał nam nauczyciel. Obok mnie usiadł Malfoy z miną bardzo podobną do mojej. Położyłam na środku jedno z moich zapasowych piór po czym syknęłam do niego:
- Tylko spróbujesz przekroczyć granicę, a pożałujesz że się urodziłeś.
Niestety nasz najwspanialszy nauczyciel Eliksirów zrobił mi i Malfoyowi na złość (przynajmniej ja tak uważam). Kazał nam uwarzyć wywar bujnego owłosienia w PARACH. Niechętnie przysunęłam się do Malfoya i razem zaczęliśmy ważyć ten głupi eliksir.
Niestety nasz najwspanialszy nauczyciel Eliksirów zrobił mi i Malfoyowi na złość (przynajmniej ja tak uważam). Kazał nam uwarzyć wywar bujnego owłosienia w PARACH. Niechętnie przysunęłam się do Malfoya i razem zaczęliśmy ważyć ten głupi eliksir.
- Podaj mi skórkę złotnika - mruknęłam do mojego towarzysza, który siedział sobie na ławce i podawał wypowiedziane przeze mnie ingrediencje, a ja odwalałam za nas oboje całą brudną robotę.
- Dwie muchy skrzydłosiadłe - powiedziałam na co Scorpius posłusznie podał mi ten składnik. - Dobra. To ty wrzuć jeszcze do kociołka listek mazi-pięty, a ja za ten czas będę siekać resztę składników.
- Nie ma sprawy - odparł uśmiechając się diabolicznie. Tak wiec gdy posiekałam wszystko spojrzałam na Malfoya, który wrzucił do kociołka coś okropnie zielonego. Zmarszczyłam brwi. Przecież to nie jest...
- Malfoy nie wyrzucaj tego! - ryknęłam, gdy tylko zdałam sobie sprawę, co to jest. Ale było już za późno. Kretyn wrzucił kawałek skórki bomsloonga. Połączenie eliksiru bujnego owłosienia i tej ingrediencji nie wróżyło nic dobrego. Tak więc w tej samej chwili z kociołka wyleciały dwie ciemno-zielone kule, które za swój cel obrały sobie właśnie nas. Z przerażeniem zauważyłam jak na moich rękach zaczynają się powoli pojawiać bąble.
- Malfoy, ja cie zabiję! - ryknęłam na tego osła.
- Panno Rose może lepiej będzie jak udacie się do pielęgniarki, a później go zabijesz - powiedział ze śmiechem nauczyciel. Blondyn skorzystał z okazji i wyleciał z klasy jak wystrzelony z procy, a ja oczywiście pognałam za nim. Niestety nie zdążyłam go dorwać, bo skubany wbiegł już do skrzydła szpitalnego.
- Na Merlina, siadajcie tutaj! - krzyknęła pielęgniarka wskazując na dwa łóżka stojące przed nią. Usiedliśmy posłusznie na danych miejscach jak dwa niewinne aniołki.
- Macie tutaj lekarstwo. Te bąble nie znikną od razu, więc może to potrwać dzień, no góra dwa. Weźcie te piżamy, przebieżcie się i nigdzie mi się z łóżek nie ruszać. - Wykonałam to o co prosiła pielęgniarka, położyłam się na łóżku i zakryłam kołdrą po sam nos. Łóżko dalej położył się Scorpius.
- Zobaczysz i tak czy siak cię dopadnę, Malfoy - mruknęłam złowieszczo czując, jak mi się przygląda.
* * *
Godzinę później, która trwała całą wieczność Malfoy zasnął, a ja nie miałam kogo dręczyć. Cóż za niesprawiedliwość! I gdy tak po raz pierwszy żałowałam, że ślizgon nie śpi do środka wparował na paluszkach Edd niczym tajny agent na jakiejś bardzo ważnej misji.
- Hej Rosie! - powiedział wesoło, kiedy znalazł się obok mnie. - Przyniosłem ci tutaj rzeczy, które przygotowały ci Cass i Frivette - Tutaj spojrzał nagle na śpiącego Malfoya z nieukrywaną odrazą, po czym usiadł na krześle obok mojego łóżka.
- A gdzie dziewczyny? - zapytałam wyjmując zawartość torby, którą przyniósł mi Parker,
- Zarobiły szlaban u Flitwicka, więc cię spakowały i kazały to dostarczyć - odparł rozłożył się na twardym szpitalnym krześle, jak gdyby to był najbardziej wygodny fotel w jakim kiedykolwiek siedział.
- Wspaniale nadajesz się na sowią pocztę - powiedziałam rozbawiona. Eddie spojrzał na mnie.
- Wiesz co?! Jak możesz?! To ja się tutaj trudzę, zanoszę ci te twoje szpargały, które ważą chyba z pięć kilo, a ty tak mi dziękujesz? - zawołał zbulwersowany. W odpowiedzi zrobiłam słodkie oczka i pocałowałam go w policzek
- No, tak lepiej - powiedział wyraźnie z siebie zadowolony. Ku mojej wielkiej uciesze przyniósł Gargulki i Eksplodującego Durnia, więc nie nudziliśmy się tak strasznie. Zdążyliśmy zagrać dwie partie nim pani Dwyer nakryła intruza w swoim królestwie.
- Panie Parker! Co pan tu robi? Przecież ja cię chłopcze tutaj nie wpuszczałam! Co to w ogóle odwiedzanie pacjentów bez mojej zgody. Wynocha, ale już! - krzyknęła pani Dwyer machając rękami, jakby odganiała właśnie jakąś wyjątkowo natrętną muchę.
- Ale proszę pani, jeszcze chwilę, skończymy tylko tę rundkę... Już prawie wygrałem... - powiedział błagalnie Eddie. Ale pielęgniarka wygoniła go grożąc przy okazji, że wleje mu do soku dyniowego Szkiele-Wzro, kiedy nie będzie się tego spodziewał, toteż się ewakuował.
- Rosie, przyjdę do ciebie po kolacji! - krzyknął na pożegnanie, a potem wysłał mi w powietrzu całusa i ulotnił się szybciutko ze Skrzydła Szpitalnego. Usiadłam wygodnie na łóżku i zobaczyłam Malfoya, który skrzywił się okropnie.
- Co Malfoy, ty też chcesz? - zapytałam pokazując mu język.
Jeden zero dla mnie, proszę państwa.
- Co Malfoy, ty też chcesz? - zapytałam pokazując mu język.
Jeden zero dla mnie, proszę państwa.
Tarararam! Wreszcie dodałam ten rozdział. Dodałam muzykę. Jak wam się podoba? Ta pierwsza mi się bardzo podoba, zresztą ona była z jakiejś reklamy chyba tylko nazwa, gdzieś mi uciekła. Ach, ta moja skleroza. :D Jeśli zauważycie jakieś błędy to proszę o nich wspomnieć w komentarzach Sprawdzałam tą notkę dwa razy i coś mogło mi umknąć.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Jeejku! Wreszcie dodałaś tutaj notkę. A już się bałam, że porzuciłaś ten blog. Ale dzięki Bogu nie.
OdpowiedzUsuńHmm..hmm.. co do notki jest fajna. Podoba mi się to jak na siebie wpadli, ten profesor i to jak trafili do skrzydła szpitalnego! Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy. I kiedy będą w końcu razem. Nie mogę się tego doczekać! Szablon bardzo ładny ;) i podoba mi się ta muzyka co na początku leci! Świetna ; D. A mi się wydaje, że ona była z reklamy ciastek ale głowy nie dam.
Weny życzę. I na następny rozdział czekam (dopiero 16 Stycznia?!) ; * .
No co ty! Ja miałabym go porzucić? Nigdy w życiu. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz ;P
UsuńZanim będą razem to uhuhuhu jeszcze trochę poczekasz ; 3 A mi też się zdaje, że to z reklamy od ciastek. Nie wiem XD Ale grunt, że fajna.
Pozdrawiam ; **
ps. Tak dopiero 16 Stycznia. Chociaż w sumie mam następny r. napisany w połowie to może trochę wcześniej. Zresztą nie wiem. Zobaczymy. :>
uwieeelbiam ten rozdział ♥
OdpowiedzUsuń