Weszłam do przedziału jako ostatnia. Ledwo przekroczyłam próg, a powitał mnie pisk dwóch dziewczyn, który dosłownie rzuciły się na mnie ściskając przy tym boleśnie, jakby grały w teleturniej "Kto szybciej udusi Rose". Te dwie morderczynie to Frivette Lacrett - niebieskooka blondynka - oraz Cassidy Blackley - zielonooka brunetka - moje przyjaciółki, które próbują mnie zabić na każdym kroku. Gdy wreszcie uwolniłam się z tego potwornego uścisku, zaczęłam rozglądać się po przedziale. Coś było nie tak. Nie, poprawka, coś było z pewnością nie tak.
- A gdzie miejsce dla mnie? - zapytałam wszystkich zebranych.
Nikt mi nie odpowiedział. Zła zaczęłam się rozglądać wokół. Lorcan i Lysander Scamanderowie gadali wesoło z Eddiem o miotłach, dziewczyny uciekały przed moim mrożącym krew w żyłach wzrokiem, Albus czytał książkę a Hugon... Malował paznokcie. Na czarno. Jakby ktoś się pytał, to ja go nie znam!
- I gdzie się podziali ci wszyscy dżentelmeni? - mruknęłam patrząc się przy tym na Albusa, który nawet nie podniósł wzroku tylko założył nogę na nogę, jak kobieta i z prawdziwą elegancją przewrócił kartkę książki. No nie! W takim razie jego również niezbyt kojarzę, uznajmy, że to jakiś przypadkowy ktoś a nie mój kuzyn, dobra?
- Wyginęli wraz z twoim narodzeniem - odparł po chwili Lorcan marszcząc zabawnie brwi.
- E tam, ja się mogę na tyle poświęcić i użyczyć ci kolana, jak chcesz! - zawołał chwilę po nim Edd Parker uśmiechając się przy tym jak narkoman. Miał czarne włosy (jeśli ktoś dokładnie się przyjrzał to mógł dostrzec zielone pasemka - wynik eksperymentów moich i Frivette. Cassidy dobitnie oświadczyła, że nie chce mieć z tym nic wspólnego choć sama z niezwykłą radością mazała jego włosy swoją różdżką do czego absolutnie się nie przyznaje) i ładne granatowe oczy. Na policzku posiada charakterystyczną bliznę w kształcie łzy, co jest pamiątką po meczu Gryffindor kontra Slytherin (a wiadomo, że to są zażarte pojedynki - łzy, krew, pot i te sprawy). Przyjaźnił się z Fredem, ale przez tyle lat robienia sobie wzajemnych kawałów nawet go polubiłam. Niestety.
- Dziękuję, nie skorzystam - mruknęłam dobitnie mierząc go wzrokiem.
- No to chodź do nas! - powiedzieli w tej samej chwili bliźniacy. Powtórzę to jeszcze raz: no nie! Wszyscy zabawiają się kosztem biednej, poszkodowanej Rose. Szybciutko przekalkulowałam sobie w myślach, co mi się najbardziej opłaca. Jeśli siądę na kolanach Edda to będzie mnie wyśmiewał do końca życia, a ja kobieta pracująca, to znaczy w moim przypadku myśląca, nie mogę sobie na to pozwolić. O Fredzie nie ma mowy, nie wiem czy by mnie w ogóle udźwignął na tych chudych patyczkach, a bliźniacy... Cóż zostawię to bez komentarza. Zrezygnowana ustawiłam swój kufer pod oknem po czym z niezwykłą gracją na niego usiadłam.
- I jak? Wygodnie ci? - spytał Parker uśmiechając się złośliwie. Nie zwróciłam na niego uwagi. Ja na takie zaczepki nie odpowiadam. No ale fakt faktem było mi bardzo niewygodnie. Chociaż bardzo to mało powiedziane.
- Albus, Hugo, a wy czego nie siedzicie ze ślizgonami? Zwolniłoby się dla mnie trochę miejsca - powiedziałam nagle, przypominając sobie nagle, że wcale nie powinno ich tu być.
- Obiecaliśmy cioci Hermionie, że w przedziale posiedzimy z wami i trochę was popilnujemy - powiedział Albus z głupim uśmieszkiem. Mina natychmiast mi zrzedła.
- Ile wam dała? - zapytałam na co Potter w odpowiedzi wyjął z sakiewki cztery galeony. Spojrzałam na niego oburzona, a kiedy ja prosiłam mamę, aby dała mi tyle to powiedziała, że nie ma mowy! A Albusowi i Hugonowi to kasiorę dała! No przecież to niesprawiedliwe! Chamstwo!
- Obiecaliśmy cioci Hermionie, że w przedziale posiedzimy z wami i trochę was popilnujemy - powiedział Albus z głupim uśmieszkiem. Mina natychmiast mi zrzedła.
- Ile wam dała? - zapytałam na co Potter w odpowiedzi wyjął z sakiewki cztery galeony. Spojrzałam na niego oburzona, a kiedy ja prosiłam mamę, aby dała mi tyle to powiedziała, że nie ma mowy! A Albusowi i Hugonowi to kasiorę dała! No przecież to niesprawiedliwe! Chamstwo!
Wzburzona siedziałam tak jeszcze przez kilka minut w myślach pisząc pełen oburzenia list zaadresowany do mojej rodzicielki. Epitety na temat Albusa mi się nie kończyły, kiedy do przedziału wparował Malfoy. Tak, tak ten nadęty, arogancki dupek. Zmierzył wszystkich zgromadzonych wzrokiem bazyliszka, przywitał się z Alem i Hugonem skinięciem głowy, a potem spojrzał na mnie. Chłopakom od razu włączył się tryb awaryjny, ponieważ wstali natychmiast gotowi do walki (to znaczy Lorcan, Lys i Eddie - Fred miał to w nosie, dziewczyny też zresztą, a Al i Hugo jako tako się z nim kumplowali). Aby zapobiec nieszczęściu i tego typu rzeczom (a przede wszystkich utratom punktów, których jeszcze nawet nie mamy) podeszłam szybko do niego.
- Czego?
- Spotkanie Prefektów - mruknął jeszcze raz rozglądając się po pomieszczeniu po czym ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy wyszedł z przedziału. Jęknęłam cicho. Kto by się spodziewał, że rzekome wyróżnienie, które mnie spotkało wcale nie okaże się takie fajne? Wyjęłam z kufra szkarłatną odznakę, a potem skierowałam w stronę przedziału, gdzie odbywało się spotkanie. Kiedy dotarłam na miejsce, Prefekta Naczelnego jeszcze nie było, natomiast Malfoy tak, więc zaraz zaczęliśmy miażdżyć się razem na spojrzenia. O tak, to było zdecydowanie moje ulubione zajęcie, a szczególnie wtedy, gdy ja wygrywałam.
- Jestem Caspian i jak zapewne się już domyśliliście, zostałem w tym roku Prefektem Naczelnym - powiedział nagle czarnowłosy krukon wchodząc do środka. - No ale nie owijajmy w bawełnę, jak to mówią mugole, tylko przejdźmy do sedna sprawy. Patrole odbywać się będą codziennie od czternastego września. Co do Halloween to jak zawsze na tą imprezę będziemy wybierać głównych organizatorów, którzy będą sprawować nad wszystkim pieczę. Losowanie odbędzie się w okolicach października, obecność obowiązkowa - zaczął monotonnym głosem spoglądając na swój notatnik. Zaczęłam ziewać, oczywiście bardzo dyskretnie żeby nie zauważył.
Coś tam jeszcze mówił (zrozumiałam mniej więcej tyle: blablabla i bla) a kiedy skończył gadać, podniosłam się prędziutko i już chciałam iść w stronę wyjścia, kiedy usłyszałam głos Caspiana.
- Rose, możesz chwilę poczekać? - zapytał rumieniąc się przy tym lekko. Ja się go boje. A jeśli to jakiś psychopata, który obrał mnie za swoją ofiarę? Nie chce umierać, jestem jeszcze młoda!
- T-ttak - powiedziałam zszokowana przypominając sobie w myślach, jak moja mama z ciotką Ginny i Luną uczęszczały się na kursie samoobrony. A szczególnie, gdy pani Scamander kopnęła mugolskiego instruktora w czułe miejsce przez co ten strasznie się wściekł i wyrzucił je za drzwi. Och, jak tato i wujek Harry byli wtedy źli! Chociaż słowo źli to mało powiedziane. W sumie to ja się im nie dziwię, przez okrągły miesiąc służyli swoim kobietom jako worki treningowe (wujek Rolf jakoś się wymigał, więc bęcki dostawali jeszcze od cioci Luny).
Kilka chwil później przedział zrobił się pusty. Tylko Malfoy najwyraźniej chciał bardzo posłuchać o czym będziemy rozmawiać, bo zaczął zawiązywać, a raczej robić supły, iście ślimaczym tempem.
Kilka chwil później przedział zrobił się pusty. Tylko Malfoy najwyraźniej chciał bardzo posłuchać o czym będziemy rozmawiać, bo zaczął zawiązywać, a raczej robić supły, iście ślimaczym tempem.
- Czy możesz stąd wyjść? - warknęłam w końcu. - Zawiążesz sobie te sznurówki na korytarzu. Nie odezwał się tylko dalej wiązał buta. I kto śmie mi wmówić, że on jest do końca normalny?
- To może chodźmy na zewnątrz - powiedział po krótkiej chwili Caspian na co przystałam z ochotą. Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, spojrzałam na niego wyczekująco.
- Słuchaj, bo wiesz, chciałbym się ciebie zapytać, czy poszłabyśzemnąnaspacer? - zapytał nieśmiało. Na szczęście zrozumiałam, co do mnie powiedział. Ale to nie zmienia faktu, że wmurowało mnie całkowicie. To ja tu sobie przypominam kursy samoobrony a on mi tu ze spacerkiem wyskakuje? To na pewno zasadzka. Tak, jestem tego pewna. Myśli, że na bierze mnie na to swoje słodkie oczka i postawę nieśmiałego chłopca? Co to, to nie!
- Eee... No wiesz... W tym roku OWTMy i chcę się uczyć na bieżąco i w ogóle - powiedziałam plącząc się. Chyba chciał coś wtrącić, ale gdzieś z tyłu (na całe szczęście!) ktoś zawołał moje imię, więc szybko ulotniłam się zostawiając Caspiana samego na korytarzu. Jak najszybciej weszłam do przedziału zamykając za sobą drzwi ze straszliwym hukiem i zasłaniając czerwone rolety. Po chwili odetchnęłam z ulgą. Kto wie, może jeszcze chwila a by się okazało, że jest wampirem i chce mnie pogryźć?
- Eeee ... Rose dobrze się czujesz? - zapytał Eddie z brwiami uniesionymi do góry.
- Nie! I ty też byś się źle czuł, gdyby jakiś podejrzany gościu zaprosił cię na spacerek po błoniach! - ryknęłam, a potem wyjrzałam nagle z przedziału chcąc upewnić się, że nikt tam nie stoi.
- Na szczęście Ed jest facetem i nic mu nie grozi. A tak na serio, to o kim mówisz? - wtrąciła się Frivette uśmiechając się przy tym złośliwie. Ona też wygląda podejrzanie. Może ona jest w zmowie z tym Caspianem?
- O nowym Prefekcie Naszelnym, Caspianie White - mruknął pod nosem Albus. I on to mówił tak spokojnie?!
- Eee tam, wymyślasz, Rose. Caspian to bardzo fajny chłopak jest mistrzem zagadek - powiedział Lys przy okazji ukazując swoje bialutkie kły.
- Przecież on ma taki sadystyczny wzrok, nie zauważyliście tych... - nie było mi dane dokończyć, gdyż w tej samej chwili do przedziału wpadł Fred z przerażeniem wymalowanym na twarzy (swoją drogą, kiedy on z niego wyszedł? Chyba wtedy, gdy byłam na spotkaniu).
- Cholera jasna, Roxanne tu idzie! Rose, musisz natychmiast zwiewać, ona szuka ciebie! - ryknął dysząc ciężko, jak maratończyk po przebiegnięciu tysiąca metrów. Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Chciałam stamtąd uciec, ale już z daleka usłyszałam jej ociekający słodyczą głos. Było za późno na ucieczkę...
- Nie, nie, nie! Ona mnie zamęczy! Na myśl o tych wszystkich różowych rzeczach robi mi się niedobrze. RATUNKU! - ryknęłam histerycznie. Nagle usłyszałam dźwięk kozaczków uderzających z łopotem w podłogę. A więc ona tu idzie. Nie, nie, nie ja nie chcę! Umrę jeśli jeszcze raz usłyszę o jakiejś nowej różowej laleczce. Nie wiele myśląc weszłam na półkę, gdzie leżały bagaże i wcisnęłam się między nie (aż się sama sobie szczerze dziwię, że się w ogóle zmieściłam!). Może mam tak wyjątkowo ślepą kuzynkę, że mnie nie zauważy? Miejmy nadzieję, że tak, bo jeśli nie, to zginę śmiercią tragiczną.
Czas nagle się zatrzymał. Sekundy mijały niczym godziny. Zwinięta w kłębek próbowałam stać się niewidzialną w duchu prosząc o cud... I wreszcie nadeszła ta straszna chwila, gdy Roxanne Weasley (zwana też Różową Apokalipsą) weszła do przedziału. Od razu uderzył mnie głęboki zapach jej perfum. I jestem na sto procent pewna, że wylała na siebie dwa duże - oczywiście różowe - flakoniki.
- Czeeść! - pisnęła wesoło przeciągając okropnie sylaby - jest tutaj może moja ukoochana kuzynka Rosie? - O mało nie zachłysnęłam się, gdy to usłyszałam. Cassidy i Frivette zaczęły niemalże dusić się ze śmiechu. Zanim zdążyłam się obejrzeć, wyszły z przedziału (kaszlając i kichając przy tym jednocześnie) jak najszybciej, aby przypadkiem Roxi ich nie dopadła. Spryciule jedne.
- Nie ma jej... Eee... Nie wróciła jeszcze ze spotkania prefektów - powiedział Albus kłamiąc jej w żywe oczy. Ja bym się bała. Ale przecież on jest taki odważny... Różowa Roxi zmroziła go wzrokiem, który oznaczał: i tak wiem, że kłamiesz Albusiku. Na szczęście dla Ala, a nieszczęście dla Hugona owa dziewczynka ujrzała jego pomalowane paznokcie. W jednej chwili jej kolor zmienił się kilkanaście razy, słowo honoru!
- One są czarne! - ryknęła patrząc się na mojego braciszka, po czym złapała go za rękę i siłą zaczęła wyciągać z przedziału. Opierał się dzielnie. Ryczał przy tym jak zraniony osioł krzycząc o pomoc, ale nikt nie chciał narażać się siostrze Freda. Normalnie bym mu współczuła, ale jest moim bratem więc... Będę strasznie zła i pozwolę, aby Roxi zrobiła z niego jedną ze swoich cudaśnie-słodkich landrynek.
Gdy wyszli z przedziału, zeszłam z półki i usiadłam na siedzeniu obitym szkarłatną skórą z uśmiechem wsłuchując się w piękne wrzaski mojego brata bliźniaka.
Żyć nie umierać, ludzie.
Żyć nie umierać, ludzie.
* * *
Pociąg Hogwart Express zaczął powoli zwalniać aż wreszcie zatrzymał się na stacji w Hogsmead.
- Rosie wstawaj - mruknął mi ktoś do ucha. Otworzyłam najpierw jedno oko, następnie drugie. Dwa centymetry nad moją twarzyczką sterczała głowa Eddiego, który szczerzył się w najlepsze.
- Kiedy zasnęłam?
- Jakieś trzy godziny temu - powiedział uśmiechając się.
- A gdzie reszta?
- A gdzie reszta?
- Wyszli przed chwilą z pociągu, jak się pospieszysz, to ich dogonimy. W pośpiechu założyłam swoją nową szkolną szatę, gdy tylko Parker wyszedł z przedziału. Pięć minut później oboje przedzieraliśmy się przez błoto. Poprawiałam właśnie krawat rozglądając się wokół za Cassidy lub Frivette.
- Pewnie są już w powozach - mruknął Edd, zręcznie omijając jakiegoś szarego kota. Kiedy go zobaczyłam od razu przypomniał mi się nasz stary domowy kocur, Krzywołap. Gdyby ktoś się zastanawiał dlaczego to szczwane zwierzę wciąż żyje, odpowiem, że jest nieśmiertelny. Musi być. Innego wytłumaczenia nie ma, że przeżył spokojnie fazę, w której razem z Hugonem dniami ganialiśmy go i ciągaliśmy za rudy ogon.
W oddali, koło jeziora dostrzegłam dziadka Hagrida przekrzykującego gwar na stacji. Z daleka na jego palcu śniła piękna (ale jaka ogromna!) obrączka - od kilkunastu lat on i Madame Maxime byli małżeństwem. Posłałam mu pełne radości spojrzenie obiecując, że odwiedzę go w najbliższym czasie, a następnie razem z Eddem skierowaliśmy się w stronę powozów.
- Rose, Rose! - ryknął ktoś nagle głosem bardzo podobnym do mojego brata. Odwróciłam się, a moim pięknym, niebieskim oczom ukazał się... Hugon. Ale nie wyglądał zwyczajnie. Był cały umalowany a jego usta miały kolor wściekłego różu. Ale to nie wszystko, jego paznokcie - jeszcze kilka godzin temu ziejące mroczą czernią - teraz były koloru jego pomalowanych ust. Spojrzałam na niego ze współczuciem.
A potem...
...a potem razem z Parkerem ryknęliśmy głośnym śmiechem.
A potem...
...a potem razem z Parkerem ryknęliśmy głośnym śmiechem.
- Bardzo śmieszne - mruknął Hugo. - Mogłem cię wydać, ruda pokrako, a jednak tego nie zrobiłem!
- Oczywiście, że zrobiłeś, ale na nic to się nie zdało. Ale jestem ci wdzięczna braciszku. Roxi na szczęście jest w Hufflepuffie, więc bez problemu będę jej unikać w czasie roku szkolnego - odparłam zadowolona. Hugon chciał się kłócić i nabierał już powietrza, aby zacząć, ale Eddie przerwał mi zabawę.
- Zaraz spóźnimy się na Ucztę Powitalną. Chcecie przegapić żarcie? - zapytał z uniesionymi brwiami. Oboje pokręciliśmy przecząco głowami. W tym akurat oboje w pełni się ze sobą zgadzaliśmy. Wsiedliśmy szybko do jakiegoś pierwszego powozu, rozkładając nogi, gdzie popadnie.
I znowu w domu.
* * *
Gdy powóz wreszcie się zatrzymał Eddie wysiadł pierwszy i jak na dżentelmena przystało podał mi dłoń. Śmiejąc się głośno, ujęłam jego dłoń widząc już z daleka naszych przyjaciół.
- Hugo ty jeszcze żyjesz? - zapytał ze śmiechem Fred, kiedy do nas dotarł. Parker, powiedział mu i reszcie o tym, jak wyszedł z pociągu wymalowany na różowo. Tak więc śmiejąc się weszliśmy do zamku. Hugon i Albus skierowali się w stronę stołu Slytherinu, a Lorcan i Lys w stronę Krukonów. Tymczasem ja, Fred, Eddie, Frii i Cassidy zajęliśmy nasze stałe miejsca tuż przy Wielkiej Sali. Z nudów zaczęłam rozglądać się ciekawie po sali, a moją uwagę przykuła nauczycielka ubrana w jaskrawą szatę i tiarę w kształcie pieroga. Zrobiłam przerażona minę. Gdzieś kilkanaście miejsc przed nami usłyszałam podniecony głos Roxi. No tak tą nauczycielkę też weźmie w te swoje szeregi Różowych Landrynek. Spojrzałam porozumiewawczo na Cass. Zapowiada się ciekawy rok, nie ma co. Oprócz tejże dziwnej nauczycielki nie było nikogo nowego, tak więc wiadomo był,o że będzie ona od obrony Przed Czarną Magią. Po obejrzeniu stołu nauczycielskiego skierowałam wzrok na stół ślizgonów. Scorpius zmierzył mnie prowokującym wzrokiem, na który uśmiechnęłam się wesoło i puściłam mu perskie oko. Och, jego mina w tamtym momencie, była warta wszystkich skarbów świata.
Pięć minut później do sali wszedł wujek Neville Longbottom ubrany w granatową lśniącą szatę, a tuż za nim truchcikiem pierwszoroczni. Posłałam młodym szeroki uśmiech po czym zaczęłam z uwaga śledzić ceremonię przydziału. Profesor postawił na stołku tiarę (odnowioną, wypucowaną i zszytą, która przechodziła właśnie swoją drugą młodość) a potem wyciągnął z kieszeni długą listę z nazwiskami i imionami nowych uczniów. Tiara rozerwała się na środku i zaczęła śpiewać piosenkę. Była troszkę dziwna i chaotyczna, ale mało kto zwracał na nią uwagę. Gdy skończyła w sali rozległa się burza oklasków.
Pięć minut później do sali wszedł wujek Neville Longbottom ubrany w granatową lśniącą szatę, a tuż za nim truchcikiem pierwszoroczni. Posłałam młodym szeroki uśmiech po czym zaczęłam z uwaga śledzić ceremonię przydziału. Profesor postawił na stołku tiarę (odnowioną, wypucowaną i zszytą, która przechodziła właśnie swoją drugą młodość) a potem wyciągnął z kieszeni długą listę z nazwiskami i imionami nowych uczniów. Tiara rozerwała się na środku i zaczęła śpiewać piosenkę. Była troszkę dziwna i chaotyczna, ale mało kto zwracał na nią uwagę. Gdy skończyła w sali rozległa się burza oklasków.
- Kiedy przeczytam wasze imiona i nazwiska podejdziecie do tego małego taboretu i założycie na głowę tiarę, którą przydzieli was do jednego z czterech domów - powiedział po chwili wujek Neville, uśmiechając się szeroko.
- Anthis Amelia - Niska dziewczynka o czarnych jak węgiel włosach i tego samego koloru oczach ruszyła wolnym krokiem w kierunku tiary. Ta ledwo dotknęła ją czubkiem głowy, a już wykrzyknęła:
- Slytherin!
- Barrow Alexander
- Hufflepuff!
- Collins Ellen
- Ravenclaw!
- Cork Kristoff - Na podest wkroczył cały czerwony na twarzy chłopiec o burzy brązowych włosów i zielonych oczach. Otworzyłam ze zdziwienia buzię, przecież to syn mojej ciotki Emmy. Tiara zastanawiała się chwile aż wreszcie ryknęła:
- Gryffindor!
Zaczęłam głośno klaskać i krzyczeć jak szalona żeby usiadł koło mnie
- Kristoff! - chłopak momentalnie odwrócił się i podbiegł w moją stronę.
- Rose! Mama mówiła, że na pewno cię tu zobaczę! - powiedział rozpromieniony. Wyściskałam go i wycałowałam jakby nadal był tym malutkim brzdącem, którego zapamiętale częstowałam herbatką, kiedy byłam mała.
- Rose, puść mnie wreszcie! - powiedział w końcu śmiejąc się.
- Przepraszam młody, ale jeszcze niedawno byłeś taaki malutki - odparłam rozczulona. Wszyscy popatrzyli się na mnie zdziwieni, wiec pospiesznie wytłumaczyłam im kim jest Kristoff, a oni również powitali go ciepło. Gdy wreszcie Ceremonia Przydziału się skończyła profesor McGonagall klasnęła w dłonie, a stoły ugięły się pod dużą ilością jedzenia. Nie wiedząc, co wybrać wzięłam wszystkiego po trochę, ale najbardziej posmakował mi indyk w polewie miodowej. Gdy wszyscy najedli się do syta nadszedł czas na desery. Oczywiście od razu rzuciłam się na ciasto czekoladowe z górą bitej śmietany i małą wisienką na górze.
- Rose czy ciebie w domu nie karmią? - zapytał Parker szczerząc zęby. Odpowiedziałam na to wzrokiem bazyliszka toteż się zamknął. I bardzo dobrze bo zaznałby mojego gniewu. Gdy wreszcie nastąpił koniec uczty uczniowie od klas drugich wzwyż poszli do swoich wież natomiast ja i reszta prefektów musiałam zapanować nad pierwszakami. Dzieci konkretnie zgłupiały chodząc po sali z przerażonymi oczami jakby pomogło im to dojść do swoich domów. Na nic były krzyki i wołania, gdzie mają się ustawiać. Lucas, kolega prefekt z Gryffindoru, widocznie nie wytrzymał tej presji, bo zaczął walić głową w ścianę.
- Luc, co ty robisz? Lepiej wymyśl, co można zrobić z tymi dzieciakami - powiedziałam, ale on nawet na mnie nie spojrzał. - Nienawidzę dzieci - mruknęłam, gdy trzeci raz z kolei nadepnął mnie jakiś ktoś. W końcu nie wytrzymałam, weszłam na stół Gryffindoru i rzuciłam na siebie zaklęcie, które sprawiło, że mój głos było słuchać w całej Wielkiej Sali.
- Cisza do jasnej cholery! - ryknęłam. Takiej ciszy jeszcze chyba nigdy nie słyszałam, serio! - Nie wiem co jest trudnego w ustawieniu się w PARACH obok nas - prefektów - z waszego domu. Przecież nic wam nie zrobimy! I przyrzekam że jeśli w ciągu pięciu minut nie będzie tu porządku nikt wam nie pokaże waszego pokoju ani niczego innego, więc cicho być! A ty Malfoy nie uśmiechaj się tak, bo swoim szóstym zmysłem wyczuwam, że za chwilę stracisz swoje uzębienie.
Scorpiusowi mina zrzedła, a maluchy zaczęły pospiesznie ustawiać się w rządku przy prefektach. Jestem niemalże pewna, że przestraszyła ich perspektywa włóczenia się po zamku w nocy.
Scorpiusowi mina zrzedła, a maluchy zaczęły pospiesznie ustawiać się w rządku przy prefektach. Jestem niemalże pewna, że przestraszyła ich perspektywa włóczenia się po zamku w nocy.
Skończyłam zgrabnie ze stołu i z zamiarem dołączenia do Lucasa ruszałam w jego kierunku, gdy nagle ktoś złapał mnie za przegub.
- Jeszcze się policzymy Weasley - syknął mi do ucha Scorpius z wyraźnie wyczuwalną pogardą w głosie. Ale ja oczywiście nic sobie z tego nie zrobiłam. Wyrwałam rękę z jego uścisku po czym puściłam mu całusa w powietrzu.
Wiecie co, ja chyba zostałam powołana do tego, aby wkurzać Scorpiusa Malfoya.
Wiecie co, ja chyba zostałam powołana do tego, aby wkurzać Scorpiusa Malfoya.
Wow, trochę się rozpisałam. :D W razie jakichś błędów, które się wkradły bardzo przepraszam i jeśli moglibyście mi wskazać, które to na pewno je poprawię. Dla jasności to spotkanie prefektów było tylko z rocznikiem szóstym i siódmym. Nie zanudzam dalej tylko życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Super !
OdpowiedzUsuńFajnie wykombinowałaś to z Roxanne. Podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam prolog i do 2 rozdziału i opowiadanie jest naprawdę dobre. Resztę przeczytam kiedy indziej. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńczytałem na razie tyle ale muszę powiedzieć że jest świetnie dobra idę czyta dalej
OdpowiedzUsuńsuper opowiadanie! bardzo wciąga :))
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń