Zamknąłem kufer z cichym trzaskiem i rozejrzałem się za różdżką. Umówiłem się z Rose, że spotkamy się zaraz po śniadaniu w jednej ze starych klas na piątym piętrze i wszystko omówimy. Wieczorem tuż po usłyszeniu tego, co powiedziała profesor McGonagall, oboje byliśmy w zbyt wielkim szoku żeby w ogóle się do siebie odezwać. Nie spałem prawie przez pół nocy, myśląc o pozostałych ofiarach. Gwyness Storm i Embry Ross. McGonagall wspomniała, że byli starsi... Ale Rill miał dopiero piętnaście lat. Dlaczego on? O co w tym wszystkim chodzi?
- Idziesz, Scorp? - zawołała Sire otwierając drzwi wejściowe i wychylając zza nich głowę.
- No właśnie, chodź wreszcie! - dodał Jasar, który musiał stać gdzieś obok Mormon.
- Już! - odparłem głośno i szybko wyszedłem z dormitorium. We trójkę skierowaliśmy się w stronę Wielkiej Sali. Sire paplała coś po drodze, ale za bardzo jej nie słuchałem, póki nie walnęła mnie z całej siły pięścią w ramię.
- No ej! - zawołałem zaskoczony, masując obolałe miejsce.
- O czym ty tak zawzięcie myślisz, co? - zapytała patrząc na mnie badawczo. - Ja i Jasar właśnie mówiliśmy ci, że Effie wczoraj nas o ciebie wypytywała. Myślę, że wzięła sobie ciebie na celownik, Scorp.
- Że co? Na jaki celownik? - zapytałem nieprzytomnie. Flint objął mnie opiekuńczo ramieniem.
- Na najgorszy jaki może wziąć cię dziewczyna. Będzie na ciebie polować tak długo póki nie będziesz jej.
- Ale... mnie? - mruknąłem z głupią miną. Sire i Jasar spojrzeli w moją stronę, a potem w tej samej chwili ryknęli głośnym śmiechem. Posłałem w ich stronę zabójcze spojrzenie i szybko ruszyłem przodem. Dawno nie myślałem o Effie, właściwie to całkiem zapomniałem, że w ogóle istnieje. Tyle ostatnio się działo... Poza tym już za pięć dni miałem być w domu, a wciąż nie miałem żadnego prezentu dla mamy. Dine obiecała mi ostatnio, że się za czymś rozejrzy, ale była chyba zbyt zajęta flirtowaniem z Damienem Zabinim.
Wielka Sala, jak zawsze zresztą, rozbrzmiewała głośnym gwarem rozmawiających uczniów. Ci którzy spostrzegli sowy zmierzające w ich stronę, szybko zabierali swoje talerze ze stołu, nie chcąc ryzykować, aby jakiś ptak wpadł im do miski z owsianką.
Usiadłem obok Nadine, która łyżką nabierała ze słoiku wielkie porcje dżemu i smarowała kanapkę. Pocałowałem ją czule w głowę i uśmiechnąłem się na powitanie. Dine szturchnęła mnie w odpowiedzi łokciem.
- Nie przy ludziach - mruknęła ze śmiechem. - Ale bardzo dobrze, że cię widzę. Znalazłam prezent dla cioci Astorii, ale nie wzięłam ze sobą wystarczająco kasy żeby go kupić. Musisz iść do sklepiku Madame Sant, poprosiłam ją żeby odłożyła dla ciebie prześliczną fioletową szkatułkę - powiedziała. Spojrzałem na nią z uznaniem.
- I kiedy to zrobiłaś? Myślałem, że wciąż wodzisz za tym całym Damienem oczami... - zacząłem, ale widząc wzrok mojej siostry, zamilkłem, jak porażony.
- To tylko przyjaciel - ucięła Nadine biorąc wielki kęs kanapki z dżemem. Uniosłem ręce do góry w geście pokoju. Nie chciałem jej denerwować, wyświadczyła mi wielką przysługę ze znalezieniem prezentu dla mamy. Nigdy nie mam pojęcia, co kupić kobietom w prezencie, więc zazwyczaj wysyłam Dine, aby czegoś poszukała. Ona ma do tego dryg, zawsze znajdzie coś wspaniałego.
Sire i Jasar dołączyli do nas chwilę później spierając się o coś ze śmiechem. Nie przysłuchiwałem się temu za bardzo, ponieważ wypatrywałem Rose między uczniami Gryffindoru. Jak na złość, nigdzie nie mogłem jej znaleźć.
- A właśnie, miałam się spytać; wracacie na Sylwestra do zamku? Gadałam już z Lucią i Sam, obie mówiły, że zaczynają planować wielką imprezę w Lochach - powiedziała nagle Sire biorąc łyk dyniowego soku. Nadine spojrzała na nią z nieukrywanym zachwytem.
- Naprawdę?! - zawołała głośno, cała w skowronkach. Mormon kiwnęła radośnie czarną czupryną. - Tak, tylko będę musiała dopilnować, aby Lara się o tym nie dowiedziała - dodała. Flint zmarszczył brwi.
- A co zrobisz z nią podczas imprezy? Przecież to będzie więcej niż podejrzane, jak zobaczy wystrojonych ślizgonów zmierzających do naszej Sali Imprez. - Sire machnęła lekceważąco ręką.
- Wsypię jej do wody środki nasenne, a jeśli ich nie wypije, to najzwyczajniej w świeci ją spetryfikuję. Oczywiście, dla dobra ludzkości, ma się rozumieć - dodała niewinnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wyobraziłem sobie wściekłą Larę, wstającą kilka godzin później po zakończonej imprezie i miotającą wokół iskrami, w poszukiwaniu siostry.
Jadłem właśnie kanapkę z serem, kiedy spostrzegłem Rose, zmierzającą w stronę stoły Gryffindoru. Hugon i Lily Luna machali zawzięcie ręką w jej stronę, jakby się paliło. Kiedy usiadła obok nich, zaczęli jej coś zawzięcie tłumaczyć. W pewnym momencie Weasley wybuchła radosnym śmiechem. Zakryła ręką buzię, ale nie mogła powstrzymać się od chichotania. Wyglądała cudownie, taka roześmiana i radosna z błyszczącymi czekoladowymi oczami, że mimo woli uśmiechnąłem się pod nosem.
Moje spojrzenie zauważyła dopiero kilka minut później, gdy kończyła jeść płatki. Kiwnęła w moją stronę głową, dając mi znak, że wyjdzie pierwsza, pożegnała się z przyjaciółmi i opuściła Wielką Salę.
Westchnąłem teatralnie.
- Wiecie co, chyba pójdę teraz do Hogsmead po tą szkatułkę dla mamy, bo jak mi ktoś ją wykupi to będę w prawdziwek kropce - mruknąłem wstając.
- Och, to weź mi przy okazji kup moją ulubioną czekoladę z Miodowego Królestwa! - zawołała Nadine. Kiwnąłem głową na znak, że to zrobię, choć nie byłem z tego powodu taki wesoły. Teraz naprawdę musiałem iść do Hogsmead. Na szczęście, okazało się, że Rose też ma coś do załatwienia w wiosce, więc umówiliśmy się na ławce stojącej niedaleko wielkiego zegara za godzinę. Praktycznie nikt tamtędy nie chodził, więc było to dobre miejsce, aby pogadać.
Zakupy zajęły mi trochę czasu, głównie przez kolejkę jaka była w sklepie pani Sant. Miałem już z niego wychodzić, kiedy przypomniałem sobie, że przecież nie mam prezentu dla Jasara. Z westchnieniem zacząłem się rozglądać za czymś dla niego. W końcu wybrałem czarny zegarek i z ulgą, że mam to już za sobą, ruszyłem w stronę Miodowego Królestwa. Tam czułem się już jak ryba w wodzie, brałem niemalże wszystkie słodycze i jak leci pakowałem je do worka.
Lżejszy o jakieś kilkanaście galeonów, kupiłem jeszcze po drodze Kremowe Piwo. Lewitując je nad sobą, z torbami pełnymi słodyczy ruszyłem na omówione z Rose miejsce.
Weasley czekała już na mnie, bawiąc się bransoletką. Widząc Kremowe Piwo, które posłałem w jej stronę, uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dzięki - powiedziała biorąc łyk. Zaśmiałem się cicho widząc wąsy, jakie zrobiły się nad jej ustami.
- Długo czekałaś?
- Tylko kilka minut. - Kiwnąłem w odpowiedzi głową i wygodnie rozsiadłem się na ławce. Przez chwilę oboje piliśmy Kremowe Piwo w zupełnej ciszy. To Rose ją przerwała, trochę pokasłując.
- Sporo o tym myślałam, Scorpius i doszłam do wniosku, że jeśli te dwie pozostałe ofiary, są czarodziejami, o ich morderstwie na pewno będzie coś w Proroku Codziennym. Nie znamy jednak daty, ani właściwie niczego oprócz tego, że nie byli nastolatkami i ich imion, więc będzie trochę ciężko ich szukać.
- Ale skąd chcesz wziąć stare wydania Proroków? Ktoś je w ogóle trzyma? - zapytałem z zaskoczeniem. Rose wywróciła teatralnie oczami.
- Przecież wszyscy wiedzą o tym, że pani Snow je namiętnie kolekcjonuje, ma ich chyba z tysiąc albo i więcej - powiedziała. - Ale znam pewne zaklęcie, które pomoże nam trochę w poszukiwaniach, więc nie będziemy musieli czytać każdego z nich - zapewniła mnie widząc moją minę. - Poza tym, zastanawiałam się ostatnio nad tym, jak... ten mężczyzna... mógł wejść do Hogwartu. Większość tajnych przejść została zamknięta podczas odbudowy zamku po Wojnie. A przynajmniej te o których wiedzieli. Hogwart jest wielki, więc możliwe, że znalazł jakieś inne... Ale gdzie? Sama nie wiem... - mruknęła ze wzrokiem wbitym daleko przed siebie. Postanowiłem podzielić się z nią swoimi podejrzeniami, a także tym, że gdy tylko mam chwilę wolną, chodzę na piąte piętro i sprawdzam portrety.
- To jest dopiero żmudne zajęcie! Wiesz, ale chyba rzeczywiście masz rację. Jak tak się dłużej na tym zastanowić, to uciekł bardzo naprawdę szybko. Na tym korytarzu musi być jakieś przejście, mógł w nie wejść i wyjść w zupełnie innym miejscu, jak myślisz? W Hogwarcie jest ich naprawdę wiele i dużo osób z nich korzysta, aby ominąć Irytka, jak sieje zamęt - powiedziała. To były tylko domysły, ale mogły w rzeczywistości okazać się prawdą.
Po Kremowym Piwie, jakoś tak zgłodniałem, więc wyjąłem pierwszą z brzegu torbę cukierków i zajadając się nimi razem z Rose, rozmawialiśmy dalej. Przeszukiwanie Proroków musieliśmy zacząć jak najszybciej. Niestety mogliśmy to zrobić dopiero po świętach. Pani Snow zamknęła Bibliotekę tydzień wcześniej, ponieważ wyjechała do swojej córki mieszkającej w Irlandii i za żadne skarby nie chciała zostawić Biblioteki komuś innemu pod opiekę. Niektórzy ludzie mają naprawdę wielkiego bzika jeśli chodzi o książki.
Umówiliśmy się z Rose, że wrócimy do Hogwartu jeszcze przed Sylwestrem i weźmiemy się do razem do roboty.
Godzinę później, oboje podnieśliśmy się z ławki. Wręczyłem Rose torbę cukierków, widząc, że te które jedliśmy, bardzo jej posmakowały. Weasley podziękowała mi za nie nieśmiałym uśmiechem i ruszyła przed siebie. Ja postanowiłem wrócić do zamku okrężną drogą. Właściwie byłem już przy niedaleko Sali Wyjściowej, gdy usłyszałem, jak ktoś woła moje imię.
- Effie? - zapytałem zaskoczony, odwracając się i widząc, jak biegnie w moją stronę.
- Szukam cię chyba od dwóch godzin! - zawołała ślizgając się po drodze. Zapewne upadłaby na ziemię, gdy nie to, że złapałem ją za ręce w ostatniej chwili.
- Och, no tak, robiłem zakupy... - mruknąłem w odpowiedzi. Włosy Effie były związane w wysokiego kucyka niemalże na środku głowy. Miała na sobie niebieski płaszczyk i dziwne czarne rajstopy z dziurkami. Cała się trzęsła, więc szybko wywnioskowałem, że pewnie ma na sobie spódnicę. A na dworze prawie dwadzieścia pięć stopni na minusie!
- Będziesz chora! Chodź natychmiast do zamku! - zawołałem. Turpin ruszyła posłusznie za mną. Nalegałem na to, żebyśmy poszli do pielęgniarki, więc Effie się zgodziła, ale usilnie chciała pójść dłuższą drogą. Miałem dziwne przeczucie, że coś w tym jej naleganiu jest dziwnego, ale się zgodziłem.
Byliśmy w połowie drogi, kiedy Turpin zatrzymała się gwałtownie i wskazała ręką na coś nad nami. Uniosłem wzrok i spojrzałem z zaskoczeniem na jemiołę. Hogwartczycy, którzy stali na korytarzu, wołali coś do nas głośno i bili brawo. Wśród nich zauważyłem Rose, jeszcze w kurtce, stojąc tuż obok swojej kuzynki Lily Luny.
Nie zdążyłem nawet się odezwać, ponieważ Effie zamknęła mi usta pocałunkiem.
Jadłem właśnie kanapkę z serem, kiedy spostrzegłem Rose, zmierzającą w stronę stoły Gryffindoru. Hugon i Lily Luna machali zawzięcie ręką w jej stronę, jakby się paliło. Kiedy usiadła obok nich, zaczęli jej coś zawzięcie tłumaczyć. W pewnym momencie Weasley wybuchła radosnym śmiechem. Zakryła ręką buzię, ale nie mogła powstrzymać się od chichotania. Wyglądała cudownie, taka roześmiana i radosna z błyszczącymi czekoladowymi oczami, że mimo woli uśmiechnąłem się pod nosem.
Moje spojrzenie zauważyła dopiero kilka minut później, gdy kończyła jeść płatki. Kiwnęła w moją stronę głową, dając mi znak, że wyjdzie pierwsza, pożegnała się z przyjaciółmi i opuściła Wielką Salę.
Westchnąłem teatralnie.
- Wiecie co, chyba pójdę teraz do Hogsmead po tą szkatułkę dla mamy, bo jak mi ktoś ją wykupi to będę w prawdziwek kropce - mruknąłem wstając.
- Och, to weź mi przy okazji kup moją ulubioną czekoladę z Miodowego Królestwa! - zawołała Nadine. Kiwnąłem głową na znak, że to zrobię, choć nie byłem z tego powodu taki wesoły. Teraz naprawdę musiałem iść do Hogsmead. Na szczęście, okazało się, że Rose też ma coś do załatwienia w wiosce, więc umówiliśmy się na ławce stojącej niedaleko wielkiego zegara za godzinę. Praktycznie nikt tamtędy nie chodził, więc było to dobre miejsce, aby pogadać.
Zakupy zajęły mi trochę czasu, głównie przez kolejkę jaka była w sklepie pani Sant. Miałem już z niego wychodzić, kiedy przypomniałem sobie, że przecież nie mam prezentu dla Jasara. Z westchnieniem zacząłem się rozglądać za czymś dla niego. W końcu wybrałem czarny zegarek i z ulgą, że mam to już za sobą, ruszyłem w stronę Miodowego Królestwa. Tam czułem się już jak ryba w wodzie, brałem niemalże wszystkie słodycze i jak leci pakowałem je do worka.
Lżejszy o jakieś kilkanaście galeonów, kupiłem jeszcze po drodze Kremowe Piwo. Lewitując je nad sobą, z torbami pełnymi słodyczy ruszyłem na omówione z Rose miejsce.
Weasley czekała już na mnie, bawiąc się bransoletką. Widząc Kremowe Piwo, które posłałem w jej stronę, uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dzięki - powiedziała biorąc łyk. Zaśmiałem się cicho widząc wąsy, jakie zrobiły się nad jej ustami.
- Długo czekałaś?
- Tylko kilka minut. - Kiwnąłem w odpowiedzi głową i wygodnie rozsiadłem się na ławce. Przez chwilę oboje piliśmy Kremowe Piwo w zupełnej ciszy. To Rose ją przerwała, trochę pokasłując.
- Sporo o tym myślałam, Scorpius i doszłam do wniosku, że jeśli te dwie pozostałe ofiary, są czarodziejami, o ich morderstwie na pewno będzie coś w Proroku Codziennym. Nie znamy jednak daty, ani właściwie niczego oprócz tego, że nie byli nastolatkami i ich imion, więc będzie trochę ciężko ich szukać.
- Ale skąd chcesz wziąć stare wydania Proroków? Ktoś je w ogóle trzyma? - zapytałem z zaskoczeniem. Rose wywróciła teatralnie oczami.
- Przecież wszyscy wiedzą o tym, że pani Snow je namiętnie kolekcjonuje, ma ich chyba z tysiąc albo i więcej - powiedziała. - Ale znam pewne zaklęcie, które pomoże nam trochę w poszukiwaniach, więc nie będziemy musieli czytać każdego z nich - zapewniła mnie widząc moją minę. - Poza tym, zastanawiałam się ostatnio nad tym, jak... ten mężczyzna... mógł wejść do Hogwartu. Większość tajnych przejść została zamknięta podczas odbudowy zamku po Wojnie. A przynajmniej te o których wiedzieli. Hogwart jest wielki, więc możliwe, że znalazł jakieś inne... Ale gdzie? Sama nie wiem... - mruknęła ze wzrokiem wbitym daleko przed siebie. Postanowiłem podzielić się z nią swoimi podejrzeniami, a także tym, że gdy tylko mam chwilę wolną, chodzę na piąte piętro i sprawdzam portrety.
- To jest dopiero żmudne zajęcie! Wiesz, ale chyba rzeczywiście masz rację. Jak tak się dłużej na tym zastanowić, to uciekł bardzo naprawdę szybko. Na tym korytarzu musi być jakieś przejście, mógł w nie wejść i wyjść w zupełnie innym miejscu, jak myślisz? W Hogwarcie jest ich naprawdę wiele i dużo osób z nich korzysta, aby ominąć Irytka, jak sieje zamęt - powiedziała. To były tylko domysły, ale mogły w rzeczywistości okazać się prawdą.
Po Kremowym Piwie, jakoś tak zgłodniałem, więc wyjąłem pierwszą z brzegu torbę cukierków i zajadając się nimi razem z Rose, rozmawialiśmy dalej. Przeszukiwanie Proroków musieliśmy zacząć jak najszybciej. Niestety mogliśmy to zrobić dopiero po świętach. Pani Snow zamknęła Bibliotekę tydzień wcześniej, ponieważ wyjechała do swojej córki mieszkającej w Irlandii i za żadne skarby nie chciała zostawić Biblioteki komuś innemu pod opiekę. Niektórzy ludzie mają naprawdę wielkiego bzika jeśli chodzi o książki.
Umówiliśmy się z Rose, że wrócimy do Hogwartu jeszcze przed Sylwestrem i weźmiemy się do razem do roboty.
Godzinę później, oboje podnieśliśmy się z ławki. Wręczyłem Rose torbę cukierków, widząc, że te które jedliśmy, bardzo jej posmakowały. Weasley podziękowała mi za nie nieśmiałym uśmiechem i ruszyła przed siebie. Ja postanowiłem wrócić do zamku okrężną drogą. Właściwie byłem już przy niedaleko Sali Wyjściowej, gdy usłyszałem, jak ktoś woła moje imię.
- Effie? - zapytałem zaskoczony, odwracając się i widząc, jak biegnie w moją stronę.
- Szukam cię chyba od dwóch godzin! - zawołała ślizgając się po drodze. Zapewne upadłaby na ziemię, gdy nie to, że złapałem ją za ręce w ostatniej chwili.
- Och, no tak, robiłem zakupy... - mruknąłem w odpowiedzi. Włosy Effie były związane w wysokiego kucyka niemalże na środku głowy. Miała na sobie niebieski płaszczyk i dziwne czarne rajstopy z dziurkami. Cała się trzęsła, więc szybko wywnioskowałem, że pewnie ma na sobie spódnicę. A na dworze prawie dwadzieścia pięć stopni na minusie!
- Będziesz chora! Chodź natychmiast do zamku! - zawołałem. Turpin ruszyła posłusznie za mną. Nalegałem na to, żebyśmy poszli do pielęgniarki, więc Effie się zgodziła, ale usilnie chciała pójść dłuższą drogą. Miałem dziwne przeczucie, że coś w tym jej naleganiu jest dziwnego, ale się zgodziłem.
Byliśmy w połowie drogi, kiedy Turpin zatrzymała się gwałtownie i wskazała ręką na coś nad nami. Uniosłem wzrok i spojrzałem z zaskoczeniem na jemiołę. Hogwartczycy, którzy stali na korytarzu, wołali coś do nas głośno i bili brawo. Wśród nich zauważyłem Rose, jeszcze w kurtce, stojąc tuż obok swojej kuzynki Lily Luny.
Nie zdążyłem nawet się odezwać, ponieważ Effie zamknęła mi usta pocałunkiem.
* * *
Siedziałem w pociągu Express Hogwart wpatrując się beznamiętnie w pola, które właśnie mijaliśmy. Sire i Jasar grali w Eksplodujące Gargulki i po każdej skończonej rundzie wołali mnie, abym do nich dołączył. Byłem jednak tak pochłonięty swoimi myślami, że prawie w ogóle ich nie słyszałem.
Effie. Effie Turpin. Marzyłem o niej przez całą piątą klasę. Robiłem z siebie totalnego idiotę, ciesząc się jak głupi z choćby jednego delikatnego uśmiechu, który posłała w moją stronę. W końcu, kiedy zaczęła umawiać się z pewnym krukonem, łamiąc tym samym moje serce, dałem sobie z nią spokój. A teraz Effie znów zawitała w moim życiu. I szczerze mówiąc, gdyby to wydarzyło się kilkanaście miesięcy temu, gdyby wtedy pocałowała mnie na oczach wszystkich, byłbym w siódmym niebie. Teraz... dużo rzeczy się zmieniło.
Oparłem się z westchnieniem o szybę. Powoli zaczynało robić się ciemniej i już niedługo mieliśmy zawitać na stacji Kings Cross. Zamknąłem ze zmęczeniem oczy... Tylko na chwilę... Niespodziewanie przed oczami ujrzałem garść rudych włosów. Poderwałem się gwałtownie do góry i rozejrzałem wokół. Sire i Jasar spojrzeli na mnie ze zdziwionymi minami.
- Dobrze się czujesz? - zapytała Mormon.
- Ja... Tak, tak - kiwnąłem głową, próbując wmówić sobie, że wcale nie czuję rozczarowania. Naprawdę.
_____________________________
W końcu dodaję nowy rozdział, długo musieliście na niego czekać, wiem, ale święta są już tuż tuż, więc postaram się napisać sobie zapas.
Bardzo podobał mi się ten rozdział! Mimo, że nie dowiedzieliśmy się niczego nowego, lubię takie rozdziały, które są spokojne i dosyć wesołe. Scorpius i Rose coraz lepiej się ze sobą dogadują, a co za tym idzie, wydaje mi się, że Malfoy zaczyna coś czuć do naszej rudowłosej panienki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Scor i Rose umówili się po świętach. Zapowiadają się ciekawe rozdziały spędzone w zaciszu biblioteki... Może w końcu coś między tą parką się zdarzy...?
Znalazłam w tym rozdziale sporo literówek i błędów stylistycznych - powtórzeń itp, ale nie będę tu ich wszystkich wypisywać ;-)
Czekam na kolejny! <3
Postaram się przejrzeć ten rozdział i je wyłapać, obiecuję! :D
UsuńDziękuje za komentarz i ściskam cieplutko. <3
Dawno mnie tu nie było, mała przerwa, eh, przepraszam...
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to bardzo przyjemnie mi się go czytało:)
Oj, już nie lubię Effie!
Ale widzę, że Scorpius chyba nie odwzajemnia jej uczuć. Za to z Rose stosunki mu się znacznie poprawiły, co mnie niezmiernie cieszy :D
Znalazłam kilka błędów, ale przez późną porę zapomniałam;_;
Ściskam ciepło i życzę weny!
Z.
PS. Wesołych Świąt!:*
Nie ma za co, naprawdę. Fajnie, że wróciłaś! ;*
Usuń♥
No nieee! Niech Effie zostawi Scorpiusa w spokoju, on jest Rose tylko i wyłącznie więc niech spada:D
OdpowiedzUsuńHhahah, co racja to racja. ^^
UsuńHejka! Niestety skończyłam nadrabiać i teraz będę bardzo niecierpliwie czekać na ciąg dalszy. Dlatego jak już to czytuję zakończone blogi. No ale w przypadku trwających jako osoba komentujący mogę w pewien sposób motywować autorkę do pracy. Więc uwierz mi, że jest super. Historia jest na prawdę fajna, z każdym rozdziałem się coraz bardziej rozkręca. Bardzo mnie wkurza Effie, ale cieszę się, że wplotłaś tą postać, bo przez to jest ciekawiej. Mam nadzieję, że nie będziesz długo trzymała swoich czytelników w niepewności i niebawem dodasz kolejny rozdział. Życzę wesołych Świąt, bo przecież jutro Wigilia. Całusy!
OdpowiedzUsuńWiem, ja też właściwie bardziej lubię zakończone od nadal trwających, ale co poradzić. :D
UsuńOdpowiadam późno, ale bardzo dziękuje za życzenia. A ze swojej strony życzę Szczęśliwego Nowego Roku! ;*
Rozdział super! Czekam na jakieś rozwinięcie wątku Sire albo Jasara, bardzo ich polubiłam;)
OdpowiedzUsuńW takim razie mogę zdradzić, że się w końcu doczekasz. Obiecuję :D
UsuńKurczęę, już bym chciała Rose i Scorpiusa razem :p
OdpowiedzUsuń(a Tak btw to czytałam Rose Stelle Weasley chyba gdzieś od 2013 roku i gdy ostatnio odkryłam, że wróciłaś do pisania o tej parze naprawdę się ucieszyłam .:)
Czekam na kolejne rozdziały :p
O matko, naprawdę? ♥ Bardzo mnie cieszy, że czytają to opowiadanie osoby, które robiły to, gdy jeszcze publikowałam tekst o Rose. <3
UsuńSzczęśliwego Nowego Roku!
Świetne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwww.misty-symphony.blogspot.com
Bardzo dziękuje, Acrimonio. :D
UsuńPozdrawiam ciepło! ♥
Czy nie myślałaś o tym, aby zacząć przygodę z forami typu PBF? Zostawiam namiar na siebie w postaci gg 8660039 i linku do strony: http://magiclullaby.forumpl.net/
OdpowiedzUsuńA wiesz, że myślałam? :D Niestety teraz nic z tego nie wyjdzie, muszę wziąć się wreszcie za tę historię i ją dokończyć. Ale może za jakiś czas... Niczego nie wykluczam.
UsuńDziękuje link do forum, dołączę czy nie, będę tam zaglądać. :)